Rozdział 25

176 10 11
                                    

  Wszystko co piękne zawsze musi się skończyć. Nic przecież nie trwa wiecznie i każdy dobrze o tym wie. Zarówno Sara, jak i ja nie pałamy radością do powrotu do pracy. Każda z nas z miłą chęcią poleżałaby w domu, lub poopalała się na balkonie. Tegoroczny maj można porównać conajmniej, jak do kobiety z okresem. Jednego tygodnia pogoda dopisuje, natomiast w drugim zamyka  nas w domach przez nawałnice deszczu. Nie żeby mnie to szczególnie przeszkadzało, ponieważ deszcz według mnie jest naprawdę bardzo potrzebny. Skwar jaki często panuje musi być czymś zalany. A wzbierane krople deszczu idealnie ostudzą ten jakże gorący świat.

— Mamo chyba zostawiłam buty u taty. — obróciłam się w stronę Leny, która stała oparta o futrynę drzwi.

— Weź sobie jakieś baleriny pojadę po nie jeszcze przed pracą i ci przywiozę okey? A i dziś odbiera cię ciocia. — dziewczynka pokiwała głową i wyszła  z pomieszczenia. Poprawiłam swoje kolczyki i wyszłam z pomieszczenia. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i poprawiłam beżową sukienkę do kostek z krótkim rękawem, gdzie przez jej środek przebiegał rząd czarnych guzików. Ubrałam swoje wysokie sandałki i zamykając mieszkanie wyszłam z Leną z budynku. Zormawiając na temat koloru jej nowej sukienki przebyliśmy drogę do przedszkola. Zostawiłam blondynkę w budynku i szybko ruszyłam do mieszkania bruneta. Nie uważam, że jest to najlepszy pomysł, jednak co mam zrobić.

Słuchając piosenki Dua Lipy jechałam w stronę osiedla, gdzie niedaleko, jak dwa dni temu świętowaliśmy urodziny blondynki. O mój Boże, już cztery lata razem. Kiedy to tak przeleciało? Zaparkowałam auto pod blokiem i weszłam na posesję później do budynku. Udałam się na odpowiednie piętro i zadzwoniłam do drzwi. Przez chwilę nic nie słyszałam żadnych kroków ani nic, jednak po chwili, już usłyszałam przekręcenie zamka.

— Hej sorry, że przeszkadzam, ale Lena zostawiła buty. — powiedziałam, widząc Dawida w drzwiach. Chyba był sam bo nie słyszałam tej zołzy.

— A no tak. Już ci je podam. Wejdziesz?— zapytał i popatrzył na mnie, jednak odmówiłam. Nie mam czasu mówiąc szczerze.

Chłopak szybko podbiegł w głąb domu, a ja wyciągnęłam telefon, aby sprawdzić godzinę. Jak dobrze, że mamy dziś na dziewiątą.

— To chyba te. — podał mi parę różowych bucików, a ja je przyjęłam.

— Dzięki. Pójde już. Cześć. — nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam do windy i szybko zjechałam w niej na parter. Wyszłam z budynku i ruszyłam do auta, aby następnie udać się do przedszkola dziewczynki i do pracy.

Zawiozłam buty szybko Lenie i ruszyłam do pracy. Korki były miłosierne, na szczęście miałam wystarczająco dużo czasu nie martwiłam się, że się spóźnię. Dojechałam ma miejsce i zaparkowałam auto pod firmą. Chwyciłam swoją czarną torebkę i ruszyłam do budynku. Przywitałam się ze starszą kobietą w recepcji i ruszyłam holem do windy. Wcisnęłam odpowiedni guzik i wjechałam na piętro.

— Cześć! — zawołała Natalia z końca korytarza. Pomachałam do niej i weszłam do pokoju.

— Nasza przyszła pani dyrektor wróciła z wakacji? Co się stało. Cześć. — uśmiechnięta Vanessa powiedziała w moją stronę.

— Panią dyrektor nie będę, więc zawsze ty możesz na to stanowisko startować. — zaśmiałam się i usiadłam przy biurku.

— Fabian o ciebie pytał. — powiedziała, jednak bez uśmiech, jakby wiedziała co tam miało miejsce.

— Co chciał?— poprawiłam swoje włosy i zaczęłam uporządkować swoje rzeczy na biurku.

— Jakaś pilna sprawa. Kazał ci przekaż, że jak przyjdziesz abyś przyszła. — oznajmiła i upiła łyk swojej wody. — Co się stało? — na te słów podniosłam na nią wzrok, w tym samym momencie do pokoju weszła Natalia. Przytuliła mnie, i sama była ciekawa co odpowiem.

Kilka tamtych dniWhere stories live. Discover now