Rozdział 42: Podejrzenia, jednak czy aby słuszne?

303 23 16
                                    

Następnego ranka się nie obudziłam. W końcu nie mogłam się obudzić, skoro nawet nie spałam. Jedynie na około godzinę zmrużyłam oko, chwilę po tym, jak się położyłam, jednak mój sen nie potrwał długo, bo większą część nocy przeleżałam, gapiąc się w sufit lub przewracając z boku na bok, co odzwierciedlało moje nieudolne próby zaśnięcia.

W pokoju zaczęło się robić jasno, więc oceniłam, że jest już koło piątej nad ranem. Zdając sobie sprawę, że i tak już nie zasnę, podniosłam się na łokciach i usiadłam na łóżku, zerkając na duży, drewniany zegar, stojący w rogu naszej sypialni. Akurat dochodziła piąta. Pomyślałam sobie, że ja z dalekiej, młodzieńczej przeszłości ze szczerym zdziwieniem zapytałabym: 'To istnieje piąta rano?'. Mimo niewyspania, uśmiechnęłam się pod nosem na słodkie wspomnienie dzieciństwa, jednak szybko spoważniałam, gdy w głowie znowu stanął mi powód mojej bezsenności.

Ilekroć zamykałam oczy, czekając na sen, widziałam rozgrywający się przede mną horror. Widziałam, jak wściekłe i bezlitosne wilki atakują Frerina i Brama, a ja bezsilnie stoję zbyt daleko, by im pomóc. Widziałam straszny, ciemny las, w którym samo skrzypnięcie gałązki przyprawiało o zawał serca.

Przetarłam opadające mi na oczy powieki i zwlekłam się z łóżka, w którym mój mąż drzemał jeszcze w najlepsze. Założyłam na nogi puszyste kapcie, a na plecy narzuciłam szlafrok, po czym cichutkim krokiem podeszłam do pokoju Frerina i wyjrzałam przez szparę w drzwiach. 

Z ulgą stwierdziłam, że nasz synek jest cały i zdrowy na swoim miejscu. Udałam się więc do łazienki, gdzie jako tako doprowadziłam się do porządku, ubrałam w nieco mniej elegancką, za to wygodną, brązową sukienkę, a włosy dwoma pasemkami odgarnęłam do tyłu. By nie hałasować moją krzątaniną w naszej rodzinnej kuchni, śniadanie postanowiłam zjeść w apartamencie, nazwanym przez Kiliego kompanianym, czyli tym, gdzie wczoraj imprezowaliśmy.

Podniosłam z komody leżącą na niej plik kartek, w tym listę rzeczy, które muszę do południa zrobić, po czym zamknęłam za sobą cicho drzwi i udałam się, coś przekąsić. W międzyczasie gdy szłam, przeglądałam trzymane przeze mnie papiery. Zamówienie na pięćdziesiąt mieczy dla żołnierzy Dale, ogłoszenie o miejsc dla górników do pracy, które musiałam w jakimś widocznym miejscu powiesić, potwierdzenie zabezpieczenia dwóch kolejnych szybów w kopalni i tym podobne rzeczy.

Wciąż trzymając nos w kartkach, weszłam do odpowiedniej komnaty, sięgnęłam po porcelanową filiżankę i nasypałam łyżeczką zmieloną kawę. Woda nad paleniskiem już się gotowała, choć nie zwróciłam szczególnej uwagi na to, że ktoś przecież musiał ją tu przed chwilą umieścić. Ciągle skupiona na papierkach, wzięłam do ręki okrągłą drożdżówkę i wzięłam pierwszy kęs.

- Już na nogach? - niespodziewanie usłyszałam zza siebie.

- Matko jedyna, Dwalin! - obróciłam się jak oparzona, niemal wypuszczając bułkę na podłogę - Nie rób tak!

- Gdybym w ogóle się nie odezwał, nie sądzę, byś mnie zauważyła. - wzruszył ramionami i otrzepał z brody okruszki swojej drożdżówki - Co robisz tu tak wcześnie?

- Nie mogłam spać. - mruknęłam, wracając do trzymanych przeze mnie dokumentów - Jeśli zrobię to wcześniej, jest szansa, że uda mi się wcześniej położyć. Poza tym, mam z kimś do pogadania. A ty? O ile cię znam, a dobrze cię znam, nienawidzisz wstawać wcześnie.

- Po wczorajszej akcji Thorin zarządził, żebym wziął strażników i dokładniej sprawdził, jakie tereny zajęły wilki. Mamy porozwieszać jakieś ostrzeżenia, czy zakazy, by ktoś nie wpadł na coś takiego, jak Frerin wczoraj.

- Coś mi tu nie pasuje... - podrapałam się po brodzie, na chwilę zaprzestając czytania  - Frerin nie poszedłby tam, żeby zrobić nam na złość. Sam nie odważyłby się podjąć takiej decyzji. Coś musiało go pokusić, żeby tam iść. Do tej pory zawsze się słuchał, gdy nie pozwalaliśmy mu na coś.

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now