Rozdział 3

302 15 2
                                    

Dopięła ostatni guzik swojej wzorzystej sukienki. Lekka, zwiewna w niewielkie kwiatki idealnie leżała na moim ciele.  Zarzuciłam na siebie długi czarny kardigan a następnie ciepły płaszcz. Poprawiłam ostatni raz się w lusterku i wyszłam z mieszkania po drodze zgarniając czarną torebkę.

- No wreszcie, ile można czekać?!- blondynka siedząca za kierownicą rzuciła mi niezbyt miło w moją stronę.
Wywróciłam oczami na jej wywód i usiadłam obok, obracając głowę do tył uśmiechając się szeroko do Leny siedzącej w foteliku.

- Sara mówiłam, że jeśli chcesz nas podwieźć musisz liczyć się z tym, że my zawsze się spóźniamy. Prawda Lena?- uśmiechałam się do dziewczynki a następnie wracając spojrzeniem na Sarę.

- Oj dziewczyny co ja z wami mam- Uśmiechła się lekko pod nosem i ruszyła włączając się w ruch uliczny.  Odkaszlała i wyprostowała się szybko niczym spięta- Muszę jechać dziś do biura. Igor ma problemy z dokumentami- wystrzeliła niczym z procy te dwa zdania bojąc się spojrzeć w moją stronę. Zacisnełam mocniej palce na uchwycie przy drzwiach nabierając powietrza. - Wiąże się to z tym, że mogę go zobaczyć- przerwała ciężko wzdychając jakby te kilka słów sprawiały jej trudność- Mogę zobaczyć się z Dawidem

- Sara i co z tego. Dobrze wiesz jak jest. Jeśli poruszy temat- zrobiłam pauzę mocno zaciskając powieki- Jeśli zacznie o coś wypytywać, ty nic nie wiesz. Dasz sobie radę- powiedziałam ciężko otwierając oczy. Już kilkakrotnie omawiałyśmy ten temat jednak dla żadnej z nas nie był on prosty. Sara dla mnie i Leny urwała kontakt z Kwiatkowskim. Nie rozmawiała z nim już dobre trzy lata. Jestem jej cholernie za to wdzięczna.

- Okej. Jedziemy po kawę?- sprawnie zmieniła temat. Pokiwałam głową wstukując jej adres w nawigację aby pojechała do Starbucks'a który znajduje się najbliżej mojej pracy. Odprowadziła Lenę do przedszkola jak to robiłam od tygodnia i ruszyłam z blondynką po napój.

- Uważam, że powinnyśmy pójść na zakupy. Dawno nie byłyśmy nie licząc spożywczych- stwierdziła, kiedy już w swoich rękach miałyśmy Caramelowe Macchiato. Pokiwałam energicznie głową dmuchają w gorący napój.- Bella do cholery idziemy dziś na zakupy. Lena zostanie z Igorem.

- Myślisz, że Igor będzie miał czas?- zagadałam upijając łyk boskiego napoju.

- Oczywiście, że tak. A jak nie to znajdzie.- wzruszyła ramionami wyciągając telefon.- Za dwadzieścia ósma. Muszę lecieć. Cześć- przytuliła mnie mocno i znikła.

- Hej- powolnie udałam się w stronę dużego biurowca. Nie wiem jak musiałabym iść powoli żeby się tam spóźnić. Starbucks był niemalże obok mojej pracy. Równo z godziną siódmą pięćdziesiąt weszłam przez duże szklane drzwi, witając się z starszą kobietą przy recepcji a następnie jadąc windą na moje piętro. Ruszyłam do swojego pokoju. Stanęłam w drzwiach patrząc na swoje biurko. Było ono centralnie na przeciw drzwi. Po prawej znajdowało się biurko Vanessy a po lewej Natalii. Cały budynek był wspaniały. Zaraz za moimi plecami znajdowała się cała ściana z okien, które od strony zewnętrznej miały specjalną powłąkę uniemożliwiającą widok wnętrza budynku. Zamknęłam za sobą szklane drzwi uciszając dźwięk dzwoniących telefonów i mówiących ludzi. Natali i Vanessy miało dzisiaj nie być. Van poleciała na ślub swojej siostry a Natalia pojechała na weekend nad morze. Usiadłam przy swoim stanowisku i zabrałam się za ciekawy artykuł pisząc do niego komentarze.

***

Nim się zoriętowałam za oknem było już ciemno a w biurze nie było już prawie nikogo. Spojrzałam na zegarek. Za dziesięć szesnasta. Wyłączyłam komputer i poskładałam na swoim stanowisku. Zakładając torebkę na ramię usłyszałam głośny stukot butów. Podniosłam głowę a w drzwiach stał zdyszany Fabian. Opierał się jedną ręką o drzwi uśmiechając się szeroko, głośno oddychając.

Kilka tamtych dniWhere stories live. Discover now