Rozdział 11: Wycieczka z żółtą niespodzianką

608 36 12
                                    

Jakieś dwa tygodnie po wprowadzeniu się moich przyjaciół do Samotnej Góry znowu wróciły gorące dni. Niedługo kończył się sierpień, a nic na to nie wskazywało - słońce już od wczesnego ranka porządnie dopiekało, a do tego w ciągu całego dnia przez niebo przewijała się pojedyncza chmurka, która ani na chwilę nie przysłaniała non stop świecącego słońca. 

Obawiałam się nieco, że możemy zacząc miec problemy z suszą, a co za tym idzie, efektem naszych zbiorów z pól. Mimo wszystko starałam się byc dobrej myśli i żywiłam głęboką nadzieję, że te skwary za niedługo się skończą.

Jednego, upalnego czwartku wpadłam na fajny pomysł, jak wykorzystac tak wysoką temperaturę na naszą korzyśc. Ponieważ Thorin miał dzisiaj akurat wolny dzień, można było go zrealizowac. Postanowiłam zabrac męża, Anikę i Garina nad rzekę. Pogadalibyśmy sobie, może nawet skorzystalibyśmy z chłodnej kąpieli... Do udanego w pełni wypadu potrzebowałam jeszcze jednej rzeczy, więc nie zwlekając, wybrałam się po nią na targ do Dale.

***

- Wyglądają pysznie. - skomentowałam, patrząc na leżącą przede mną w drewnianej skrzynce kukurydzę.

- Własnoręcznie je wczoraj zbierałem, chociaż sporo musiałem odłożyc dla koni, bo były podeschnięte. - odparł sprzedawca.

- Jak dużo? - zapytałam, marszcząc lekko brwi.

Mężczyzna spojrzał na towar i zacisnął usta w wąską linię, po czym przeniósł zmartwiony wzrok z powrotem na mnie.

- Nie mniej niż czwartą częśc. Liczę, że te gorąc jak najszybciej minie. - westchnął.

Kiwnęłam głową, nic nie mówiąc. Jeszcze raz zlustrowałam wzrokiem warzywa i po chwili się odezwałam.

- Wezmę pięc. Jestem pewna, że moim przyjaciołom posmakuje.

Czerwony od upału człowiek wybrał pięc dużych i złocistych kawałków, a potem włożył do torby, którą mu podstawiłam.

- Ile płacę? - spytałam, wieszając pakunek na ramieniu.

- To będzie... po dwie srebrne monety za sztukę.

Wyjęłam z sakiewki należytą opłatę i podałam mężczyźnie.

- Trzymam kciuki, że pogoda się zmieni i nie będzie z plonami problemów. - powiedziałam i skierowałam się z powrotem do Ereboru.

***

- Wzięłaś wodę? - usłyszałam głos Thorina, akurat kiedy nalewałam ją dla każdego.

- Właśnie ją rozlewam! - odparłam. - Co z kucykami?

- Garin już je przygotował. Spakowałaś coś do jedzenia?

- Ty to byś tylko jadł. Uważaj, bo zaraz zamienisz się w Bombura.

- I tak jem mniej od ciebie. - wytknął mi, za co pochlałam go wodą. 

Napełniłam ostatnią torebeczkę na wodę i sięgnęłam po średniej wielkości garnek.

- Po co ci garnek?

- Zobaczysz, i gwarantuję ci, że będziesz zadowolony - uśmiechnęłam się tajemniczo i razem z mężem ruszyliśmy w stronę stajni.

Ciężko było mi wybrac strój na taki ciepły dzień. W końcu nasze tereny leżały na wyżynach, gdzie bardzo często wiało i rzadko miewaliśmy tutaj tak gorące lato. Pozostało mi jedynie założyc jasną podkoszulkę, by nie przyciągała słońca, ale musiałam miec spodnie, bo najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam jeździc konno w sukience. Miałam nadzieję, że szybko dam dotrzemy i od razu wskoczymy do rzeki.

Mój ArcyklejnotWhere stories live. Discover now