Dzień 27 [Tam, gdzie spadają anioły]

219 19 19
                                    

Dzień 27 - o tytule książki, której nigdy nie czytałeś

(W medii opis oryginalnej książki)

No więc... Ja czytałam tą książkę, ale nie potrafię napisać tekstu o czymś, czego nigdy nie przeczytałam... To po prostu dla mnie za trudne i mam nadzieję, że zrozumiecie

W sumie mogę to nazwać sweet-devil AU...

✧*.✧*.✧*.✧

Feliciano starał się nie myśleć o bólu jaki nie dawał mu spokoju od kilkunastu dni. A najgorsze było to, że nie dokuczał mu tylko ból fizyczny, ale i psychiczny, kiedy zadręczał się tym, że tak bardzo zawiódł małą, ludzką istotkę.

Gdyby wtedy tak naiwnie nie podał się na tacy Czarnym Aniołom, gdyby tak ślepo nie próbował wzbudzić zachwytu wśród ludzkich istot, gdyby nie był tak słaby... Gdyby...

Jednak teraz nie mógł już nic zrobić, utracił wszystko co miał i jeszcze skazał swoją podopieczną na straszny los.

Próbował coś wymyślić, zrobić coś żeby tylko ta mała, ludzka istotka nie musiała cierpieć, ale nic nie przychodziło mu do głowy, a cały jego umysł zalewała czarna rozpacz.

Był tak głupi opuszczając Drabinę i ukazując się na Ziemi w postaci dobrze znanego wszystkim ludziom, człowieka z dwoma ogromnymi, białymi skrzydłami. To jego lekkomyślność i niewyobrażalna naiwność zniszczyły wszystko co starał się zbudować... Chciał być dobry, jak najlepszy dla swojej podopiecznej, a jak na razie zgotował jej niezłe piekło... Wiedział, że bez niego ona nie przetrwa długo i zniknie razem z nim. Nie zdąży przeżyć losu, który dla niej wybrał na samym początku jej życia, nie będzie mógł jej chronić...

Zamiast tego zostanie wchłonięty przez Ciemność, potępiony, zapomniany...

Przycisnął do siebie koraliki otrzymane przez ludzką istotkę. Dawały mu ciepło, tworzyły jasność, która nieubłagalnie rozpierzchała się w mroku.

Poczuł jak po twarzy spływa mu ciepła, nieznana mu wcześniej ciecz... Łzy.

Człowiek... Dziwne stworzenie, swój żal uwydatnia jako płyn wypływający spod powiek. Niezbyt logiczny sposób, ale w tej chwili to nie miało znaczenia.

Jego człowiecza cześć wręcz zwijała się z cierpienia, a strug łez nie dało się powstrzymać, nawet kiedy trzymał blisko serca to zbawcze źródło ciepła. Każda sekunda bycia tutaj wykańczała go coraz bardziej...

Wtedy ujrzał czarnego ptaka, który usiadł na drzewie blisko jego kryjówki. Znał go... To ten, który pozbawił go skrzydeł, ten, który bezczelnie nazywał się jego bratem.

Nie mogli być braćmi... Przecież to niemożliwe! Prawda...?

- Witaj bracie...- zaskrzeczało ptaszysko, trzepocząc skrzydłami.

- Nie mów tak do mnie - już nie miał siły nawet żeby na niego spojrzeć. Leżał, wpatrując się w szary, betonowy sufit.

- Dlaczego nie mogę nazywać cię bratem, bracie? Przyjmij w końcu do wiadomości to, że czy tego chcesz czy nie jesteśmy braćmi... Nie wiesz tak wielu rzeczy, Feliciano. Nie rozumiem czemu nie mówią tego wszystkim na Drabinie...

- Przestań! Nie mam zamiaru cię słuchać! - zatkał uszy rękoma i zacisnął oczy.

Nie dało mu to jednak niczego, bo Lovino zdawał się szeptać w jego głowie. Próbował go zignorować, próbował tego nie słuchać, wypierając się, że zło kiedykolwiek może mieć związek z dobrem.

- Ty wiesz, że jestem twoim bratem... Wiesz, a mimo to próbujesz wyprzeć to ze swojej głowy. Ale pamiętaj, że bez zła nie istnieje dobro, a bez dobra zło... Uzupełniamy się Feliciano. Ja nie mam prawa bytu bez ciebie, a ty beze mnie. Czy w związku z tym mógłbyś mnie choć trochę polubić?

I teraz kiedy Feliciano spojrzał na czarnego ptaka, dostrzegł coś, czego do tej pory nie widział, a raczej nawet nie próbował zobaczyć...

Jego pióra nie były czarne, nie mogły, bo w tej czerni mieniło się jeszcze mnóstwo barw.  Chciał odwrócić wzrok, zatrzymać swoje myśli, ale w tej chwili już wiedział...

I zanim zdążył powstrzymać swoje ruchy, wyciągnął rękę, pozwalając na to aby czarny ptak siadł na niej, delikatnie wbijając szpony w skórę. Dotknął ręką jego piór, czując jak więcej mroku zajmuje jego umysł... Jednak nie odgonił go, tylko dalej pozwalał mu być blisko. Ta ludzka słabość... Samotność potrafi zmieniać ludzi...

- Ciepło...- usłyszał głos w swojej głowie - Ja potrzebuję dobra, Feliciano. Boję się tego, co mogłoby być gdyby istniało samo zło... Więc czy w związku z tym mógłbyś mnie choć trochę polubić, braciszku? - zaszemrał zbliżając się bardziej do ramienia Feliciano.

Poczuł się zmęczony, więc osunął się spowrotem na ziemię, pozwalając aby ptak siadł obok niego.

Po raz pierwszy nie czuł się aż tak bardzo samotny...

- Myślę, że mógłbym cię polubić, Lovino...






























Króciutko, ale bardzo ciężko było mi coś napisać...

I jej! Wreszcie na czas!

Do zobaczenia jutro!

☕︎ 30 dni Hetalia writing challenge ☕︎ [special na 100 follow] ✔︎Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt