24.

4.6K 212 16
                                    

Po wytężonej pracy, nareszcie przyszedł czas odpoczynku. Dodatkowo, choinki i inne dekoracje świąteczne przypominały o zbliżających się feriach i poprawiały wszystkim nastrój, pomimo okropnej i absolutnie nie zimowej pogody.
Hermiona bardzo cieszyła się na te święta. Miały to być pierwsze spędzone z mężem i ojcem. Dodatkowo byli zaproszeni dwudziestego czwartego grudnia na tradycyjną polską kolację do Kozlovskich, na którą bardzo się cieszyła, niezmiernie ciekawa polskich tradycji świątecznych. Dużo już wiedziała o Polsce. Eva z namiętnością opowiadała o swojej ojczyźnie, podsycając w młodej czarownicy chęć zwiedzenia tego kraju.
Przepełniona nadzieją na udane święta, starała się odpychać od siebie smutne myśli o świętach dotychczas spędzonych z Grangerami. Ból był nadal dotkliwy, a chęć ukarania winnych ogromna. Ten czas chciała spędzić w miarę beztrosko, bez myślenia o wojnie, o bólu i stracie.
Dzień przed wyjazdem do domów, zorganizowali spotkanie Armii Dumbledore'a. Poza treningiem, były także życzenia i umawianie się na spotkania w czasie przerwy.
Wracały z Pokoju Życzeń we trzy, Hermiona, Ginny i Luna. Ruda namawiała starszą koleżankę na wizytę w Norze, by poznała jej chłopaka, kiedy zza rogu wyszły dwie osoby, zagradzając im przejście.
- Kogo my tu mamy? - zadrwił Dean Thomas. - Szlama nietoperza i jej świta.
- Nie nazywaj jej tak. - Ruda natychmiast przyjęła pozycję bojową, wyciągając różdżkę.
- Odsuń się, Ginny.- odezwała się druga osoba, wciąż chowając twarz pod kapturem. - Nie chcemy Ciebie skrzywdzić.
- A mnie już tak, Ronald? - zapytała Hermiona, także wyciągając magiczny patyk z rękawa.
- Tobie chcemy ręcznie przetłumaczyć, że zadawanie się ze Snape'em to zły pomysł. - odpowiedział Ron, zdejmując kaptur.
- Jestem dorosła, więc pozwól, że sama będę decydować z kim chcę się zadawać, a z kim nie. - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Kiedy oni prowadzili dyskusję, Luna cichutko wycofała się do bocznego korytarza i ile sił w nogach pobiegła do gabinetu profesora Flitwick'a, który miał kwatery najbliżej miejsca, w którym stali.
Zostali we czworo i choć chłopcy ustalili wcześniej, że Ginny ma nie ucierpieć, nie uzgodnili, jak to osiągnąć.
- Miona jest mi bliska jak siostra. - syknęła młodsza z dziewcząt. - Ostatnio, bliższa niż Ty, Ron. Więc atakując ją, atakujesz nas obie.
- Jak chcesz, mała. - Weasley wzruszył ramionami i rzucił pierwsze zaklęcie w stronę siostry. Zszokowana dziewczyna odbiła je w ostatniej chwili.
- Naszym celem jesteś Ty, pani Prefekt. - Dean wyszczerzył zęby w złowrogim uśmiechu.
- Próbuj swoich sił. - odparła poważnie Hermiona i posłała w stronę chłopaka pierwsze zaklęcie. Ku jego zaskoczeniu, dziewczyna poruszała się szybko, unikając jego uroków, zaś jej zaklęcia były bardziej skomplikowane od tych, które znali z lekcji. Tylko dzięki temu, że matka miała obsesję na punkcie zbliżającej się wojny i trenowała z synem, kiedy tylko miała okazję, chłopakowi udawało się dorównywać szybkością gryfonce.
- Co tu się, na Merlina, wyrabia? - usłyszeli piskliwy głos profesora Zaklęć. - Proszę natychmiast przerwać walkę i oddać mi różdżki. - cała czwórka, jak na komendę zaprzestała rzucania w siebie zaklęciami i zgodnie oddali swoje różdżki profesorowi. - Wszyscy jesteście z domu Godryka, dlatego idziemy do profesor McGonagall. Ona wymierzy wam karę.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem, Granger. - sykną Thomas, mijając dziewczynę.
- Słyszałem to, panie Thomas. - powiedział surowym tonem mały nauczyciel.

