Rozdział 13

548 32 2
                                    

Tydzień później

Wsiadłam w samochód i po chwili ruszyłam z miejsca. Chcę skorzystać z lepszej pogody i ogarnąć trochę swoją działkę. Przydałoby się trochę odświeżyć drewno, które się tam znajduję. Planowałam zrobić to już od dłuższego czasu, ale zdarzenia i pogoda krzyżowały mi plany. Po dwudziestu minutach wjeżdżałam już na polną drogę, która prowadziła do mojej jak i paru innych oddalonych od siebie działek. Przyznam, że po wyjeździe z miasta docisnęłam trochę gaz. Nie lubię się wleczeć samochodem. Stanęłam przed wjazdem i wysiadłam z samochodu by otworzyć metalową bramę o czarnym malowaniu. Ponownie zasiadłam za kółko i na spokojnie wjechałam na posesje stawając pod specjalnie wybudowanym dachem, który pomieści z dwa samochody. Wysiadłam z samochodu i poszłam przymknąć bramę, chociaż w sumie nie robi to różnicy. Rzadko kiedy widuje tutaj przejeżdżające samochody albo spacerujących ludzi. Od czasu do czasu przejadą dziewczyny na koniach, ale to małe grupki albo pojedyncze osoby. Weszłam do domku, czuć było w powietrzy kurz. Położyłam klucze na wiszącej szafce przy drzwiach i wróciłam do samochodu po rzeczy, które wniosłam do środka. Najpierw zajmie się wnętrzem, później odświeżę drewno, z którego ten dom jest zbudowany. Zdjęłam czarną jeansową kurtkę i buty. Tak jak mam w zwyczaju włączyłam radio i zaczęłam sprzątać. Starłam kurze, przemyłam pozostawione tu naczynia i umyłam podłogę. Zmieniłam poszewki na poduszkach na czyste i zmieniłam zasłony. Po skończeniu najgłówniejszych porządków wyjęłam z pudła lampki, które porozkładałam tam gdzie zazwyczaj je kładę gdy tu przyjeżdżam. Przynajmniej odpocznę myślami, przez ten tydzień nie wychodziłam z domu i nie spotykałam się z nikim. Też nikt do mnie nie dzwonił, ani San ani DamHe. Zaczęłam nawet myśleć, że mogło się coś im stać, ale zbywałam tą myśl, to nie moja sprawa. Szczerze nie wiedziałam już co ze sobą zrobić. Byłam i jestem pogubiona. Złapałam się drewnianego filara czując nadchodzący ból głowy. W parę sekund mroczki zasłoniły moją widoczność, a nogi się pode mną ugięły. Mam wrażenie, że z dnia na dzień stają się silniejsze. Jeśli wciąż tak będzie chyba nie będę miała innego wyjścia niż powiedzieć to chłopakowi. Wątpię czy coś zdziała, to tylko człowiek i niewiele wie o naszym świecie. Może nie niewiele... dość sporo wie, ale o większości nie słyszał. I wątpię, że usłyszy. Gdy ból ustał wstałam ze schodków i weszłam do środka, wtedy od razu rozbrzmiał dźwięk telefonu. Dziewczyna jakby czytała mi w myślach, śmieszne.
     — Co tam DamHe? — usiadłam na kanapie czekając na jej odpowiedź.
     — Hejka, mogłabym przyjść do ciebie? Chłopaki chcą mnie wygonić, a nie za bardzo mam gdzie się wybrać. — uśmiechnęłam się pod nosem słysząc jej słowa.
     — Jestem na działce niedaleko domu SeokJin'a. — powiedziałam przypominając sobie dość krótki odcinek między jego posesją, a moją działką. — Jeśli chcesz mi tutaj pomóc to zapraszam. Wyślę Ci drogę.
     — A mogę wziąć ze sobą JiYoung? — spytała niepewnie.
     — Jasne, tylko weźcie ze sobą jakieś zabawki czy coś bo tutaj nic nie mam.
     — No dobra, to czekam na wiadomość i jedziemy. — po rozłączeniu od razu weszłam w wiadomości i wysłałam dziewczynie zdjęcie z narysowaną trasą od domu Kim'a do mnie. Mam nadzieję, że mam tutaj coś do jedzenia co nie jest przeterminowane. Niezręcznie by było gdyby tak się stało. Przeszukałam każdą półkę i lodówkę. Parę rzeczy jest, i są świeże. Nie muszę na szybko jechać do sklepu. Nie chcąc tracić czasu wyszłam na zewnątrz i zaczęłam malować dom farbą do drewna. Trzeba je trochę odświeżyć i umocnić. Nie spieszyłam się z tym, w każdej chwili może przyjechać DamHe. Jak jej wyjaśnić malowanie pół domu w ciągu jednej sekundy? Po piętnastu minutach usłyszałam trąbienie samochodu. Obejrzałam się za siebie by zobaczyć nadjeżdżającego czarnego mercedesa. Pozostawiłam pędzel na puszce i poszłam do bramy by ją otworzyć dzięki czemu dziewczyna na spokojnie mogła wjechać i zająć miejsce obok mojego auta. Po wyłączniu samochodu tylne drzwi od razu się otworzyły, a z nich praktycznie wyskoczyła JiYoung zaczynając biec w moją stronę krzycząc głośno " ciocia ". Gdy podbiegła wzięłam ją na ręce obracając nas wokół.
     — Aleś ty urosła... i przybrała na wadze! — powiedziałam zdziwiona. Czy tak powinno rozwijać się dziecko? Nie, ugryzienie powoduje halucynacje. Na bank. DamHe jedynie zaśmiała się słysząc mnie. — A twoja mama chyba zrzuciła. — patrzyłam na zbliżającą się lekko wychudzoną kobietę. Wyglądała nie najlepiej i na bardzo zmęczoną. — Wszystko u was dobrze? Strasznie wyglądasz. — dziewczyna przytuliła mnie na przywitanie.
     — Jestem tylko zmęczona. Ostatnio... mam sporo na głowie. — westchnęła uśmiechając się lekko. — To co masz do roboty? — spytała jakby nabierając energi. Postawiłam dziewczynkę na ziemię i wskazałam głową na domek.
     — Muszę go pomalować. Jeśli nie czujesz się na siłach to spoko, odpocznij sobie.
     — Dam radę. To co? Bierzemy się do roboty? — podałam dziewczynie rękawiczki i pędzel i zaczęłyśmy malować rozmawiając na różne tematy.

