Dzień 10 [Taniec - PruAus]

334 28 88
                                    

Dzień 10 - scena tańca

Postanowiłam napisać coś bardziej fluffy z PruAus... peach_watermelon cieszysz się, co nie?

✧*.✧*.✧*.✧

Roderich od kilku godzin nie odrywał się od fortepianu. Zamęczał się treningiem i nawet gdy Elizaveta zawołała go na obiad, ani na chwilę nie przestał grać i starał się ignorować krzyki Węgierki, i jej próby dostania się siłą do pokoju.

Teraz żył w swoim własnym świecie i nic nie wskazywało na to żeby miał się z niego wyrwać...

Próbował skomponować jakiś nowy utwór na konkurs, który ma się odbyć za miesiąc, ale pomimo wszelkich starań, nic nie wychodziło tak jakby sobie tego życzył. Cały czas miał wrażenie, że nuty nie zgrywają się ze sobą, a jego gra nie jest niczym więcej jak nieskładnym brzdąkaniem.

Westchnął czując jak coraz bardziej wścieka się na swoją bezradność. Potrzebował jakiejś inspiracji, ale nawet piękne krajobrazy za oknem nie dały mu porządnego natchnienia. Wszystko było zbyt codzienne i nudzące...

Nie znajdował w swoim otoczeniu żadnej inności, która mogłaby stać się inspiracją do jego utworu. Wręcz przeciwnie... Im dłużej patrzył na poruszające się na wietrze drzewa, czy też ptaki latające w parach, które co jakiś czas przysiadały na ogrodowym poidełku, jego wena wręcz tonęła w szarej codzienności życia.

Nie było niczego nowego, podniecającego, wzruszającego co mogłoby dać mu to czego szukał... To była tylko jego nudna codzienność...

Powoli poddawał się rutynie każdego dnia niezmiennie wykonując te same czynności.

Budził się, jadł śniadanie, grał na fortepianie, odpoczywał, jadł obiad, grał na fortepianie, mył się, a następnie szedł spać myśląc nad tym czy w końcu zdarzy się coś ciekawego.

I tak codziennie od kilku lat...

Jedyne co ubarwiało jego dni były sporadyczne wizyty Gilberta. Przychodził do domu Rodericha i Elizy co miesiąc żeby po pierwsze, najeść się, a oprócz tego czasami przesiadywał godzinami słuchając gry Austriaka. Oczywiście sam się do tego nie przyzna, ale uwielbiał słuchać jego minikoncertów i często przygrywał mu na flecie.

Roderich bardzo cieszył się z tych duetów, bo dźwięk fletu dodawał jego grze nowych barw... Intrygującego brzemienia i przede wszystkim tej odmienności, której tak mu brakowało.

Uśmiechnął się do siebie wspominając ich wspólne koncerty. To było coś niesamowitego... Ich instrumenty brzmiały razem cudownie, tworząc jedną, wspólną melodię, która nie mogła być porównywana z żadnym innym brzmieniem. Była piękna, niepowtarzalna i magiczna, a przede wszystkim była ich, tylko ich i nikogo innego...

Westchnął podnosząc się z siedziska i stając przed oknem, patrzył na słońce chylące się już ku zachodowi.

Postanowił przewietrzyć się trochę, więc otworzył szklane drzwi prowadzące do ogrodu (ma pokój na parterze jakby co) i skierował się w stronę dużej altany.

Usiadł na ławce podziwiając piękne kolory nieba i wdychając zapach kwitnących jaśminów. Płatki tych kwiatów co jakiś czas odrywały się od reszty rośliny, falując na wietrze, a następnie opadając delikatnie na trawie tworząc biały dywan.

Robiło się już ciemno, więc zapalił latarenki stojące w altanie i ponownie pozwolił pochłonąć się swoim myślom.

Nawet nie usłyszał, że ktoś zbliża się do jego miejsca wypoczynku...

- Guten Abend Roddy...

Roderich podskoczył zaskoczony obecnością Gilberta. Odwrócił głowę w jego stronę... Prusak stał na wejściu do altanki, trzymał ręce w kieszeniach spodni, uśmiechał się lekko, a blask bijący od płomyków świeczek odbijał się w jego szkarłatnych oczach, nadając im niezwykłą, ciepłą barwę.

- Abend Gilbert... Co tutaj robisz?

Austriak podniósł się z ławki i stanął naprzeciwko swojego gościa.

- Byłem w okolicy, więc postanowiłem do was wpaść. Chyba nie masz nic przeciwko? - Gilbert uśmiechnął się jeszcze szerzej, przeczesując swoje włosy.

- Nie... Cieszę się, że przyszedłeś...- Roderich odwrócił się w inną stronę starając ukryć swoje czerwone policzki.

Nagle poczuł dotyk na swojej talii, a ręką Gilberta splotła się z tą jego.

Zdezorientowany obrócił się spowrotem patrząc z zaskoczeniem na Prusaka. Ten tylko uśmiechał się patrząc w oczy Rodericha z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Co ty robisz?! - nie za bardzo wiedząc jak zareagować krzyknął na niego wymuszając niezadowoloną minę.

- Nie widać? Zamierzam z tobą zatańczyć. A o muzykę się nie martw! Tancerz tak zajebisty jak ja jej nie potrzebuje!

To nadal nie tłumaczy mi tego, dlaczego bez pozwolenia mnie dotknąłeś...

Ale zanim zdołał cokolwiek odpowiedzieć Gilbert zaczął kołysać ich, zmuszając Rodericha do oderwania swoich nóg od ziemi i włączenia się do tańca.

Przez cały czas Gilbert wpatrywał się w oczy Austriaka, wywołując u niego intensywne rumieńce jednak tym razem już nie odwrócił wzroku.

Poruszali się z gracją wirując po pustym fragmencie ogrodu, pośród cichego cykania świerszczy i blasku bijącego od lampionów.

Serce Rodericha biło w szalonym tempie... Był tak blisko Gilberta, mógł poczuć jego zapach, ciepło bijące od jego ciała, usłyszeć spokojne oddechy i uderzenia serca.

Niemal pisnął z zaskoczenia kiedy Prusak przyciągnął go jeszcze bardziej do siebie tak, że teraz stykali się klatkami piersiowymi, a ich twarze były bardzo blisko, jednak ta początkowa odległość zdawała się coraz bardziej zmniejszać.

Jego nogi zmiękły kiedy poczuł oddech Gilberta przy swoich ustach, a kiedy ich wargi się zetknęły świat dookoła zniknął stając się tylko rozmazanym tłem. Teraz był tylko on i Gilbert.

I Roderich już wiedział jak ma brzmieć jego utwór...





























Mam ochotę płakać... Miało być ładne, a wyszło jakieś dziadostwo... Ktoś mnie przytuli? (´;ω;`)

Do zobaczenia jutro!




☕︎ 30 dni Hetalia writing challenge ☕︎ [special na 100 follow] ✔︎Where stories live. Discover now