Rozdział 7

275 12 13
                                    

Moja głowa od rana niemiłosiernie pulsowała, rozprowadzając silny ból. Boże.

- Bella podejdź do dziewczyn z czwórki. Mają dla ciebie jakieś dokumenty- Vanessa powiedziała szybko kiedy ja leniwie wstałam od biurka idąc do pokoju wyznaczonego przez dziewczynę. Zabrałam odpowiednie dokumenty i wyszłam. Z głośnym westchnęciem przeglądałam dokumenty chwytając się z głowę. Ile tu błędów! Wstukałam szybko podany adres do komputera i nakliknęłam na odpowiedni link. Mając przed oczyma odpowiednią pracę zaczęłam ją przeglądać. Mój telefon zawirował, a ja leniwie przeniosłam na niego wzrok.

(2) wiadomości od Sara:

Sara: Zostaje dłużej. Mieliśmy małą awarię będę około północy.

Sara: I jutro jadę za miasto do cioci. Jakby coś to dzwoń.

Ja: Okey. Miłej wycieczki kochana :*

Sara: Dzięki :)

Odłożyłam telefon. Od feralnego wydarzenia, w którym Wojtek wydał, że jesteśmy w Warszawie minęły dwa tygodnie. Nic ciekawego się nie działo. Święta miały być za niecałe cztery dni. Razem z Leną jedziemy do moich rodziców. Nie zapowiada się, że będziemy tam jakoś długo bo szczerze zostałabym w mieszkaniu na święta. No ale cóż. Trzeba odwiedzić.

Nic się szczególnego nie działo. Lena chodziła do przedszkola a ja do pracy. Dawid niczego nie szukał ani o nic nikogo nie pytał. Z tego co mówili Igor i Wrzosek zachowuje się tak jakby zapomniał. Nim się obejrzałam dziewczyny znikły z pokoju, a mi samej zostało niecałe dwadzieścia minut pracy. Szybko wykonując swoją pracę spakowałam się i zarzuciłam na siebie swój czarny płaszcz i duży szal. Zarzuciłam torebkę na ramię i wyszłam z pokoju. Po całym budynku rozbrzmiewał tylko dźwięk stukotu moich botków. Sprawnie wyszłam z budynku i ruszyłam w stronę przedszkola gdzie odebrałam małą blondynkę, która tak szybko opowiadała co się działo w przedszkolu, że aż momentami brakowało jej tchu. Śmiałam się jak dziewczynka wymachiwała rękoma oburzona mówiąc, że jej kolega nie ma ani kszty kultury.

- Co ty na to abyśmy poszły na pizzę?- przerwałam jej a jej niebieskie, wesołe oczy zaświeciły się.

- Tak. Pizza!- zawołała radośnie, a ja zaparkowałam pod naszą ulubioną pizzerią. Razem z małą blondynką trzymając się za ręce ruszyliśmy w stronę budynku. Zamówiłyśmy posiłek i usiadłyśmy w rogu sali. Dziewczynka lubiała tam siedzieć. Kelnerka dostarczyła nam do stołu pizzę i karafkę soku pomarańczowego. Ze śmiechem na ustach patrzyłam jak blondynka dorobiła sobie uśmiech ketchupem.

- Mamo! Czemu ja się zawsze brudzę - powiedziała wycierając się w serwetkę.

- Nie wiem skarbie. To ja powinnam tobie zadać to pytanie- za chichotałam, a młoda wykręciła oczami.

- Ugh

Po drodze do domu za trzymałyśmy się w sklepie gdzie kupiłyśmy starter pak. Czyli żelki i ciasteczkami. Nie powiem, że dziewczyna ma idealny gust co do słodyczy. Nigdy nie pozwalałam jeść jej ich dużo. I zawsze jej ograniczam tych pyszności. Blondynka chwilę pogrymasi ale później zabierze się za jakieś owoce z czego się cieszę.

- Lena może spakowały byśmy się już do dziadków. Po jutrze wyjeżdżamy- powiedziałam do dziewczynki wycierając ręce w ścierkę. Popatrzyła na mnie i zamknęła malowankę.

- Yhy- kiwnęła głową i pobiegła do pokoju. Ruszyłam za nią powolnym krokiem. Wchodząc do pokoju zauważyłam jak dziewczynka otwiera jedna szufladę z komody i wyciąga jakiś biały sweterek.

Pakowanie poszło nam sprawnie. Zostajemy na nie więcej jak trzy dni więc też nie musimy zabrać ze sobą jakiegoś super bagażu.

- idę spać- oznajmiła i w niebieskiej piżamce w chmurki schowała się pod kołdrę. Podeszłam do niej i dałam jej buziaka w czoło.

Kilka tamtych dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz