26. "Żeby być wojownikiem nie musisz kierować się prawem pięści".

34 6 2
                                    

- Także tutaj możesz spokojnie siedzieć. Nikt nie powinien ci przeszkadzać. - Ali wprowadził mnie do swojego pokoju.

Po lewej stronie stało duże łóżko z baldachimem, a więc zrobione było trochę na starą modłę. Wielkie czerwono czarne płachty jedwabiu zwisały z drewnianej konstrukcji. Przywiązane były złotymi wstążkami. Zastanawiałam się, czy wszystkie łóżka wyglądają tutaj, jak królewskie.
Na przeciwko drzwi znajdowało się ogromne okno, od sufitu do podłogi. Było rozsuwane, więc miałam do dyspozycji również balkon, z którego widok był dość niespotykany. Po lewej stronie widziałam przepaść i urwisko kończące Raj, a po prawej żywy i czysty ogród.
Na przeciwko łóżka stało lustro i przepiękna, pozłacana szafa. Na środku znajdował się puchaty dywan, który nadawał przytulności.
Podeszłam do okna i patrzyłam na urwisko, które przypominało mi pobyt po drugiej stronie. Nie mogłam uwierzyć w to, że już nigdy tam nie wrócę. Chciałam, aby był to sen.

- Najgorsze jest to, że nigdy nie będziesz się czuć tu dobrze - westchnął dalej stojąc w progu drzwi.

- Niestety - wymamrotałam.

- Co mogę zrobić, żeby było ci tu choć trochę lepiej?

Pomyślałam "cofnij czas", ale nie chciałam tego. Mimo wszystkich przykrości jakie mnie spotkały, nie żałowałam relacji z Alim.

- Spraw, aby Łucja mogła wrócić do Nieba.

- Wiesz, że bardzo bym chciał. Ale nie jestem w stanie. Bóg mnie nie wysłucha. Nie lubi mnie.

- To niech twój ojciec z nim porozmawia.

- Ale on nie chce, żeby mama była w Niebie. Pasuje mu ta cała sytuacja. No może oprócz ciebie - ostatnie zdanie powiedział ciszej.

Spojrzałam na chłopaka marszcząc brwi.

- Gdzie się podział ten bohater, którego zgrywałeś, gdy byliśmy sami? - zapytałam ze złośliwością.

- Nie jestem wszechmocny i wszechmogący.

- Doprawdy? Żaden z ciebie następca? - założyłam dłonie na piersi.

- Decyzje, które podjął Bóg mogą być tylko przez niego odwołane. To nie ja go wkurwiłem. I to nie ja sprowadziłem tu swoją matkę! - warknął, a jego oczy momentalnie zrobiły się czerwone.

Wpatrywałam się w niego. Stał z zaciśniętymi pięściami. Myślałam, że do mnie podejdzie. Może rozszarpie mnie ze złości, ale nic z tego. Stał i oddychał powoli, chyba się uspokajał.

- Wyjdź. - I wyszedł.

Zatrzasnął za sobą drzwi i już go nie było.
Wypuściłam powietrze trzymane już od dobrych kilku minut. Odwróciłam się do okna, ale nie chciałam patrzeć w przeszłość. Wyszłam z pokoju i znalazłam tylne przejście przez jedną z mniejszych wieżyczek. Wyszłam na ogród. Zaszyłam się w nim, a gdy znalazłam ławkę, która była wystarczająco oddalona od straży, usiadłam. Powiał silniejszy wiatr, który sprawił, że zaczęłam drżeć. W Piekle panowała raczej wieczna noc z czerwono pomarańczowym księżycem. Ciągła mgła dodawała upiorności. Było tu też kilka stopni zimniej. Czułam mróz, smutek. Bolała mnie tu noga i siniaki, których nabawiłam się w Dubaju. Wszystko mnie drażniło, ale najbardziej nie dawały mi spokoju słowa Diabła. Miałam ochotę go udusić. Domyśliłam się, że pewnie nie chciał mieć wnuka, który byłby dobry, co nie oznacza, że ma prawo decydować o moim ciele. 
Parsknęłam jednak śmiechem. Czułam się w potrzasku, bo tak naprawdę moje zdanie się tu nie liczyło. Byłam nikim, tak samo jak w Niebie. To oni mieli władzę i dostawali to, co chcieli. Działało to zupełnie tak, jak na ziemi. Nawet gdybym urodziła to dziecko, zabiliby je. A zabicie mnie to tylko kwestia czasu.

Gdy umrę... Where stories live. Discover now