Rozdział 13

295 12 12
                                    


  Znacie to uczucie kiedy w jednym momencie cały wasz świat, dobry chumor, wyszystko co piękne, to co budowaliście przez długi czas spada w ułamku sekundy pozostawiając tylko pokruszone i zepsute wspomnienia, których nie da radę już naprawić. Nadają się jedynie do utylizacji, a wasze życie pochłaniała coś na podobne ciemności?

Właśnie tak się czułam. Wczorajsze wyznanie Leny sprawiło, że miałam ochotę wejść pod kołdrę i wypłakać się w pierzynę. Jak można posunąć się tak daleko, żeby dziecko nawiedzać w przedszkolu. I jakim cudem ta kobieta wiedział, że to właśnie my?

Analizowałam wszystko. Z kim rozmawiałam, kto o tym wie, a nawet kto patrzył na mnie jakoś podejrzliwie w ostatnim czasie. Na myśl przychodziła mi tylko jedna kobieta, którą widziałem pod przedszkolem i w sklepie. Jednak nie mam stuprocentowej pewności, że to właśnie ona rozmawiała z Leną. Do tego była ona o wiele starsza ode mnie i jej wiek podchodził gdzieś pod czterdziestkę. A wątpię, żeby brunet zadawał się z tak starszym towarzystwem. Oczywiście musiałam to zgłosić Patrycji. Powiedziała, że sprawdzi kto tam pracuje i przeanalizujemy, która z kobiet jej to proponowała. Zadzwoniłam też do Karoliny ale nie odpowiadała, więc jej napisałam aby do mnie oddzwoniła bo mam do niej ważną sprawę.

Ważna to mało powiedziane. Ona była w cholerę poważna.

Wczorajszy poziom wkurzenia i  strachu tak bardzo we mnie płynął, że nawet napisałam do bruneta.

Pov. Dawid

- Wy wiecie kurwa lepiej co macie robić co nie?! Wiecie lepiej oczywiście- wstałem w stronę dwójki dorosłych ludzi, którzy zachowywali się jak idioci. Dosłownie!

Mój prawnik nie umiał sobie poradzić z dwudziesto paroletnią prawniczką, która zaginęła go na każdy możliwy sposób razem z jej klientką, która nie powiem jest gotowa na wszystko i zawsze znajdzie jakieś wyjście.

- Dawid. Ja się tu kurwa trudzie żeby ci pomóc z tym dzieckiem, a ty masz jeszcze problem- kobieta rzuciła ni to zła, ni wesoła. No norlamnie nie wytrzymam!

- Ale zrozum, że ona to powiedziała matce. I trochę tak jakby cie nie posłuchała jak jej mówiłaś, że ma nikomu nie mówić- wydrzyźniałem się w jej stronę. Wywróciła oczami skupiając je na swoich długich, granatowych paznokciach.

- Panikujesz-  stwierdziła na co prychłem rozbawiony.

- Tak ja tylko panikuje. Oczywiście- wyrzuciłem ręce do góry i ruszyłem w stronę szafki gdzie zawsze trzymam coś mocnego. Wyciągnąłem jeden z lepszych trunków i nalałem sobie do niskiego, grubego szkła.  Zaraz potem podszedł mężczyzna, który zrobił to samo i wykrzywił się z uznaniem po pociągnięciu zdrowego łyka.

- Przyjamniej do alkoholi masz głowę- stwierdził, na co podkręciłem głową lekko rozbawiony w stylu ,, no co ty kurwa nie powiesz,,- Słuchaj. Rozumiem, że sprawa wygląda jak wygląda- zaczął - Ale zapomnieliśmy o jednym fakcie, który może bez większych argumentów wprowadzić na drogę zwycięstwa- przeniosłem wzrok na mężczyznę, który był zadowolony z tego co powiedział.

- Czyli co? Powiemy, że mam psa w domu i dajcie mi dziecko. Bo ona lubi zwierzęta?- zaśmiałem się ironicznie - Albo nie inaczej. Dziecko będzie miało ciotkę, która ją w przedszkolu straszyła. Pomyśl. Jesteśmy już na minusie- skwitowałem.

- A kto nam udowodni, że ją znamy - kiwnął w stronę kobiety- Nikt - uśmiechł się cwanie. No faktycznie- Szukamy argumentów od środka i niedawna. A czemu nie zaczniemy od początku?- uniósł brwi do góry na co chwilę się zastanowiłem. Dopiero po chwili wpłynęło na mnie oświecenie.

- Jak chcesz to potrafisz myśleć staruszku - Uśmiechłem się cwanie i wskazałem na niego palcem. Skinął głową w bok i rzucił spojrzenie zirytowanej kobiecie.