Stali w rzędzie ze spuszczonymi głowami przed biurkiem opiekunki ich domu.
- Czy macie jeszcze coś do dodania, oprócz tego, co powiedział profesor Flitwick i panna Lovegood? - nauczycielka patrzyła na każdego ze swoich podopiecznych surowym wzrokiem. Wszyscy potrząsnęli głowami przecząco. - Rozumiem, że dziewczęta zostały zaatakowane i się broniły. Nie zmienia to jednak faktu, że pojedynki na terenie szkoły są zakazane. Dlatego, zgłoszą się panie pierwszego dnia lekcji po feriach, do mojego gabinetu zaraz po kolacji na szlaban. - obie gryfonki sapnęły ze złości, ale pokiwały głowami twierdząco. - Co do panów...
- Czy ja mogę z nimi przyjść na szlaban, pani profesor? - monolog nauczycielki przerwał cichy głos blondynki.
- Pierwszy raz w swojej karierze widzę ucznia, który dobrowolnie zgłasza się na szlaban. - McGonagall popatrzyła znad okularów na Krukonkę. - Doceniam pani poczucie wspólnoty z przyjaciółkami, panno Lovegood. Może pani uczestniczyć w tym szlabanie. - znów przeniosła wzrok na chłopców. - Wy, panowie tracicie po sto punktów od swojego domu za atak na swojego Prefekta i swoją siostrę, panie Weasley. Oprócz tego, jutro odbiorą was rodzice i zostaną poinformowani o całym zajściu. - najmłodszy syn Weasley'ów aż wstrzymał oddech na myśl, jak zareaguje jego matka na wieść, że walczył z własną siostrą. - Dodatkowo obaj macie dwutygodniowy szlaban z panem Filchem od pierwszego dnia lekcji po feriach. - zdjęła okulary i westchnęła ciężko. - Muszę przyznać, że jestem bardzo rozczarowana i zawiedziona waszym postępowaniem. Nie wzięliście sobie do serca pieśni Tiary Przydziału z uczty powitalnej. A Pan, panie Weasley, - zwróciła się do rudzielca. - już jest na cenzurowanym, po akcji z Zabinim. Uprzedzam, że jeszcze jedna podobna sytuacja z Pana udziałem i sama złożę do dyrektora wniosek o zawieszenie Pana w prawach ucznia Hogwartu. - chłopak poderwał głowę i popatrzył na starszą czarownicę z przerażeniem. Miał świadomość, że po tym, jak bliźniacy rzucili szkołę po akcji z Umbrige, Molly by nie przeżyła wyrzucenia z Hogwartu kolejnej latorośli. - Teraz proszę się udać do swoich kwater i życzę dobrej nocy. Profesor Flitwick was odprowadzi. - wszyscy wymamrotali słowa pożegnania i karnie ruszyli za opiekunem Domu Roweny.

- Czyś Ty upadł na głowę, Ronaldzie?! - Molly Weasley, wezwana przez wicedyrektorkę, gotowała się ze złości, o czym świadczyły wypieki na policzkach i podniesiony, wręcz piskliwy ton. - Nie tak Cię z ojcem wychowaliśmy. - chłopak stał ze spuszczoną głową przed matką i już od pół godziny wysłuchiwał jej wrzasków. Wiedział, że ma przechlapane i jego rodzicielka będzie mu suszyć głowę całe ferie. - Jak mogłeś zaatakować Hermionę? Przecież ją kochałeś.
- Ja ją nadal kocham, mamo.- wydukał ledwo słyszalnie.
- Było jej nie zdradzać z Lawender. - mruknęła Ginny, na co brat posłał jej mordercze spojrzenie.
- Ginny ma rację. - ciągnęła Molly. - Sam zrezygnowałeś z Hermiony. Może jeszcze gdybyś jej powiedział, a nie że dowiedziała się na meczu quiditch'a, gdy Lawender Cię pocałowała przy całej szkole. Wierz mi, żadna kobieta nie wybacza takiej rzeczy. Przepraszam Minervo za niego. - kobieta zwróciła się do nauczycielki.
- Uprzedzam, o czym Ronald wie, że jeszcze jeden wybryk i zostanie zawieszony. - odpowiedziała nauczycielka.
- Jak Cię wyrzucą ze szkoły, wyrzeknę się Ciebie. - zazwyczaj zarumieniona kobieta nagle zbladła.
- Bliźniaków jakoś nie wydziedziczyłaś. - żachnął się oburzony.
- Bliźniaki działali w słusznej sprawie i pracują na swoje utrzymanie. - odparowała kobieta, posyłając synowi groźne spojrzenie. - Poczekaj, niech starsi bracia przyjadą na święta. Oni Ci wytłumaczą, jak należy postępować względem kobiet, a zwłaszcza względem siostry.
- Ja też działam w słusznej sprawie. - pomyślał chłopak, ale nie miał odwagi powiedzieć tego głośno, by bardziej nie denerwować rodzicielki.
- Gdzie popełniłam błąd? - kobieta zaniosła się płaczem. - Trzeci syn wyrzucony z Hogwartu. Arthur dostanie zawału. - szlochała.
- To nie jest wasza wina. - Minerva próbowała uspokoić panią Weasley. - Poza tym, Ronald jeszcze nie został wyrzucony.
- Przepraszam Cię, Minervo za niego jeszcze raz. - pociągnęła syna w stronę kominka, ciągle zawodząc. Ginny skinęła jej głową na pożegnanie i ruszyła za matką i bratem. Wiedziała, że najbliższe dni w domu będą trudne, a dla Rona, najprawdopodobniej, całe ferie będą najgorszymi w życiu.
McGonagall westchnęła ciężko. Miała wrażenie, że ciągle słyszy lamenty Molly, mimo że Weasley'owie dawno zniknęli w zielonych płomieniach kominka. To była druga taka rozmowa, jaką przeprowadziła tego dnia. Pierwsza była z Dianne Thomas, matką Dean'a. Różnica polegała na tym, że w przeciwieństwie do Molly, pani Thomas nie płakała i nie lamentowała, a nawet robiła wrażenie dumnej z postępowania syna. Co prawda obiecała porozmawiać z synem i odpowiednio go ukarać. Jednak, Minerva czuła podskórnie, że Dean'a raczej czeka w domu nagroda, nie reprymenda.
Kobieta czuła narastający ból głowy i zmęczenie.
- Fantastycznie. - mruknęła do siebie. - Ferie zaczynam od migreny. A jeszcze muszę wymyślić, jak się urwać ze świątecznego obiadu u Molly, by zdążyć na przyjęcie u Toma w Malfoy Manor. - otworzyła szufladę biurka w poszukiwaniu eliksiru na ból głowy. - Już chyba za stara jestem na tego typu manewry. - odkorkowała fiolkę i wypiła duszkiem jej zawartość. Potem zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu, czekając aż mikstura zacznie działać. Czekało ją jeszcze zebranie grona pedagogicznego, kolacja w Wielkiej Sali oraz odprawienie uczniów do domów. Dopiero potem będzie mogła odpocząć.

Po kolacji, Hermiona pożegnała się z przyjaciółmi i ruszyła do lochów, by spakować ostatnie rzeczy. Oficjalnie jechała do przyjaciół rodziców, którzy zaprosili ją na święta. Musiała się nieźle nagimnastykować, by się wykręcić od spędzenia świąt w Norze. Tylko nieliczne grono najbliższych jej osób wiedziało gdzie i z kim spędzi święta i ferie. Do grona tych najbliższych zaliczali się także Draco, Blaise i Pansy Parkinson. Gdyby ktoś pół roku temu powiedział jej, że Malfoy, Zabini i Parkinson będą jej bliżsi niż Ron Weasley, wysłałaby go do Munga na leczenie psychiatryczne. W ciągu kilku miesięcy jej życie zmieniło się diametralnie, ale nie żałowała tych zmian. Uśmiechnęła się do swoich myśli, dopakowując ostatnie ubrania.
- Gotowa? - usłyszała za plecami głos Severusa.
- Nasze pierwsze święta. - uśmiechnęła się szeroko. - Już nie mogę się doczekać.
- Ja też. - mruknął, całując jej szyję. - Dwa tygodnie razem, bez szkoły, lekcji i tej bandy debili.
- Oboje dobrze wiemy, że nie o to Ci chodzi. - zachichotała, lekko się rumieniąc.
- No co Ci będę mówił? - odparł, przyciągając ją do siebie. Na jego ustach błąkał się szelmowski uśmiech.

Miłość czy obowiązek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz