| 020 | 𝘣𝘺𝘦 𝘣𝘺𝘦, 𝘮𝘰𝘶𝘯𝘵 𝘸𝘦𝘢𝘵𝘩𝘦𝘳

576 51 2
                                    

zmieściłam się, nie ma jeszcze północy



Sage uważnie obserwowała ruchy Dantego. Odkąd tylko ona, Bellamy, Clarke i Monty weszli do sterylnie białego pokoju, czuła się przytłoczona.

— Witaj, Clarke.

Brunetka drgnęła i zrobiła mimowolnie mały krok w przód, kiedy mężczyzna wstał z łóżka. Nie liczyło się dla niej, kim był, czy jaką rolę spełniał w górze. Każdy wewnątrz tej przeklętej Mount Weather stanowił dla niej i reszty przyjaciół potencjalne zagrożenie, z którym wolała nie ryzykować bardziej, niż jest to konieczne.

— Potrzebujemy pomocy — powiedział Bellamy, spoglądając na siwego.

— Odłączyłem kamerę — poinformował ich Monty. — Możesz mówić spokojnie.

— I tak nikt nie patrzy, wszyscy są na poziomie piątym — prychnął Dante.

— Mamy niewiele czasu.

— Chcemy wydostać naszych bez mordowania — mruknęła pospiesznie Sage, przyciągając do siebie uwagę starszego.

— Ah, mam wrażenie, że gdzieś cię już widziałem — zmarszczył brwi.

— Nie mamy na to teraz czasu — wtrącił Blake.

— Wyłączyliście zasilanie, narażając życie wszystkich mieszkańców, moich ludzi, nawet tych, którzy wam pomagali.

— Wiedzieliśmy, że będą bezpieczni na poziomie piątym — Clarke podeszła do mężczyzny. — Dopilnowaliśmy, by turbiny dało się naprawić. To my jesteśmy „tymi dobrymi", nie wy!

— Powiedz, gdybyśmy uwolnili was wszystkich, co stałoby się z nami?

Blondynka zamilkła na kilka sekund, po czym odwróciła się twarzą do Monty'ego.

— Zabierz nas do centrum dowodzenia, musimy wiedzieć, co się dzieje na poziomie piątym.Chłopak wymamrotał cicho „jasne".

— Chodźmy — zarządził Bellamy, chwytając mocno ramię Dante'go. — Pomożesz nam, czy ci się to podoba, czy nie.

— Centrum dowodzenia działa — Green powiedział, kiedy kilkanaście ekranów włączyło się, ukazując obraz z monitoringu.

— O mój boże... — Sage omal nie zachłysnęła się powietrzem, gdy zauważyła na jednym z wyświetlaczy przykutą do stołu... — Raven!

Clarke przyjrzała się kamerze sześćdziesiątej. Widać tam było kilka osób, przykutych kajdanami do kamiennej ściany. Jedna z twarzy szczególnie przykuła jej uwagę.

— Mama...

Sullivan, bez chwili zawahania, sięgnęła po jedną z krótkofalówek, które leżały ułożone w pudełku w pobliżu, a następnie przybliżyła ją do Dante'go.

— Każ im przestać! Już!

— Nie zrobię tego — rzekł spokojnie i dosadnie starzec.

Brunetka stanęła przed ekranem, który zaniepokoił Griffin. Nie mogła uwierzyć, jakimi potworami mogą być zdesperowani ludzie. Wydobywać szpik z ludzi żywcem, jakby byli jakimiś wykopaliskami lub kopalniami? Tyle lat byli w stanie przeżyć we wnętrzu góry. Mieli tam wodę, powietrze, jedzenie. Wszystko to, czego na Arce ubywało w drastycznym tempie. Ludzie nieba może i byli odporni na ziemskie promieniowanie, jednak to sprowadziło na nich szereg niezbyt przyjemnych komplikacji, takich jak śmierć, bitwa. Wolność nie okazała się dla nich idealnym rozwiązaniem.

wanderlust ! ᵇᵉˡˡᵃᵐʸ ᵇˡᵃᵏᵉWhere stories live. Discover now