Rozdział 92: Thelin, gdzie jesteś...?

139 14 13
                                    

Pociągnęłam łyk delikatnej herbaty z porcelanowej filiżanki, którą zaraz odstawiłam na jej miejsce na niskim stoliku przed kominkiem. Wymieniłam się uśmiechami z Dis, która w tej spokojniejszy i nudniejszy niż zwykle dzień dotrzymywała mi towarzystwa. Był już na dobrą sprawę wieczór, czego nie byłyśmy szczególnie świadome – nasz podwieczorek przy swobodnych rozmowach nieco się przeciągnął.

- Kiedy to wszystko zleciało...? – pokręciłam do siebie głową z niedowierzaniem. – Fili i Kili się wyprowadzili, ty jesteś babcią, ja za paręnaście lat pewnie też będę – parsknęłam cichym śmiechem.

- Za szybko – skwitowała moja szwagierka – Zdecydowanie za szybko. Ledwo co cała trójka chłopów mnie zostawiła w Górach Błękitnych, żeby odzyskać Erebor...

- Prawda – przytaknęłam – A wydaje się, jakby to było dopiero wczoraj.

- Kathrin coś opowiadała o swojej wycieczce do Leśnego Królestwa? – zapytała, poruszając przy tym zabawnie brwiami.

- Nie za bardzo – zaśmiałam się. – Przyjechała nad ranem, więc wskoczyła do łóżka od razu. Zaglądałam do niej parę razy, ale za każdym razem chrapanie wszystko mi powiedziało. Ale jestem pewna, że przyjemnie spędziła tam czas.

- To oczywiste – wzruszyła ramionami krasnoludka. – W końcu miała swojego księcia przez tydzień przy sobie.

- Biedny Thranduil – westchnęłam z rozbawieniem. – Co on musi przeżywać, kiedy ma znosić Kathrin przez tyle czasu...?

- Myślę, że na pewno się dzięki niej nie nudzi – zaśmiała się Dis.

- Niech się przyzwyczaja – poradziłam. – Legolasa jakoś tu zbytnio nie widzę, więc stawiam, że to Kathrin kiedyś wybędzie do elfów. To będzie dla niektórych niezły szok...

- Racja – skinęła kłową – Strasznie spokojnie tu będzie.

- I jakoś bezpiecznie – dodałam – Ale co zrobię, jak nic nie zrobię... będzie chciała, to się wyprowadzi. Nie przykuję jej przecież do ściany w jej pokoju na resztę życia – parsknęłam śmiechem.

- Uciekłaby stąd razem ze ścianą – zauważyła ciemnowłosa.

- To chyba najbardziej prawdopodobna opcja – zaśmiałam się, a właśnie w tym momencie usłyszałam szybkie, ale treściwe, pukanie do drzwi. – Zaraz wracam – rzuciłam do niej, po czym wstałam z miejsca i podeszłam do wejścia.

Chwytając za klamkę, poprawiłam jeszcze nieznacznie wygniecioną od kilkugodzinnego siedzenia sukienkę i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się jeden ze strażników, znajomy mi jedynie z widzenia. Wesoły błysk w moich oczach przygasł, gdy dostrzegłam jego średnio optymistyczną minę. Na moment zawahał się, nie będąc dokładnie pewnym, co mi powiedzieć.

- Wasza wysokość – przełknął ślinę, próbując zamaskować drżenie w swoim głosie – Chodzi o księcia Frerina. Właśnie wrócił, ale jest ranny.

W ułamku sekundy poczułam, jak świat dookoła mnie po prostu się zawala. Odniosłam wrażenie, że moje serce na moment się zatrzymało, a zaraz potem wznowiło swoją pracę w stanie niemal zawałowym. Nie byłam w stanie wydusić z siebie najmniejszego słowa przez gulę, która stanęła w moim zaciśniętym gardle.

- Uzdrowiciele już się nim zajmują, a król został poinformowany – dodał, widocznie próbując mnie uspokoić – Jest w jednej z prywatnych sal...

- Wielki Durinie – sapnęłam, co było opóźnioną reakcją na jego pierwsze słowa.

Nie zwracając na nic uwagi, minęłam krasnoluda, po czym dosłownie rzuciłam się biegiem przez korytarz. Niemal potykając się o sukienkę bądź własne nogi, dotarłam do schodów. Zleciałam z nich z taką prędkością, że kilkukrotnie prawie z nich spadłam. Miałam wszystko gdzieś. Mój umysł wyznaczył mi jeden cel, do którego natychmiast musiałam dotrzeć – mojego syna.

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now