8. Rok pierwszy: Delirium

134 15 4
                                    

Piskliwy, chłodny śmiech rozbrzmiewał w jej głowie, obijając się o ściany umysłu i zmrażając do samego szpiku kości.

Było zimno. Było tak strasznie zimno, że miała wrażenie, że całe jej ciało zmieniło się w bezwładną bryłę lodu. Nie czuła już bólu. Nie odczuwała już nic, oprócz bezdennej pustki, która ją otaczała. Mogła określić dokładny moment, w którym delikatny całun owinął się wokół niej niczym druga skóra.

Stała się lekka niczym piórko. Czuła, jak wzlatuje, a jej ciało nie waży kompletnie nic. Ogarnęło ją uczucie niezmiernego spokoju. Otworzyła zmęczone oczy, dostrzegając przed sobą najpiękniejsze, świetliste kolory, jakie widziała w życiu. Mieszały się ze sobą, tworząc istną feerię barw.

Gdzieś z oddali dobiegł ją śmiech dziecka. Był beztroski i wolny, jak ona kiedyś.

Westchnęła. Łzy szczęścia i ulgi napłynęły jej do oczu, kiedy zdała sobie sprawę, że może w końcu doświadczy spokoju, którego tak bardzo pragnęła.

Cudowna muzyka dobiegła jej uszu, kojąc zmysły i duszę.

Nie odczuwała złości na to, co ją spotkało. Nie była w stanie, kiedy wszystko wokół było tak piękne...

Nagle wszystko ucichło i nastała nieprzenikniona czerń, a ona poczuła jak spada z zawrotną prędkością.

Rozległ się długi, straszny, przeszywający krzyk, a ją zalała fala obrazów i wspomnień.

Poniszczona umywalka, na której miejscu stopniowo pojawiała się wielka, ziejąca dziura.

Brudny, ciemny, niekończący się tunel, zapach wilgoci i rozkładu.

Ból i pieczenie w palcach od dłoni, gdy ostatkiem swoich sił zapierała się, raniąc paznokcie do krwi.

Chlupot wody w jej butach, kiedy przemierzała kamienną ścieżkę wśród posągowych węży.

Czarnowłosy chłopak wychodzący z jej dziennika, jego szeroki, chłodny uśmiech.

Ogromny, prastary wąż pełznący w jej kierunku, Tom wykrzykujący w euforii, jej głowa uderzająca o posadzkę...

Gdzieś w oddali znów rozległ się krzyk. Jakby... ptaka?

Wirowała w wietrznej spirali, nie potrafiąc zapanować nad swoim ciałem. Kręciła się niczym na karuzeli, a krzyki były coraz głośniejsze... Pojawił się Harry i też krzyczał, wskazując na nią oskarżycielsko kłem bazyliszka, a z jego dłoni skapywała szkarłatna krew... Chciała mu powiedzieć, że nie mogła nic na to poradzić, że to Tom, ale on wciąż krzyczał i krzyczał, patrząc na nią z nienawiścią...

Krzyki stały się nie do zniesienia, wręcz brzęczały jej w uszach, zupełnie jakby wychodziły z niej samej...

– Ginny! GINNY!

Otworzyła gwałtownie oczy i od razu zamknęła je z powrotem, bo oślepiło ją białe światło. Syknęła z bólu, a własny głos brzmiał dziwnie w jej ustach. Gardło paliło żywym ogniem. Poczuła jak jej język jest zaledwie bezwładnym kawałkiem mięsa.

– Na Merlina, myślałam, że już cię nie dobudzę i postawisz na nogi pół zamku.

To był głos pani Pomfrey, łagodny i zaniepokojony.

– Dałam ci już jedną dawkę eliksiru na spanie, ale widocznie przyszedł czas na kolejną.

Ginny z wielkim trudem uchyliła powieki. Gdy jej zmęczone oczy przystosowały się do nagłej jasności, rozejrzała się niepewnie po otoczeniu. Oprócz niej w pomieszczeniu nie było nikogo. Odetchnęła z ulgą.

Dancing with a Snake | 🐍 Blaise Zabini x Ginny Weasley 🦊जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें