Rozdział 34

462 29 4
                                    

YeonJun POV

W szoku patrzyłem na ciało JiYoung, które zostało oddzielone od jej głowy. Stałem sparaliżowany zaciskając pięści. Nie ona miała zginąć. Nikt z nich nie miał. Tego nie było w planie, nie było mowy o zabijaniu. Przynajmniej ja o niczym nie wiedziałem. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. W pewnym momencie rozległ się głośny grzmot, a z nieba zaczął padać deszcz. Jakby śmierć JiYoung wpłynęła na aktualną pogodę. Wraz z kolejnym grzmotem zawyły i wilki. SooBin wydał znak. W tym momencie każdy kto został przy życiu zaczął się wycofywać, jednak zwierzęta zareagowały szybko i od razu rzuciły się ku nich. Obok mnie stanęli TaeHyun, BeomGyu i Kai obserwując z niedaleka wszystkich. W końcu SooBin odbiegł, a za nim reszta. Prócz mnie. Stałem tak patrząc na pełne żalu twarze przyjaciół JiYoung. Jeden z nich podszedł do ciała i uklęknął zaczynając płakać. W tym momencie dosłownie coś mnie ruszyło. Bez większego namysłu dogoniłem czteroosobową grupę i chwyciłem SooBin'a za ubranie zawracając. Gdy ponownie znalazłem się na polu agresywnie rzuciłem chłopaka wprost pod nogi HongJoong'a. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Jest kłamcą. JiYoung jest ostatnią osobą, która powinna zginąć. 
     — YeonJun! — obok mnie stanęła trójka chłopaków. Ci widząc w jakiej sytuacji znajduje się SooBin chcieli ruszyć mu na pomoc. Wstrzymałem ich ręką pusto patrząc na trzymanego przez członka księżyca SooBin'a.
     — Zostawcie. — odparłem do chłopaków cofając się parę kroków w tył. 
     — Porąbało cię?! Musimy~ 
     — Powiedziałem zostawcie. — przerwałem TaeHyun'owi posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. Ten spuścił wzrok i wycofał się razem z resztą. — Róbcie z nim co chcecie. I pilnujcie by nie uciekł. Zabrał za dużo żyć. — odparłem i ukłoniłem się lekko po czym odbiegłem, a za mną trójka chłopaków. Teraz tylko ułożyć sobie życie od nowa. Prostota...

JungKook POV

'' Kocham Cię ''. Te dwa słowa chodziły po mojej głowie. Powiedziała to z ulgą, jakby w końcu zrzuciła z siebie bardzo ciężki kamień. Tylko czemu nie mogła zrobić tego wcześniej. Tylko patrząc mi prosto w oczy, ze świadomością, że to jej koniec. Jin położył dłoń na moim ramieniu widząc jak intensywnie wbijam wzrok w SooBin'a mocno zaciskając pięści. W mojej wyobraźni rozrywałem go na strzępy. Gdyby nie reakcja Jin'a jest duże prawdopodobieństwo, że właśnie tak by się stało. Zamiast tego rozluźniłem ręce i podszedłem do Jimin'a, który cały ten czas klęczał ślepo wpatrzony w JiYoung. Wydawał się jeszcze bardziej blady niż zazwyczaj. Jeśli jest to możliwe. 
     — Zrób coś JungKook. Możesz leczyć. Ożyw ją czy coś. — wymamrotał płaczliwie. Przetarłem dłonie po czym położyłem rękę na jego ramieniu ściskając je lekko. 
     — Ja łagodzę ból, nie leczę. Tym bardziej nie ożywiam. Przepraszam Jimin. — odpowiedziałem z zawodem w głosie. Wiele bym dał, żeby moja moc była dużo bardziej rozwinięta. Żeby robiła coś więcej niż tylko uśmierzała ból, który i tak po moim odejściu wraca. Mężczyzna pokiwał głową w zrozumieniu. Wiedział co mogę, a zapytał. Bez sensu. 

~
W całkowitej ciszy siedzieliśmy w salonie czekając aż YeoSang przywiezie JiYoung i DamHe. Nikt nie miał ochoty na rozmowy. W innej sytuacji uznałbym tą ciszę za niezręczną tymczasem nie odważyłbym się nawet zacząć jakiegoś tematu. Członkowie księżyca wrócili do swojej posiadłości wraz z SooBin'em, natomiast pozostawiony YeoSang miał do nich dołączyć później. Wataha również wróciła do siebie. Niektórzy z nich chcieli zostać, ale SeungCheol szybko wybił im to z głowy.  W pewnym momencie po domu rozeszło się głośne trzaśnięcie, a zaraz po tym JiYoung wbiegła do salonu i wtuliła się w Jimin'a.
     — Nawet nie wiecie jak się cieszę, że jesteście cali i jest już po wszystkim. — powiedziała z uśmiechem rozglądając się po wszystkich nadal tuląc swojego ojca. Nikt nic nie odpowiedział. Reakcji nie było żadnej. Uśmiech młodej dziewczyny stopniowo zaczął znikać, a jej wzrok stawał się bardziej rozbiegany. 
     — Gdzie JiYoung? — spytała DamHe zapewne wyprzedzając tym dziewczynę. Serce JiYoung zaczęło bić szybciej. 
     — Zginęła. — odparł bez skrupułów YoonGi spoglądając na DamHe. JiYoung zaczęła oddychać szybciej. Wyglądało to trochę jak atak paniki, ale nie jestem tego pewny. Dziewczyna dotknęła swojej klatki piersiowej zaczynając coraz ciężej oddychać. Do jej oczu napłynęły łzy. NamJoon podszedł do dziewczyny razem z Jimin'em i chwilę po tym wyszli z salonu zapewne odprowadzając ją do jej pokoju. 
     — Najszczersze kondolencje. — odezwał się YeoSang ze smutkiem w głosie. — Pójdę już, zapewne chcecie zostać z sami. Żegnajcie. — gdy chłopak wyszedł z pomieszczenia szybko dogonił go SeokJin. Obaj wyszli na dwór. Między nami znowu zapanowała cisza. Jedynie częste podciąganie nosem DamHe ją przerywało.
     — A wam nic nie jest? — spytała z troską ocierając łzy, starając się przy tym uśmiechać. 
     — Jesteśmy cali. — odpowiedziałem odwzajemniając delikatnie jej uśmiech.

I'm not HUMAN // j.jkWhere stories live. Discover now