Dzień 16 [*prequel* List - PruAus]

289 22 36
                                    

Dzień 16 - scena śmierci

Więc jest to swego rodzaju prequel do drugiego dnia wyzwania (i tak, też będzie dosyć smutno... Chyba, bo najprawdopodobniej coś zepsuję ಥ‿ಥ)

Przepraszam tych, którzy nie lubią PruAus... ;^;

✧*.✧*.✧*.✧

Gilbert wpatrywał się tępo w sufit nad łóżkiem, starając się zapomnieć o tym, że już za chwilę go tu nie będzie...

Spojrzał na swoje, niemal przezroczyste dłonie usiłując ignorować wszystkie wspomnienia, które przelatywały przez jego umysł, powodując u niego coraz to nowe strugi łez, które spływały po bladych policzkach.

Wiedział, że kiedyś to musi nastąpić... Wiedział, ale jednak przez cały czas głupio wierzył w to, że jakimś cudem będzie mógł zostać dłużej, razem z innymi...

Nie zrobił tak wielu rzeczy, nie powiedział tak wielu słów, a teraz już nie potrafił ruszyć się ze swojego łóżka... Nie miał siły żeby cokolwiek zrobić, a ciągłe leżenie powodowało coraz to większe załamanie, z którym nie potrafił sobie poradzić.

Przez tyle lat był przekonany, że nigdy nie zniknie, że to niemożliwe aby musiał kiedykolwiek odejść... A zwłaszcza, że kiedykolwiek wizja zniknięcia będzie aż tak bolesna...

Oczywiście, że kochał swojego brata, uwielbiał towarzystwo Francisa i Antonia, lubił czasami pokłócić się o jakieś absurdalne drobnostki z Feliksem, oczywiste było, że do każdej z personifikacji był bardzo przywiązany i rozstanie będzie bolesne...

Jednak była jedna osoba, jedna jedyna, której nigdy nie wyznał jak bardzo jest dla niego ważna, jak bardzo będzie za nią tęsknił, jak bardzo będzie żałował, że tyle razy powiedział zbyt dużo.

Tyle było pomiędzy nimi sporów, kłótni, czasami nienawidzili się tak bardzo, że życzyli sobie nawzajem śmierci... Jednak za każdym razem kiedy go widział wszystko dookoła znikało, nie widział niczego poza tęczówkami w kolorze najpiękniejszych fiołków, serce biło w rytmie granych przez niego melodii, oddychał w takiej samej częstotliwości jak podnosiła się jego klatka piersiowa. Jedyne o czym marzył to w końcu dotknąć go tak, jak zawsze chciał, poczuć go bliżej... Wdychać jego zapach, ogrzewać się w cieple jego ciała, wplatać dłonie w idealnie gładkie, kasztanowe włosy, które zawsze tak pięknie odbijały blask, spojrzeć z bliska w te niesamowite, fiołkowe oczy w końcu z tą skrywaną przez wieki czułością.

Nie mógł znieść myśli, że nigdy nie będzie w stanie tego zrobić. Do tej pory marnował każdą szansę... Za każdym razem kiedy próbował wykonać jakiś ruch, strach go paraliżował. Nie potrafił się poruszyć, a głos grzęzł mu w gardle.

Teraz był wściekły na siebie, że nigdy nie zdobył się na szczerość w stosunku do niego. Ukrywał swoje uczucia przez tyle wieków... Miał tyle czasu żeby to zrobić, tyle czasu... Zmarnował te wszystkie lata, a teraz już nie miał szans żeby powiedzieć mu to w twarz. Jedyne co dał radę zrobić to napisanie tego, nędznego listu.

Słowa nabazgrane na kartce papieru nie były jednak tym co naprawdę chciał powiedzieć... Były niczym w porównaniu do tego co działo się w jego sercu...

To tak cholernie bolało... Świadomość, że nigdy już go nie zobaczy, była gorsza od całego bólu fizycznego, który odczuwał. Zżerała go od środka, raniła, wypalała.

Kiedy spojrzał w dół na swoje ciało, było już niemal niewidoczne, ale nadal czuł jakby miliony szpilek wbijały mu się w skórę.

Chciał krzyczeć, ale wiedział, że i tak nikt nie przyjedzie żeby choć być przy nim przez ostatnie minuty życia. Wszyscy byli daleko... Był całkowicie sam z bólem i wspomnieniami...

"Słońce chyliło się ku zachodowi, barwiąc niebo odcieniami żółci i czerwieni. Był ciepły, letni wieczór, a on stał z Roderichem na pomoście wpatrując się w taflę jeziora.

- Hej Roddy...

- Mówiłem ci już żebyś mnie nie nazywał "Roddy"...- westchnął, niechętnie obracając głowę w jego stronę - Słucham?

- Co byś zrobił gdybym któregoś dnia zniknął? - oczy Gilberta nadal wpatrzone były w dal. Nie potrafił teraz spojrzeć na Rodericha.

- Zniknął? W sensie... Tak na zawsze? - Prusak pokiwał głową - Ja... Nie mam pojęcia. To bardzo trudne pytanie, Gilbercie...

Jego głos zadrżał, ale starał się to opanować.

- Wiem, że jest trudne, ale mnie bardzo zależy na odpowiedzi.

Teraz w końcu odważył się spojrzeć na niego... Zachodzące słońce odbijało się w jego tęczówkach oraz oświetlało jego twarz na złoto.

Wyglądał niesamowicie, olśniewająco, cudownie...

Po prostu był najpiękniejszą rzeczą na świecie.

- Nie wiem co dokładnie bym zrobił, ale raczej byłoby to przykre... Mam nadzieję, że nie oczekiwałeś bardziej szczegółowej odpowiedzi, bo na taką raczej mnie nie stać...- westchnął cicho, odchodząc na koniec pomostu."

Na jego ustach wykwitł lekki uśmiech, ale fala bólu, która przeszła przez jego ciało zniweczyła chwilowe uczucie ulgi.

Gdy ból nie ustawał, a wręcz nasilał się, Gilbert zrozumiał, że to już ta chwila... Chwila, której za wszelką cenę chciał uniknąć...

Tracił oddech przez ból rozpierający jego płuca, a rytm serca stawał się coraz wolniejszy i wolniejszy...

Przywołał w głowie to co chciałby mieć teraz blisko siebie... Uśmiechniętą twarz Rodericha, palce splecione z tymi jego, serca bijące w tym samym rytmie...

Ale jego czas się skończył, a po dawnej personifikacji Prus została tylko pomierzwiona pościel...

































Mam dla was dobrą radę: nie piszcie czegoś smutnego bez weny, bo nic ładnego z tego nie wyjdzie (no chyba, że jesteście geniuszami)

Do zobaczenia jutro!

☕︎ 30 dni Hetalia writing challenge ☕︎ [special na 100 follow] ✔︎Where stories live. Discover now