XV

342 40 1
                                    

Głosem większości będzie 3,7 i 11!
A więc wielkiej przygody część 1
Pov. 3 os.
Wraz z trzaskiem drzwi frontowych blondyn zerwał się na równe nogi orientując się co właśnie zaszło.
- Hej sosna zaczekaj!!!- wydarł się biegnąc w stronę wózka. Brunet nie zwracając uwagi na krzyk Bill'a wyjechał z leśniczówki. - Gdzie ty tak pędzisz sosenko?- Zapytał bardziej siebie niż bruneta. Wiedział że musi pojechać za nim za wszelką cenę. Nie miał pojęcia z kąd ta nagła chęć bycia przy brunecie ale podejrzewał że nie należy ignorować swojego instynktu. Tylko nie miał pojęcia jak ma niby dostać się do bruneta skoro nie może się teleportować ani nie umie się poruszać... Większością ludzkich pojazdów. Właśnie większością. Jest jedno urządzenie które blondyn umiał obsługiwać bo to właśnie on podsuną ludziom owy pomysł. Z tąd też taka ilość wypadków na właśnie motorach. Tylko z kąd on miał do kurwy nędzy wziąć motor? Chwilę błąkał się po całym placu po czym stwierdził że to bez sensu. Wyszedł z leśniczówki i zaszył się jeszcze głębiej w nieprzeniknionej czerni lasu. No bo chyba nie dawałby czegoś ludziom samemu nie posiadając "prototypu". No prototyp to to nie był bo przyewyrzszał pod każdym względem ludzką technologię. Chłopak wykonał ręką parę prostych ruchów i symboli po czym zza któregoś z drzew wyjechał "motocykl" już przystosowany do jego nowej formy. Był czarny a naokoło niego unosiła się złota poświata. Pamiętał że kiedyś mógł pstryknąć palcami a przed nim pojawiało się cokolwiek by sobie zażyczył. Każdy nie wiadomo jak dziwny czy skomplikowany projekt z jego głowy. Myśl że już niedługo wróci tak proste funkcjonowanie pocieszała i motywowała demona. Wsiadł na ósmy cud mechaniki (przynajmniej jak na nasze czasy). Motor zgrabnie przejeżdżał między drzewami nie dorabiając sobie ani jednego nowego zadrapania na lakierze który mimo iż nie zmieniany był od ponad stu lat wyglądał jakby był całkowicie nowy. No może po za lewym bokiem motora na którym widniał ślad po jednym ze zdenerwowanych kumpli demona. Mimo iż droga którą jechał nie była najprostsza do przejechania wydawało się jakby Bill jechał najzwyklejszą prostą drogą. Oczywiście mógł skupić się na ważniejszych sprawach a kierowanie zostawić w rękach autopilota ale to uwłaczało by jego dumie. Przecież nikt nie był lepszym kierowcą niż on prawda? A może to tylko pozostałości jego dawnej egoistycznej, sadystycznej, demonicznej ale nie tak bardzo charyzmatycznej jak obecna formy mu to podpowiadały? Tak czy siak z niesamowitą gracją i szybkością jechał przez las. Jakby doskonale znał drogę i jeździł tędy tysiące jak nie miliony razy. Chyba wiedział gdzie jedzie Dipper. Prawdopodobnie do nowego domu Pacyfiki sądząc po kierunku. Nie rozumiał po co ale nie miał zamiaru tylko czekać na rozwój wydarzeń. Po raz pierwszy widział żeby sosenka aż tak agresywnie kierował co wprawiało go w zamyślenie. Mógł spokojnie jechać równolegle z nim przez las. Tylko to było bardzo nudne. Po za tym gdy dotrą do miasteczka las się skończy. Drzewa stawały się coraz rzadsze. Wyjechał spośród drzew. Jechanie za wózkiem nie sprawiało mu żadnego problemu ale wolałby gdyby szatyn nie wiedział że ten go śledzi. Tak więc rozpoczą "tajną misję" która zakończyła się w momęcie gdy staneli na światłach obok siebie a Bill zobaczył determinację a zarazem bezsilności na twarzy szatyna. Ten nawet nie zaszczycił go przelotnym spojrzeniem no bo przecież miał dużo ważniejsze problemy od jakiegoś motocyklisty obok. Chociażby to że miał naprawdę wielką ochotę dołączyć do siostry. Wiecie wspólne ćpanie miał nadzieję że chociaż to odbudowało by ich relację. Nawet nie przeszło mu przez głowę jakie to absurdalne i wręcz chore. Większość ludzi uznałoby go za zwykłego samotnego desperatę. Kiedy tylko zapaliło się zielone światło brunet wcisną gaz a jego głowę ponownie zalał potok szybkich myśli. Kolejni podstarzali kierowcy trąbili to na bruneta to na blondyna a ci jakgdyby nigdy nic skupiali się na celu swej podróży. Blondyn wiedział że jego przeczucie może być mylne jednak czuł że sprawcą tej afery jest siostra bruneta. Widział to po determinacji a zarazem strachu i czułości w jego oczach. Chciał żeby ten patrzył tak na niego. Z tą troską. Brunet gwałtownie skręcił w kolejną uliczkę a tuż za nim to samo zrobił demon. Dla wielu przypominało to bardziej wyścig uliczny niż...  czymkolwiek to miało być.
