Dzień 30 [Spadająca gwiazda - GerIta]

333 29 58
                                    

Dzień 30 - (jak to mam przetłumaczyć...) przepisz, napisz od nowa kanoniczny moment

Tak jak widzicie po tytule, postanowiłam zrobić rozwinięcie sceny ze spadająca gwiazdą...

A poza tym wyzwanie rozpoczęłam GerItą i GerItą skończę ^^

✧*.✧*.✧*.✧

Włochy siedział z Niemcami w ich prowizorycznym obozie.

- Dzisiaj też udało mi się ładnie wycofać... Anglia nie miał litości...- Włochy rozpromienił się najwyraźniej dumny z siebie.

Ludwig tylko westchnął i z lekką irytacją w głosie uznał to za zwykłą ucieczkę... Pomimo zawiedzenia tchórzostwem Włoch, cieszył się, że nie wystawił się wojsku na ostrzał. To nie skończyłoby się dobrze, a krzywda Feliciano była jedną z tych rzeczy, których nie chciał przeżyć.

Tak, wolałby żeby nie był aż takim mazgajem i tchórzem, ale przynajmniej w ten sposób był w miarę bezpieczny... Dopóki uciekłał przed niebezpieczeństwem nic złego nie mogło mu się przytrafić, a jeśli nie... Niemcy zawsze był gotowy mu pomóc. Nie pozwoli żeby stała się mu krzywda.

Dzisiaj po raz kolejny zjawił się mu z pomocą... Jednak nie był zachwycony z powodu tego, że Włochy potrzebował pomocy ze sznurówkami. Od początku miał przeczucie, że nie mogło chodzić o coś poważnego, ale wolał dmuchać na zimne.

- Ale wiesz... Jutro dam z siebie wszystko! - powiedział, entuzjastycznie podnosząc się do pozycji bojowej.

Ludwig nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu, ale teraz bał się, że Włochy może zrobić coś głupiego, co niekoniecznie zadziała na ich korzyść, albo co gorsza będzie zagrożeniem życia...

- Dobrze, ale w granicach rozsądku...

- Niemcy! Spójrz w górę! To spadająca gwiazda! - odwrócił się w stronę Feliciano, który z zachwytem wpatrywał się w rozgwieżdżone, nocne niebo i tą jedną, spadającą gwiazdę.

Jego uwadze nie umknęło mu też to, że te duże, bursztynowe oczy, na które tak bardzo lubił patrzeć, otworzyły się, odbijając blask bijący od jasnych punkcików na niebie.

Życzenie Włoch, jak i wiarę, że ono się spełni głośno uznał za dziecinne, ale w głębi uważał to za niezwykle urocze. Zmusił samego siebie do poważnej reprymendy, ale w końcu jako dowódca nie mógł pozwolić na tak absurdalne zachowania...

Siedzieli jeszcze chwilę w ciszy, ale Niemcy mógł zauważył jak Feliciano walczy z sennością, a jego głowa co chwilę przechylała się to na jedną, to na drugą stronę.

- Przygotuj się na jutro i idź już spać...- popchnął go delikatnie w stronę namiotu.

- Ale kto będzie stał na warcie kiedy i ja pójdę spać? Nie boisz się tu tak sam siedzieć? Jest już ciemno i strasznie!

Niemcy uśmiechnął troskliwie, patrząc jak przeciera powieki starając się rozbudzić.

- Ja będę stał na warcie, nie martw się. Idź już po prostu spać.

Włochy wahał się jeszcze chwilę, ale potem wyraźnie odetchnął z ulgą, gramoląc się do środka namiotu.

- Dobrze, ale obudź mnie na moją zmianę. Dobranoc Niemcy! - pomachał ręką, znikając we wnętrzu ich schronienia.

- Tak, tak.... Dobranoc! - kiwnął na niego i zasiadł spowrotem na swoim miejscu.

Panowała całkowita cisza, tylko w oddali słychać było pohukiwania sów i co jakiś czas dźwięk pękającej gałązki. Wpatrywał się w rozpalone ognisko, wystawiając w jego stronę lekko zmarznięte dłonie i ogrzewając stopy. Dzisiaj była dosyć chłodna noc...

Skierował swój wzrok na niebo, najpierw parząc ma księżyc, a potem na całe masy rozświetlonych gwiazd. Było wyjątkowo bezchmurnie i nie było żadnych problemów w obserwowaniu ciał niebieskich.

Ostatnio bardzo rzadko miał okazję pobyć sam na sam w ciszy. Odkąd zaczął opiekę nad Włochami były z nim same problemy, a chwile spokoju zdarzały się bardzo sporadycznie. Jednak czy rzeczywiście mu to przeszkadzało?

Przynajmniej nie był samotny, a Feliciano wnosił trochę radości do jego ponurej codzienności i nużącej, szarej rutyny. Nie było człowieka bardziej nieprzewidywalnego od tego roztrzepanego Włocha i tak naprawdę każdy dzień z nim był jedną, wielką niespodzianką.

Zawsze lubił mieć wszystko pod kontrolą, ale odkąd Włochy pojawił się w jego życiu zrozumiał, że nie wszystko można przewidzieć, a pomimo tego życie może być bardzo przyjemne...

W tej chwili na niebie dostrzegł spadającą gwiazdę... Niby to dziecinada, ale jeśli jest w tym chociaż choć odrobinę prawdy to zawsze można spróbować...

- Żeby Włochy wyleczył się z mazgajstwa. Żeby wyleczył się też z ciągłego jedzenia pasty. Chciałbym też żeby sobie nie zniszczył żołądka tymi swoimi gelato. I żeby nauczyl się w końcu robić porządne granaty. Oraz żeby jego brat przestal go atakować...- tu na chwilę się zatrzymał - Ponadto, chcialbym żeby mnie nie opuścił. Żeby był ze mną tak jak do tej pory i żeby już zawsze był taki radosny, i optymistyczny jak teraz. Chciałbym jeszcze żeby nigdy nie musiał przeżyć czegoś, co mogłoby go zranić lub zasmucić...- westchnął, spoglądając w stronę namiotu, z którego teraz dobiegało ciche "Veee".

Osunął suwak, obserwując śpiącego w śpiworze Feliciano. Uśmiechnął się, patrząc na jego spokojną, błogą twarz.

Wiedział, że Włochy od kilku dni nie mógł spać spokojnie, bo dręczyły go koszmary. Codziennie budził go szturchnięciem, a kiedy Niemcy na niego spojrzał miał zapłakaną twarz... Jednak nigdy nie chciał powiedzieć co mu się śniło...

Teraz miał już pewność, że nie będzie miał serca go obudzić. Zostanie na warcie całą noc, tylko dlatego żeby Włochy mógł się wyspać.

I kiedy patrzył na jego śpiąca sylwetkę, bardzo chciał żeby gwiazda jednak potrafiła spełniać życzenia...




























Znowu spóźnienie moi drodzy... Ale cóż... Już więcej się nie spóźnię, bo to już koniec...

Nie będę tu się jakoś szczególnie rozpisywać, bo zaraz wleci rozdział z podziękowaniami.

Do zobaczenia za niedługo!

☕︎ 30 dni Hetalia writing challenge ☕︎ [special na 100 follow] ✔︎Where stories live. Discover now