~
Po około trzech godzinach skończyłyśmy malować domek. Teraz siedziałyśmy na werandzie popijając ciepłą herbatę. JiYoung siedziała zaraz obok malując coś na kartce. DamHe westchnęła spokojnie z przymkniętymi oczami uśmiechając się. Była zrelaksowana i nie zaprzątała sobie myśli pierdołami. Inaczej, nie myślała nic.
     — Jakie jest twoje największe marzenie? — spytała nagle patrząc przed siebie. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na nią zmieszana pytaniem. Po chwili przemyślenia co powiedzieć również westchnęłam.
     — Do tej pory zniknąć z tego świata. — powiedziałam spokojnie biorąc łyk ciepłego napoju. Dziewczyna spojrzała na mnie zmartwiona słysząc moją wypowiedź.
     — Jak to? — wzruszyłam ramionami.
     — Po prostu. Rozważałam wiele rzeczy, ale za każdym razem tchórzyłam. Jakoś po poznaniu San'a ulżyło mi jeśli o to chodzi, ale cholera tam wie. — nie wiem czemu zaśmiałam się z siebie. — A twoje?
     — Stać się nieśmiertelną. — zachichotałam przez co dziewczyna  posłała mi trochę karcące spojrzenie. — Czemu się śmiejesz?
     — Uwierz, nie chciałabyś. — mrugnęłam do niej biorąc kolejny łyk.
     — A jesteś nieśmiertelna?
     — Nie.
     — Więc czemu tak mówisz? —dopytywała. Uśmiechnęłam się zamyślona.
     — Wyobraź to sobie, rodzisz się jakieś sto pięćdziesiąt lat temu, jak nie lepiej. Twoja rodzina ginie, zostajesz sama na wiele lat. Nie nawiązujesz z nikim większego kontaktu i unikach sytuacji, w których ktoś może cię zapamiętać. Zaczyna cię to coraz bardziej męczyć, do tego stopnia, że chcesz się zabić i odrodzić na nowo. Ale nie możesz. A czemu? Bo jesteś kuźwa nieśmiertelna i każda próba samobójcza nie wychodzi. — mówiłam zamyślona. — Linka, skok, utonięcie, wykrwawienie się, zatrucie, przedawkowanie, choroba.... nic z tych rzeczy nie sprawi, że Ci ulży... — westchnęłam wracając na ziemię. Czy nie powiedziałam za dużo? Spojrzałam na DamHe, ta patrzyła na mnie świdrującym wzrokiem. Chyba tak.
     — Mówisz to tak jakbyś sama była nieśmiertelna i opowiadała swoją historię. — powiedziała jakby coś podejrzając. Uśmiechnęłam się do niej lekko.
     — Naprawdę w to wierzysz? — wzruszyła ramionami kręcąc lekko głową na boki.
     — Ten świat jest pełen zagadek. Nic nie wiadomo. — zaśmiałam się. Spojrzałam w stronę JiYoung, która przeszła na huśtawkę niedaleko miejsca na ognisko. W pewnej chwili zauważyłam jak górna deska, która trzyma siedzenie niebezpiecznie zaczyna się wyłamywać. Odłożyłam kubek na stoliku gotowa do biegu.
     — JiYoung! Chodź do nas skarbie. — zawołałam dziewczynkę, która od razu zareagowała. Niestety gdy dziewczynka zeskoczyła z huśtawki ta wydała z siebie głośny huk. Nie zważając na DamHe pobiegłam błyskawicznie do dziewczynki zakrywając ją swoim ciałem gdy cała konstrukcja się załamała. Poczułam na plecach mocno uderzające łańcuchy i deski. Zrzuciłam z siebie rzeczy i spojrzałam na dziewczynkę sprawdzając czy coś jej się stało. Na szczęście była cała i zdrowa.
     — JiYoung! — krzyknęła kobieta biegnąc w naszą stronę. Wstałam z dziewczynką na rękach. Oddałam ją matce gdy w końcu dobiegła. Spojrzałam na rozwaloną rzecz. Drewno musiało się zestarzeć na tyle by nie wytrzymać ciężaru małej dziewczynki. — Co to do cholery było?! — krzyknęła w moją stronę także sprawdzając czy nic mi nie jest. — Jakim cudem ty jeszcze żyjesz?!

 — Jakim cudem ty jeszcze żyjesz?!

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
I'm not HUMAN // j.jkWhere stories live. Discover now