| 010 | 𝘳𝘦𝘵𝘶𝘳𝘯𝘴

965 80 20
                                    

Sage nie wiedziała, dlaczego czas pędził, jak na złamanie karku. Zdawało jej się, jakby dosłownie kilka dni temu poznała Lincolna, odwiedziła Polis, poznała komandorkę, a minęło tak naprawdę wiele dni, tygodni, nawet miesięcy.

— Pojmano więźniów.

No tak, a teraz? Teraz była niemal ciągnięta po ziemi przez kilku mężczyzn, aby stanąć przed tymi, którzy wysłali ją na pewną śmierć.

Oh, ile by dała, żeby przesunąć ostry jak brzytwa nóż po szyi kanclerza Jahy.

— Zabezpieczyć teren! Ruszajcie trójkami, otworzyć bramę! — Rozległy się krzyki, przez które głowa Sage pulsowała boleśnie.

Dziewczyna widziała, jak nieznana jej blondwłosa kobieta pyta o coś Clarke, ale nie była w stanie zrozumieć, o co.

— Bierzcie je do lecznicy!

Brunetka za to bardzo dokładnie widziała, jak arkowicze uciekają w popłochu przed nią i młodą Griffin.

— Stójcie! — Abby Griffin podbiegła do orszaku, zmuszając go do zatrzymania się.

— Prowadzimy jeńców — wytłumaczył strażnik, który trzymał prawe ramię Shaye.

— To moja córka!

Kobieta kucnęła przed wyczerpaną blondynką i złapała jej brudną twarz w dłonie.

— Clarke, skarbie — kobieta odgarnęła włosy z twarzy córki z ulgą w oczach.

— Mama?

— Co tu się dzieje? — Rozległ się kolejny krzyk, tym razem jednak o wiele przyjemniejszy dla uszu brunetki. Mogła poprzysiąc, że znała go bardzo dobrze. — Abigail? Dlacze...Sage?!

Mężczyzna podbiegł do nastolatki trzymanej przez dozorców, po czym chwycił jej twarz w swoje dłonie. Jego oczy zaszły łzami, gdy spotkał wzrok swojej córki.

— Tata?

Nicholas Sullivan odzyskał tego dnia córkę i nie miał pojęcia, komu za to dziękować.

Sage przebudziła się czując dostatek snu po raz pierwszy od wielu miesięcy. Nie miała żadnych niepokojących snów, czy wizji, a pierwszym, co przyszło jej zobaczyć , kiedy otworzyła oczy, była twarz jej ojca.

— To nie był sen? — Wymamrotała czując, jak delikatny uśmiech formuje się na jej twarzy. Pojedyncze łzy opuściły jej oczy, powoli spływając po lekko poranionych policzkach, jednak Nicholas otarł je swoją dłonią. Mężczyzna pochylił się nad córką, po czym przycisnął ją do swojej klatki piersiowej w czułym uścisku.

— Nie, Sagey. Naprawdę tu jesteś...— jego głos lekko załamywał się, przez co serce Shaye ściskało się boleśnie. Nie miała pojęcia, jak jej ojciec za nią tęsknił.

— Um, tato? — Spytała po chwili spokojnej ciszy, odsuwając się lekko i pocierając swoje ramiona. — Czy, c-czy Kay też tutaj jest? Przyleciał z w-wami?

Brunet wciąż nie odrywał od niej oczu, pragnąc nacieszyć się widokiem zaginionej córki.

— Tak — młodsza Sullivan poczuła, jakby kamień spadł jej z serca. Jej brat był cały i bezpieczny. — Pewnie już dawno przyszedłby tutaj, ale wczoraj miał wartę, a teraz odsypia i...nie wie jeszcze, że mamy cię z powrotem.

— Długo spałam?

— Wystarczająco, sądząc po twoim wczorajszym stanie. Spałaś coś w przeciągu ostatnich dni?

wanderlust ! ᵇᵉˡˡᵃᵐʸ ᵇˡᵃᵏᵉWhere stories live. Discover now