🆇🆇🆇🆅🅸🅸

5.3K 257 28
                                    

I nadszedł dzień, który bez wątpienia będę pamiętać do końca życia. Mój wieczór panieński. Jako że ślub mój i ślub Mary są tydzień po tygodniu, zdecydowałyśmy się zrobić jeden wieczór panieński. Nie będziemy aż tak szaleć, bo znając nas, to naprawdę mógłby by się źle skończyć. A ja naprawdę nie potrzebuje kłótni z Curtisem na dwa tygodnie przed ślubem.

Przeglądałam szafę w poszukiwaniu odpowiedniej sukienki. Jednak nic nie wydawało mi się odpowiednie. Chciałam jednocześnie wyglądać seksownie i nie podnieść narzeczonemu ciśnienia. Bo jeszcze nigdzie mnie Pan zaborczy nie puści. A on też był umówiony z Kevilem i swoimi trzema braćmi więc głupio by było, gdyby ich wystawił.

W końcu popadłam czarna obcisłą sukienkę z golfem. Ona wydała mi się odpowiednia, więc szybko ją na siebie ubrałam. Wyglądałam w niej seksownie, lecz nie wyzywająco. A przynajmniej ja tak to widziałam. Bo Curtis różnie mógł to odebrać. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a na nogi ubrałam trapki. W końcu idę się bawić, a nie zabijać na obcasach.

Wyszłam z pokoju i ruszyłam do wyjścia. I w tym momencie znowu poczułam się jak szesnastolatka. Curtis stał przy schodach, jakby na mnie czekał. Zmierzył mnie wzrokiem, oceniając czy może mnie tak puścić. Podobnie zachowywał się mój ojciec, kiedy wychodziłam z domu na legalu, że tak to ujmę.

- To mogę iść? - Spytałam, robiąc słodkie oczka. Szczenięce cechy zaczynają u mnie zanikać, jednak jeszcze takie sztuczki umiałam zrobić.

- Tylko pamiętaj. - Podszedł do mnie i położył dłonie na mojej talii. - To seksownie ciałko jest tylko moje. A za dwa tygodnie to już w ogóle będzie tylko moje. - Pocałował mnie, w usta a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- Nawzajem kochanie. - Poklepałam go po torsie i ominęłam go, wchodząc na schody. - Wrócę... Kiedyś! - Rzuciłam, zbiegając ze schodów.

Przyznaje, chciałam go trochę podenerwować. On po prostu nie może mieć ze mną zbyt łatwo. W końcu nie może myśleć, że życie ze mną jest zbyt proste. Aż tak go okłamywać nie będę.

Wybiegłam z domu, gdzie już czekały moje siostry, Mara, Soner i Migda przyjaciółki Mary i moje znajome. Czasem wychodziłyśmy razem na imprezy i dobrze się bawiłyśmy. Dodatkowo zaprosiłam jeszcze Reme. Ze swoimi siostrami jeszcze na żadnej imprezie nie byłam. Więc to może naprawdę zabawnie się skończyć.

Wsiadłyśmy do dwóch samochodów i ruszyłyśmy w stronę klubu, który wybrała dla nas siostra mojego mate. Tylko ona znała tą okolice, więc zamierzałam zdać się na jej gust. Nie wydawała mi się, tak spięta jak jej brat więc wierzyłam, że wybierze fajne miejsce. Ostatnie kilkaset metrów przeszłyśmy na piechotę. Nie chciałyśmy zostawiać aut zaraz obok klubu. Wiadomo pijani ludzie i pijane my to mogłoby się źle skończyć.

Do klubu prowadziła spora kolejka. Jednak Reme ignorując niezadowolonie ludzi, w kolejce ominęła ich i zbiła piątkę z ochroniarzem. Ten wpuścił nas do środka, a my zaoszczędziłyśmy masę czasu.

Klub był naprawdę spory. Jednak przez panujemy w nim mrok przerywany jednie przez nieznośne klubowe światło i masę ludzi w środku ciężko mi było ocenić jego wygląd. Jednak to teraz nie było istotne. Przyszłyśmy się bawić a ja właśnie to zamierzałam zrobić.

Jakimś cudem udało nam się przedostać przez tańczących ludzi. Podeszłyśmy do baru, a Reme zamówiła jak ona to określiła "najmocniejsze drinki, jakie tylko się da". I bardzo dobrze. Wilkołaki ciężko jest opić, więc mogłyśmy szaleć.

Po kilku kolejkach zebrało nam się na tańce. Wbiłyśmy się na parkiet i zaczęłyśmy tańczyć. O ile nasze ruszy, można było nazwać tańcem. Po chwili dołączyli się do nas kilku facetów. Wyczułam od nich wilki. Więc liczyłam, że nie będą chcieli ode mnie nic więcej. W końcu musieli czuć odemnie Cyrtisa. Oni tańczyli z nami i o dziwo było dosyć kulturalnie. Trochę macali się z resztą dziewczyn jednak mnie i Mare trzymali na dystans. Poza tym dziewczyny się na to godziły więc jak dla mnie super.

W końcu jeden z nich wyciągnął w moją stronę rękę. Po chwili namysłu ją przyjęłam. To, że jestem sparowana, nie znaczy, że nie wolno mi dotknąć żadnego faceta no bez przesady. Póki jest kulturalnie i do niczego między nami nie dochodzi, możemy sobie potańczyć.

Wilkołak trzymaj moje dłonie i co jakiś czas obracał mnie wokół mojej osi. Jego dłonie ani razu nie wylądawały na moim ciele, więc nie złamałam zakazu Curtisa. Aż dziwiło mnie to jaki ten facet był kulturalny.

- Jestem Tagen Woodland. - Przedstawił się, nachylając się nam moim uchem. - A ty chyba jesteś moją przyszła bratową co?

- Tak jestem Azana Anson. - Przedstawiłam się, szeroko się uśmiechając. - A ty nie powinieneś być z bratem na jego kawalerskim?

- Jesteśmy umówieni za godzinę. Wiesz, jaki on jest. Najpierw praca potem zabawa. Dlatego chcemy się trochę wyszumieć przed najnudniejszym kawalerskim w historii.

- Oj aż za dobrze. - Stwierdziłam rozbawiona. - Są tu wasi bracia? - Spytałam, rozglądając się po klubie. Ja to naprawdę poznaje rodzinę narzeczonego w dziwnych miejscach.

- Chodzie. - Pokazał gestem ręki dwóm mężczyzna, aby podeszli. - Poznacie bratową.

- Tier bliźniak tego półmózga. - Przedstawił się mężczyzna, który w tym beznadziejnym świetle rzeczywiście wyglądał zupełnie jak Tegan.

- A ja jestem Akari. - Przestawił się ostatni z mężczyzn. - Miło wreszcie poznać mate brata. Mam nadzieję, że trochę go rozruszasz, bo on jest nie do życia.

- Masz moje słowo. - Puściłam mu oczko, na co on zaśmiał się lekko.

- Dobra idziemy wyciągnąć brata z gabinetu. Bawcie się i pilnuj Reme. - Tagen przytulił mnie na dowidzenia co ja odwzajemniłam. W końcu przytulanie obcego faceta i brata swojego mate to dwie różne rzeczy.

- Będę, ale wy za to pilnujcie Curtisa.

Wróciłam do dziewczyn i razem bawiłyśmy się dalej w najlepsze. Wieczór a może już raczej noc, upływały nam bardzo miło. Do czasu. Jak trzeźwe wilkołaki trzymają łapy zdala od sparowanych samic, tak pijani już niekoniecznie. Więc po prostu w pewnym momencie wszystko musiało się spiepszyć. Poczułam, jak ktoś łapie mnie w talii i widzi dłońmi po moim ciele. Odwróciłamby spojrzeć na tego ktosia. Był to wilkołak nawalony na tyle, by mieć odwagę zaczepiać zajętą kobietę jednak nie aż tak by nie dać rady ustać na nogach. Zrzuciłam z siebie jego dłonie i zrobiłam dwa kroki w tył licząc, że to wystarczy. Niestety on nie zamierzał dać za wygraną. W końcu zirytowany spoliczkowałam go tak, że upadł, jak długi.

Byłam pewna, że to koniec nieprzyjemnych incydentów jednak się pomyliłam. Kumplom wilkołaka musiało nie spodobać się jak go potraktowałam, bo już po chwili naprzeciw mnie stanęła grupka wilkołaków. Chyba przyszedł czas na klubową bijatykę.

Przekleństwo Sipho: Wilkołaki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz