| 009 | 𝘦𝘴𝘤𝘢𝘱𝘦

988 79 8
                                    

Sage nabrała gwałtownie powietrze w płuca, jakby odcięto jej dostęp do tlenu na dłuższą chwilę. Jej klatka piersiowa unosiła się nieregularnie, a całe ciało pokrywały kropelki zimnego potu. Nie była w stanie skupić się na niczym. Tępy ból łupał w jej głowie, a chłód owiewał nagą skórę.

Przed oczami migał jej dziwny symbol, który znała, ale nie miała pojęcia skąd. Była to jakby przewrócona ósemka, znak nieskończoności i znajdował się na małym, wpół przezroczystym przedmiocie.

W końcu otworzyła oczy, starając się uspokoić chaotycznie bijące serce.

— Co, do cholery — cichy szept opuścił jej usta, choć przypominał bardziej charczenie. Gardło Sage wymagało wody, której nigdzie w pobliżu nie mogła zlokalizować.

Brunetka siedziała skulona w niedużej klatce zamkniętej na solidnie wyglądającą kłódkę, a przy tym z każdej strony otaczały ją podobne boksy z nieprzytomnymi lub wściekłymi ludźmi. Hala, w której się znajdowali była na tyle duża, że Sage nie była w stanie dojrzeć jej drugiego końca. Przy ścianach stały półki z workami pełnymi jakiejś cieczy, a kiedy Sullivan spojrzała w lewo, przeraziła się. Dwie kobiety wisiały do góry nogami, a do ich ciał przyczepionych było wiele rurek, przez które przepływała najprawdopodobniej krew. Tak przynajmniej uważała Sage, chociaż nie miała pojęcia, po co temu, co ją zamknął, była potrzebna krew ziemian? Poznawała tatuaże, które nieraz mogła zobaczyć podczas swojego pobytu w polis. W klatkach siedzieli ledwie żywi ludzie Trikru.

Sage usłyszała, jak coś upada z hukiem na podłogę. Dziewczyna wychyliła się na tyle, ile pozwoliła jej krata. Rozległ się dźwięk kroków i wtedy ujrzała Clarke.

— C-clarke — wyszeptała niemal bezgłośnie, przez co blondynka nie zdołała jej usłyszeć.

Griffin przechodziła pomiędzy dwoma rzędami boksów. Ziemianie wystawiali swoje ręce przez kraty, przez co dziewczyna była lekko przestraszona. Przyglądała się każdemu więźniowi, aż w końcu, ujrzała młodą Sullivan. Blondynka kucnęła obserwując uważnie znajomą twarz.

— Sage?

Clarke szarpnęła kłódką, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy z brunetką.

— Uwolnię cię — wymamrotała. — Anya...? Zaraz obie będziecie wolne...

Obie skinęły głowami, więc blondynka czym prędzej wstała i ruszyła w poszukiwaniu jakiegoś narzędzia, które umożliwiłoby złamanie zamknięcia, a po chwili wróciła z jakąś rurą w dłoni. Włożyła ją w zapięcie.

— No dalej — szepnęła sfrustrowana, kiedy ta metoda nie działała. — Cholera.

Kłódka w końcu puściła, więc blondynka wyszarpała ją z zapięcia i otworzyła na oścież drzwi klatki Shaye.

— Chodź, szybko.

Kiedy brunetka znajdowała się już niemal całkowicie poza klatką, Clarke wepchnęła ją z powrotem, słysząc, jak drzwi otwierają się.

Ciemnowłosa kobieta w białym fartuchu podeszła do szafki, po czym wyciągnęła z niej paczkę czegoś, co wyglądało jak krew. Wtedy nieznajoma ruszyła pomiędzy boksami, jednak gdy więźniowie zaczęli szarpać się i atakować ją rękami, uciekła w popłochu, nawet nie zauważając leżącej na podłodze kłódki.

— Pryskamy, już — Clarke ponownie wyszła, ciągnąc za sobą Sage. Uwolniła też Anyę i we trójkę podeszły do jakiś drzwi. Griffin otworzyła je z oporem.

Pomieszczenie nie było duże. Miało ściany i podłogę z betonu oraz kilka wentylatorów. Niespodziewanie drzwi zamknęły się, przez co Sullivan rzuciła się na nie błagając, aby się otworzyły. Włączył się alarm, a podłoga pod dziewczynami zapadła się, zrzucając je w dół tunelu.

wanderlust ! ᵇᵉˡˡᵃᵐʸ ᵇˡᵃᵏᵉWhere stories live. Discover now