Rozdział 14: Witamy w rodzinie

780 36 14
                                    

Od incydentu z udziałem mojego siostrzeńca i orków minęło parę miesięcy. Kilka dni po tym, jak przyuważyłam Filiego i Bridget podczas pocałunku, przyznali, że są razem i bardzo z tego powodu szczęśliwi. 

Niektórzy członkowie dawnej kompanii bardzo emocjonowali się na myśl, że już niedługo ja i Thorin zostaniemy rodzicami. Bofur i Bifur pewnego dnia i mnie, i mężowi kazali zamknąć oczy, po czym zaprowadzili nas do naszej sypialni, gdzie stała drewniana kołyska. Z delikatnymi rzeźbieniami i wzorami na grubszych częściach, z solidnego dębowego drewna. 

Bofur dodatkowo wystrugał parę zabawek, Dwalin opracowywał już dla naszego syna program treningowy z toporami i musiałam mu przypomnieć, że będzie musiał jeszcze trochę poczekać, a Dis wraz z Aniką uszyły kilka prostych ubranek, takich, żeby pasowały i na chłopca, i na dziewczynkę. Fili i Kili za to, wymyślali najróżniejsze gry, aby bawić się z kuzynem. Na pewien czas stali się znowu dziećmi. Ich zachowanie przypominało mi, jak Fili wyczekiwał brata... Czułam się, jakbym przeniosła się w czasie do tamtych dni.

Nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć naszego szkraba. I na całe szczęście, moje marzenie już w najbliższym czasie miało się spełnić.

***

Siedziałam u siebie w komnacie na kanapie przed kominkiem, rozmawiając z Dwalinem i Garinem. Mimo, że był już późny wieczór, a nawet zaczynała się już noc, Thorin ciągle latał po Górze, załatwiając swoje i moje obowiązki. Łysy krasnolud, popijając co chwilę piwo z drewnianego kufla, opowiadał  mojemu przyjacielowi śmieszne historie z lat spędzonych w Górach Błękitnych.

Akurat wspominał sytuację z jakiegoś ważnego przyjęcia w innym mieście, na które przyjechaliśmy z kilkoma przyjaciółmi. Wtedy właśnie Glóin po nadmiernej ilości alkoholu, wlał jakiemuś ważnemu urzędnikowi z Gór Szarych gulasz z królika w spodnie, twierdząc przy tym, że da mu to kopa. Rozważałam później jego słowa i najwyraźniej chodziło mu o to, że zwierzę w potrawie... zresztą nieważne. W każdym razie, ryknął po tym śmiechem, a parę minut później fiknął, spadając do tyłu z ławki, nieprzytomny.

Chociaż znałam tę historię bardzo dobrze, to śmiałam się tak, że nie mogłam złapać oddechu i tarzałam się po kanapie z szeroko otwartymi ustami, nie wydając z nich dźwięku. Garin, natomiast spadł z fotela, zrzucając z kolan kufel z piwem, przez co napój całkowicie wylał się na podłogę. 

Jednak niedługo później Dwalin oznajmił, że musi się już zbierać, bo miał w planach jechać jutro wcześnie rano na polowanie, więc parę godzin snu by się przydało. Razem z Garinem zaoferowaliśmy, że go odprowadzimy, ale gdy tylko podniosłam się z siedzenia poczułam ostry ból w dole brzucha. Zacisnęłam zęby i potarłam miejsce dłonią, ale rudowłosy krasnolud zauważył, że coś jest nie tak.

- Arissa? - zatrzymał się w połowie drogi do drzwi - Dobrze się czujesz?

Odetchnęłam głęboko i kiwnęłam kilka razy głową.

- To nic. - odparłam - Chodźmy.

Postawiłam jeden krok, ale nie zaszłam dalej, bo znowu uderzył mnie ból kilka razy silniejszy niż chwilę temu. Krzyknęłam i zgięłam się automatycznie w pół, trzymając ręce na brzuchu.

- Arissa! - krzyknął Garin, szybko do mnie podchodząc.

- J-ja muszę usiąść... - sapnęłam.

Przyjaciel położył mi dłoń na plecach i pomógł wrócić na miejsce. Wiedziałam, co się dzieje - to nie było już przemijające po chwili uczucie...

- Dziecko... - powiedziałam - To... - przerwałam, krzywiąc się na kolejne odczucie.

- Już?! - zdziwił się Dwalin.

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now