Po kolejnych paru ostrych zakrętach znaleźli się spowrotem na granicy miasteczka. Tym razem zamiast drzew zaczeły ich otaczać domki jednorodzinne i niewielkie osiedla. Brunet skręcił w jedną z brukowanych uliczek. Teraz jechał już dużo wolniej zmuszając do tego samego blondyna. Brukowana droga kończyła się wielką białą willą. Demon wiedział że rodzina Pacyfiki nadal jest bogata ale nie spodziewał się że nadal będzie ich stać na ... No cóż tak wielki dom. A raczej pałac. Sam budynek był z dwa razy większy niż ich poprzednia willa. Co prawda lokalizacja nie była tak dogodna jak poprzednia i nie było widać stajni i toru treningowego ale teren naokoło domu był w dalszym ciągu prawie tak imponujący jak budynek znajdujący się dokładnie w jego centrum. Dipper wypadł z wózka a właściwie wdrapał się na jego dach i przeskoczył z niego przez bramę. Co prawda wylądował w dość dziwnej pozycji przez co miał parę siniaków i zdarte kolano ale to że mu się udało było dla niego samego niesamowite bo takie żeczy nie zdarzają się przecież w prawdziwym życiu. Od razu popędził w stronę rezdencji ze strachu przed pojawieniem się ochroniaży czy rodziców dziewczyny. Bill przypatrywał się temu z niedowierzaniem. Zastanawiał się skąd brunet wzią tyle siły czy zręczności bo przecież takie przygody nie spotykają zwykłych ludzi. Motor postawił przy wózku golfowym i od razu wdrapał się na bramy rezydencji. Na całe szczęście nie były pod napięciem a i jego lądowanie było mniej bolesne niż bruneta dzięki jakimś krzakom na które spadł. Wcześniej chyba przedstawiały pawia ale niestety bill zniekrztakcił krzak przez co ptak miał mniejszy, bardziej spłaszczony tłów i bardzo długą szyję. Zszedł z krzaka i otrzepał się z listków i ledwo zauwarzalnych tycich gałązek. Ruszył w stronę rezydencji jednak nie tak pośpiesznie jak brunet. Wiedział że rodziców blondynki raczej nie ma w domu bo inaczej dziewczyna nie ryzykowałaby tak sprowadzeniem tam kogokolwiek. Tak naprawdę marzył tylko o przespaniu nastęnych paru tygodni bo wiedział że nic ciekawego raczej się nie wydarzy i będzie musiał po prostu zadawać się z bliźniakami oraz ich pilnować. Właśnie zdał sobie sprawę z tego jak głupi był. Dlaczego wcześniej nie przyzwał swojego "pojazdu" skoro prawdopodobnie była w nim cząstka jego mocy. Mógł spróbować ponownie przyłączyć ją do siebie. To ułatwiłoby regenerację bo od razu poszłoby z górki. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślał? To byłoby takie łatwe. Musiał być naprawdę wykończony i zdekoncentrowamy żeby na to nie wpaść. Otworzył drzwi a pierwsze co rzuciło mu się w oczy to Pacyfika śmiejąca się jak pojebana. Miała biały proszek pod nosem.
Cholera jasna. To dlatego sosenka się tak śpieszył. Głupota ludzkich istot już zawsze będzie mnie zadziwiała. - Pomyślał Bill na ten widok po czym szybko pobiegł w stronę masowego chichotu. Wbiegł po schodach na drugie piętro i po mimo lekkiej zadyszki dalej sprintował białym korytarzem pełnym mebli z ciemnego drewna. Przy siódmych drzwiach po prawej był dość spory bałagan. Wazon był przewrócony tak samo jak niewielki stolik obok tych drzwi. Wykładzina była zalana wodą z niego a kwiaty oskubane z płatków których droga prowadziła do innego pomieszczenia. Blondyn zajrzał przez uchylone drzwi. To była najprawdopodobniej sypialnia Pacyfiki. Mabel siedziała na dywanie próbując namówić swojego bliźniaka by w końcu tak jak ona wzią narkotyki. Po całym pomieszczeniu roznosił się dym z kadzidła. Takiego prawdziwego niczym ze świątyń. Jednak demon od razu wyczuł co znajduje się w niewielkim urządzeniu przyczepionym do jednego z ozdobnych żyrandoli. Chłopak już zamierzał wciągnąć kreskę białego proszku kiedy ten rozleciał się na wszystkie strony. Blondyn wytarł twarz bruneta po czym wyciągną go za rękę z pokoju.- Co ty sobie wyobrażasz?!- zapytał zdenerwowany blondyn- Tak po prostu wybiegasz by co?! Ćpać razem z tymi cholernymi ludźmi?!- Złość w głosie demona była prawie tak widoczna jak troska czy żal. Brunet odpowiedział bez zastanowienia- To nie są żadni "cholerni ludzie" tylko moja rodzina i przyjaciele!
