Rozdział 98: Zaczęło się

132 13 22
                                    

Zbliżała się wojna.

Wszyscy to wiedzieli. Wszyscy czuli, że coś nieprzyjemnego wisi w powietrzu. Staraliśmy się być przygotowani najlepiej, jak to możliwe. Pozostało nam jedynie czekać, by dowiedzieć się, gdzie padnie pierwszy cios. Każde królestwo na północy Śródziemia było gotowe, by w razie czego ruszyć swoim sojusznikom na pomoc.

Codzienne patrole zostały dodatkowo podwojone, zarówno te naszych zwiadowców, jak i wykonywane przez kruki. Na zmianę, mniej więcej co sześć godzin – cztery razy na dobę – ja i Thorin byliśmy informowani bezwzględnie o wszystkim, co działo się na naszych terenach, na granicach, a nawet w ich okolicach. Skończyła się sielanka, zabawy i przyjęcia... po kilkudziesięciu latach względnego pokoju nadeszły trudne czasy, którym przyszło nam stawić czoła. Było to wielkie wyzwanie zarówno dla naszych poddanych, jak i dla nas samych. Wiele nowych obowiązków, kolejnych zmartwień i istotnych decyzji.

Z codziennego programu na stałe zniknęły przyjacielskie pogawędki z Aniką, herbatka z Dis, albo treningi z Dwalinem. Odepchnęłam wszelkie przyjemności na bok, skupiając całą swoją uwagę tylko i wyłącznie na nadchodzącej wojnie. Wiedziałam, że prędzej czy później pod Ereborem rozegra się jakaś bitwa. Była to tylko kwestia czasu, aż Sauron lub jego podwładni skierują swój wzrok na Północ.

Rządy sprawowane obecnie przeze mnie i mojego męża były twarde, dokładnie przemyślane oraz niemalże bezwzględne. Ale nie brakowało w nich sprawiedliwości – każdy dostawał to, na co sobie zasłużył. Nie było tu też miejsca na najmniejszy błąd. Wszystko musiało być dokładnie uargumentowane, zaplanowane i przygotowane. Nie marnowaliśmy ani minuty na niepotrzebne przerwy czy odpoczynek: niższe poziomy Góry, gdzie w razie potrzeby przenieślibyśmy najsłabszych, zaczęto odpowiednio umacniać i zabezpieczać, a kuźnie skupiły się na ewentualnych poprawkach w uzbrojeniu lub uzupełnianiu niepożądanych braków.

Od dłuższego czasu nie spałam dłużej niż po sześć czy pięć godzin, ale wiedziałam, że to i tak za dużo. Już dawno temu odrestaurowane Krucze Wzgórze było na pęczki zapełnione wartownikami, którzy non stop czuwali nad bezpieczeństwem okolic Ereboru. Widok na północny – wschód był w stanie zapewnić nam stosunkowo wcześniejsze ostrzeżenie. Nie dawało ono sporo czasu, ale zawsze było to parę minut więcej.

- Wasza wysokość! – do uszu moich i Thorina, gdy ślęczeliśmy z kilkoma dowódcami nad dużą mapą, dotarło wołanie jednego ze zwiadowców.

Zebrani unieśli wzrok na krasnoluda, który niemal wbiegł do konferencyjnego pomieszczenia. Pospiesznie skłonił się przed nami, po czym przeniósł zaniepokojone spojrzenie na mnie i swojego króla.

- Niedaleko brzegów Długiego Jeziora spotkałem posłańca z Mrocznej Puszczy – powiedział. – Miał przekazać wiadomość od króla elfów. Orkowie zaatakowali Leśne Królestwo.

Popatrzyłam na męża z niedowierzaniem. Wymieniliśmy przez krótki moment zszokowane spojrzenia, jednak jak najszybciej spróbowałam ukryć niepokój pod chłodnym wyrazem twarzy.

- Kiedy? – zapytałam.

- Wczoraj wieczorem – odparł od razu. – Posłaniec dał mi też list od króla – dodał, wyciągając z kieszeni lekko pogniecioną kopertę.

Wzięłam ją do ręki, którą zaraz oparłam o stół, przygniatając list.

- Potrzebują pomocy? – spytał Thorin.

- Nie dostałem takiej informacji – pokręcił głową tamten.

Ponownie wraz z ukochanym zerknęliśmy na siebie nawzajem, przeprowadzając niemą wymianę zdań przez krótką chwilę.

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now