- A więc polej. Nie możemy trzeźwo myśleć bo nic z tego nie będzie- powiedział w moją stronę na co polałem mu alkoholu.

Może i nie jesteśmy jeszcze na minusie.

*

- Spoko. Powiemy to. Nie mają szans. Blondynka jest już po naszej stronie- Uśmiechła się pięknie w moją stronę.
Pokiwałam głową i porzegnałam się z Patrycją.

Odetchnęłam z ulgą. Poszłam do kuchni zaparzyć sobie herbatę. Po przeglądałam media społecznościowe, a następnie poszłam zobaczyć co robiła mała blondynka. Siedziała w pokoju i bawiła się. Uśmiechłam się i wyszłam z jej pokoju idąc do łazienki. Ogarnęłam się i przebrałam z zamiarem położenia się.
Ogarnęłam Lenę i położyłam ją do spania. Długo nie musiał czekać bo dziewczyka momentalnie usnęłam.


*

- Co wy na to abyśmy wyszły na lunch obok biura? W tej nowej restauracji?- zaproponowała Natalia na co obydwie z Van się zgodziłyśmy. Byłam okropnie głodna.

Ubrałyśmy się i wyszliśmy na zewnątrz. Zajęłyśmy miejsce pod ścianą i zamówiłyśmy jedzenie. Po chwili nasze zamówienie znalazło się na naszych stolikach, a my zaczęłyśmy je konsumować.

- No napiłam się z nimi trochę. Myślałam, że skończy się na pięciu ale skończyłam no jak skończyłam- zaśmiałam się krótko na wywód Natali. Tak jej imprezy były komiczne.

- Ja ostatni raz na imprezie w klubie byłam jakoś przed sylwestrem. Nie za bardzo miałam ochotę tam iść. Wolałam pochylać ze znajomymi w domu - Vanessa stwierdziła na co przy znałyśmy jej rację.- I raczej prędko tam nie wrócę- skwitowała grzebiąc w swojej sałatce.

- Bo znajdziesz się tam jeszcze szybciej złotko- mrugła do niej Natalia na co ta wywróciła oczami.

- Oj dziewczyny.- podkręciłem rozbawiona głową. Zaczęłyśmy się śmiać z jakiegoś tematu. Było naprawdę przyjemnie. Jak nigdy dotąd. Śmialiśmy się, żartowałyśmy i wogóle. Lubiałam spędzać czas z nimi. Zawsze poprawiały mi chumor pocieszając, rzucając jakimiś śmiesznymi tekstami. Popatrzyłam na Vanessę, która lekko spoważniała, a zaraz za nią Natalia.

- Co wy nagle takie poważne?- Zapytałam ze śmiechem kiedy te spóściły głowy.

- Nie obracaj się- powiedziała cicho Natalia.

- Co?- zaśmiałam się krótko i obróciłam głowę, a uśmiech momentalnie zeszedł mi z twarzy. Powietrze nagle jakby zrobiło się ciężkie, a moje ciało się niewyobrażalnie spięło bo wyobraziłam sobie co mogło się za chwilę stać i jak dużo mogłam stracić. Patrzyłam jak Dawid idzie z jakimś mężczyzną. I wszystko było by dobrze. Zniosłabym fakt, że muszę siedzieć z nim w jednej restauracji gdyby nie jedna sprawa.

Że był z nim Fabian

*

Więc dziś ostatni dzień maratonu. A miałam dziś zrobić taką wiśenkę na torcie...
Ten ostatni rozdział jest NAjKRÓTSZYM rozdziałem w tej książce ale już się tłumacze. Miałam egzaminy próbne i chciałam się sprawdzić jak mi pójdzie dlatego zaniedbałam sobie trochę ten maraton. Wybrałam zły czas na maratowanie. Miałam zamiar dodawać codziennie dwa rodziały no ale te próbne mi trochę przeszkodziły. Na szczęście już się skończyły ale jeśli mi się uda to może jakiś rozdział dodam albo dziś albo do piątku. Nie obiecuję bo przyznam, że jeszcze nigdy nie zrobiłam takiego MARATONU. Bo napisałam większość rozdziałów w dość szybkim tępie i liczyły więcej jak 1000 słów. Bardzo przepraszam jeśli rozdziałów na tej książce nie będzie dłuższy czas ale chcę skończyć ,,Do pracy?,, I też trochę odpocząć bo za dwadzieścia dni, jeśli nic się nie zmieni mam egzaminy.

Dziękuję, każdemu kto był obecny podczas tego maratonu i ogólnie wam wszystkim. Każde next i różne inne wiadomości mile mnie dopingowały.

Dziękuję i do następnego!

Kilka tamtych dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz