Rozdział 28

211 16 18
                                    

Od tygodnia staram się normalnie zachowywać i zapomnieć o wszystkim. Zdecydowanie niektóre incydenty zbyt mocno się na mnie odbiły, a ja chcę, już o nich zapomnieć.

— Bella bo ja nie dam rady odebrać Leny dziś od Dawida. Mogłabyś zrobić to ty? — zauważyłam w drzwiach Sarę, która szybko zapinała swoją koszulę. Chyba ktoś tu zaspał.

— Pewnie jasne. — Dziewczyna szybko znikła z mojego pokoju i mieszkania, a ja poprawiłam swoje jasne dżinsy i białą bluzkę. Weszłam do salonu, gdzie gotowa na kanapie oglądała bajki Lena. Podeszłam do niej od tył i chwyciłam zabierając na ręce. — A mogę dostać buziaka? Hm? —zapytałam z uśmiechem na co ta teatralnie się zastanowiła.

— Hm no nie wiem. Raczej nie...

— Dawaj mi buziaka— zaczęłam się z nią kłócić i łaskotać. Kiedy ta, już prawie mnie pokonywała zrezygnowałam i powiedziałam, że się poddaję. Z uśmiechem patrzyłam na jej roześmianą twarz.

— Mamo kocham cię bardzo. — powiedziała i się uśmiechła.

— Ja ciebie jeszcze bardziej skarbie. — i całą drogę do przedszkola i auta kłóciłyś my się kto kogo bardziej kocha. Odwiozłam małą pchłę do przedszkola i sama ruszyłam do pracy. W pracy był niezły tłok. Szybko przywitałam się z dziewczynami i czas leciał mi tak bardzo szybko, że nawet nie pamiętam gdzie byłyśmy na lunchu. Nie za bardzo mam zamiar tam się pokazywać u Dawid w mieszkaniu.  Tak też wystukałam wiadomość do Alicji, aby zeszła z Leną na dół za piętnaście minut. Dziewczyna szybko mi odpisała za co byłam je wdzięczna

Pov. Dawid.

Siedzę przy laptopie, pisząc nowy tekst do swoje nowej piosenki. Staram się zająć wszystkim innym niż myśleniem. Kiedy zaczynam myśleć do głowy wpadają mi wydarzenia z ostatniej soboty. Dnia mojego ślubu. Czuje się trochę winny, a jednocześnie  lekko zadowolony. W ten sam dzień kiedy zawarłem przysięgę małżeńską z Alicją — ją złamałem. Powinienem kochać Alicję skoro jest moją żoną.

Paradoks.

Jednak nie czuje tego tak mocno, jak powinienem. I chyba tym mogę ją skrzywdzić. Idąc do ołtarza, i składając przysięgę miałem nadzieję. Miałem nadzieję, że da mi znać. Wystarczyło tylko, aby pokiwała głową. Dała jakiś znak. Ona uciekała ode mnie spojrzeniem. I to cholernie bolało. Bolało, że nie chciała nawet zawalczyć. Nie wiem co nas opętało. Ale czułem, że tego potrzebuję. I przyznam szczerze, że gdyby nie Sara prawdopodobnie skończyłoby się to gorzej. Mimo to cieszę się, że dotknąłem jej ust.

Ten ostatni raz.

Z moich rozmyśleń wyrwało mnie mocne zamknięcie drzwi. W mieszkaniu zrobiło się cicho, więc wstałem, aby zobaczyć gdzie są dziewczyny. Wyjrzałem przez okno, widząc Lenę, która biegnie do Belli i Alicję, która macha małej blondynce na porzegnanie i wraca do budynku.

O nie kurwa. Zgadały się.

Niczym opętany wybiegłem z mieszkania. Muszę porozmawiać z Bellą. Muszę z nią porozmawiać o tym wszystkim. Zbiegając ze schodów natchnąłem się na Alicję.

— A ty gdzie?— zapytała z uśmiechem.

— Muszę pogadać z Bellą. Zaraz będę. — oznajmiłem i całując ją w policzek wybiegłem szybko z budynku. Biegłem chodnikiem widząc, że dziewczyna zapina Lenę w foteliku. Zatrzymałem się kilka metrów przed nimi, a dziewczyna kątem oka zauważyła, że przyszedłem.

Pov. Bella

Jeszcze jego tu brakowało. Wszystko bym zniosła, ale nie niego teraz. Nie dziś bo naprawdę nie chciałam z nim o tym rozmawiać. Ha! W ogóle nie chciałam z nim o tym rozmawiać.

Kilka tamtych dniWhere stories live. Discover now