- To może powinieneś znaleźć sobie znajomych którzy nie ćpają? Martwiłem się....- Demon powiedział ostatnie zdanie trochę głośniej niż chciałby przez co jego rozmówca też je usłyszał. - Po prostu mam już dość dobra? Chyba już się domyśliłeś że moje życie to gówno... I dlaczego ona może robić takie żeczy a ja nie?- Po chwili odpowiedział brunet
- Bo ona uważa że nie ma nic do stracenia. A ty masz jeszcze dużo przed sobą...- Znowu słowa których normalnie nie śmiałby wypowiedzieć. Demon nie poznawał sam siebie. Skąd ta troska? Przecież zaraz nie będzie już tego dzieciaka potrzebował. No przynajmniej tak wmawaił sobie za każdym razem gdy zorientował się jak wielkim uczuciem go darzy. Brunet po prostu wtulił się w klatkę piersiową blondyna i wyskomlał cicho - Po co to wszystko? Jaki to ma wogule sens? Czy nie ma jakiejś szybszej drogi?
- Oczywiście że jest. Ale uwierz mi lepiej korzystać z życia póki jeszcze je masz. Bo wieczność w każdym zakątku świata dłuży się tak samo. Nie ważne czy trafisz do złego czy dobrego miejsca nie będzie to tak miłe jak zwykłe życie tutaj.- Powiedział wyższy i zaczą głaskać Dippera po głowie. Ten był odrobinę zdziwiony zachowaniem i wypowiedzią demona ale czuł że w tej chwili właśnie tego potrzebował. Pojedyńcza łza spłyneła po jego policzku. Bill nie wiedział dlaczego tak trudno patrzy mu się na cierpienie bruneta. Z jego oczu też zaczeły lecieć łzy. Były dokładnie identyczne z tymi które powoli spływały z oczu bruneta. Tylko te blondyna były zmieszane z krwią. Zabarwione na jasno różowy kolor pozostawiały delikatnie ślady. Każda kolejna łza miała intensywniej czerwoną barwę niż poprzednia. Aż w końcu zamiast łez z jego oczu zaczeła sączyć się czysta krew.
- S-sosenko nie płacz proszę- Brunet spojrzał delikatnie w górę i od razu odsuną się przerażony.
- B-Bill co się...?
- Ci cholerni radni... Postaraj się uspokoić. Moje oczy krwawić kiedy ty zacząłeś płakać a im bardziej to robiłeś tym intensywniej ja krwawiłem.- Brunet natychmiast otarł zaczerwienione oczy. Nie mógł uwierzyć że prawdopodobnie to jego wina. Policzki blondyna prawie całe były w krwi a pod oczami nie było widać wogule jego jasnej skóry. Brunet kazał usiąść Bill'owi na taborecie przy wejściu do sypialni Pacyfiki a sam poszedł po jakieś ręczniki by zmyć krew z policzków blondyna. Ten nie do końca jeszcze widział przez krew ciągle powoli sączącą się z jego oczu. Cały obraz był lekko zaróżowiony więc z zainteresowaniem przypatrywał się teraz całkiem nowemu światu. Jakby miał na oczach różowe okulary. Wiedział że przeważnie ludzie krwawią gdy coś sobie zrobią i wtedy to ich zazwyczaj boli. Ale ta krew miała chyba po prostu przerazić ludzi i utrudnić mu funkcjonowania. Rada demonów w nowych wcieleniach skazańców zawsze zostawiała "niespodzianki". Po chwili przybiegł brunet z mokrym ręcznikiem papierowym i zwykłym ręcznikiem po czym zaczą delikatnie zmywać krew z policzków demona. Sam rozchmurzuł się dopiero kiedy blondyn wyjaśnił mu że to nic groźnego. A kiedy brunet przestał płakać ze złotych oczu demona przestała sączyć się krew. Wiedzieli że powinni pomóc brunetce i jej przyjaciółkom. Najpierw schowali i zabezpieczyli wszystkie narkotyki które znaleźli a było ich dość dużo. Cuksa w łazieńce miała sesje terapeutyczną z bogiem(przynajmniej tak sama zeznała brunetowi) a Grenda zerwała i zeszła się ze swoim chłopakiem nawet bez jego udziału. Chłopacy ułożyli nastolatki do snu w różnych pomieszczeniach a sami wyczerpani bieganiem po całej rezydencji opadli na kanapie. Samo zabezpieczenie dragów zajeło im zdecydowanie za dużo czasu. Była już prawie 16. Oboje nie mieli siły na dalsze działania. Świadomość że jeszcze czeka ich dzisiaj impreza wogule ich nie motywowała. Dipper zasną opierając o klatkę piersiową blondyna który po chwili uczynił to samo.

Czar Przyszłości ( BillDip)Where stories live. Discover now