🆇🆇🅸🅸

8K 370 34
                                    

Biegłam przed siebie. Za sobą słyszałam drugą wilczycę. Była blisko i to zdecydowanie za blisko. Przyśpieszyłam by zwiększyć dystans między nami. Nie było to takie łatwe, zważywszy na liczne drzewa stające mi na drodze. Jednak czego ja się dziwię. Biegnę lasem. Po kilkunastu minutach byłyśmy na miejscu. Wybiegłam z lasu, a kiedy dostrzegłam chatę, zatrzymałam się i przybrałam ludzką formę. Semara przybiegła kilka sekund po mnie.

- Dobra dzisiaj to ty wygrałaś. - Szturchnęła mnie w ramię. - Jednak kiedyś to ja będę górą.

- Śnij dalej. - Rzuciłam rozbawiona, zbliżając się do budynku.

Tuż przed chatą stała wiedźma. Miała ona kruczoczarne włosy oraz oczy pozbawione źrenic i tęczówek. Przez bardzo bladą skórę wyglądała jakby chwilę temu, podniosła się z grobu. Mona miała specyficzny dar. Wyczuwała Sipho i tylko dlatego o mnie wiedziała. Inaczej pewnie bym jej nie powiedziała. I to nie tak, że jej nie ufam. Po prostu nie chciałam, by zbyt wiele osób wiedziało.

- Słyszałam, że w twoim życiu zapanował chaos. - Wiedźma jak zawsze od razu przeszła do sedna. Za to ją lubiłam. Była bardzo konkretna.

- Trafiłaś w sedno. - Poprawiłam włosy, potargane po przemianie. - Potrzebuje pomocy i to szybko.

- Wejdźmy. - Wiedźma weszła do budynku a my zaraz za nią.

- Spotkałaś się kiedyś z czymś takim. - Mara zwróciła się do szatynki.

- Tak. - Kobieta stanęła na środku salonu. - Kiedy przeznaczenie zesłanego przez przodków zaczyna się wypełniać, miewa on wizję. Często są one powiązane ze snem takim jak miewa Azana. Wizję chcą doprowadzić cię do prawdy. I dlatego tutaj jesteśmy.

Pomieszczenie było kompletnie puste. Budynek bowiem, był kiedyś domem, który częściowo spłonął. Od tego czasu stał opustoszały. Jednak dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że to pomieszczenie z mojej wizji. Mara już wcześniej zdążyła ustawić tutaj świece, przez co było dokładnie, jak kopiuj wklej.

- Więc masz jakieś rozwiązanie? - Semara zachowywała się jakby naprawdę się jej śpieszyło.

- Rozwiązaniem jest sen Az. Więc uśpię cię za pomocą zaklęcia, tak żebyś dotrwała do końca wizji.

- Dobra co mam robić. - Podeszłam nieco bliżej wiedźmy.

- Połóż się pośrodku kręgu i się rozluźnij. Resztę zostaw mi.

Posłusznie położyłam się pośrodku kręgu stworzonego ze świec. Przymknęłam oczy, tak jakbym chciała zasnąć. Wtedy poczułam jak Mona, kładzie po dwa palce na moje skronie. Następnie wypowiedziała parę słów w nieznanym mi języku. Poczułam się senna. W momencie uderzyło we mnie niewyobrażalne zmęczenie. Czułam jak powoli, odpływam aż w końcu zasnęłam.

***

Kiedy otworzyłam oczy, byłam w tym samym lesie co zawsze. Niemalże odruchowo zaczęłam biec przed siebie. Jakbym znała drogę. Biegłam cały czas prosto aż w końcu wybiegłam na polanę. Jak zawsze te same sylwetki. Jedna z nich wystąpiła przed szereg i zdjęła kaptur z głowy.

- Już wiesz, kim jestem. - Mężczyzna uśmiechnął się do mnie miło. - Miło mi cię wreszcie poznać Azalo.

- Jestem Azana. - Poprawiłam go niemalże odruchowo. - Wiem, że moje imię bywa problematyczne dla ludzi, ale żeby dla mojego przodka. I to tego, który mnie w to wszystko wciągnął.

- Miałaś mieć na imię Azala. Tak jak matka twojej matki. Jednak ktoś źle zapisał i jesteś Azana. - Blondyn uśmiechnął się triumfalnie. - Pamiętaj, że ja wiem wszystko.

- Dobrze wiedzieć. - Skrzyżowałam ramiona na piersiach. - Jednak nie przyszłam tutaj rozmawiać o moim dziwnym imieniu. Powiedziałeś, że mam poznać swoje przeznaczenie także jestem.

- Cieszy mnie, że mimo niechęci przybyłaś na moje wezwanie. - Mężczyzna wyraźnie spoważniał.

- Nie miałam większego wyboru. - Wzruszyłam ramionami. - Byłeś mało subtelny.

Byłam wręcz zdziwiona tym, jaka spokojna jestem. Jakby to, że rozmawiam z martwym dziadkiem, którego nigdy nie poznałam, było w pełni normalne. Może ten dziwny sen mnie do tego przygotował. A przynajmniej tak obstawiam.

- Mam nadzieję, że mi to wybaczysz, jednak nie mogliśmy czekać. - Objął mnie ramieniem i zaczął prowadzić w stronę lasu. - Zanim wyszłaś z domu, brat powiedział ci o panującej pandemii prawda?

- Zgadza się. - Ruszyłam bez oporu, tam, gdzie mnie prowadził.

- Tej zarazy nie da się wyleczyć w sposób medyczny. - Nagle się zatrzymaliśmy. - Spójrz w tafle wody.

Spojrzałam w jezioro i coś sobie uświadomiłam. To miejsce było uderzająco podobne do terenów watahy mojego mate. Teraz jednak nie mogłam o tym myśleć. Skupiłam się na tafli wody i dostrzegłam w niej obraz. Z czasem stał się on bardziej wyraźny. Widziałam umierające wilkołaki. Dusiły się i pluły dziwna czarną mazią.

- Co to jest? - Odsunęłam się od jeziora, nie chcąc dłużej na to patrzeć.

- Sto lat temu, przed wielkim pokojem czarownice rzuciły na nas klątwę. Miała sprawić, że za sto lat wszystkie wilkołaki wyginą. Było to tak potężne zaklęcie, że żadna czarownica nie umiała go zdjąć. - Jeszcze przez chwilę przypatrywał się wodzie, po czym przeniósł wzrok na mnie. - Jednak dano nam szansę na przetrwanie. Ty nią jesteś moja droga.

- Tylko co ja mogę z tym zrobić? - Kompletnie nie rozumiałam, o co mogło chodzić. W końcu nie znam się na medycynie. Chociaż patrząc na to, co się tutaj dzieje, pewnie nie powinnam patrzeć na to tak naukowo.

- Kiedy tutaj trafiłem po śmierci, opowiedziano mi o klątwie. I wtedy powiedziano mi również, że musimy zesłać nowego wilkołaka zdolnego do wielkich poświęceń. I, że matką tego wilkołaka powinna być moja córka. - Mężczyzna spojrzał w gwiazdy. - Tylko przodek z krwi może zesłać na swego potomka dar macierzyństwa. Dlatego umarłem. Byś ty mogła się narodzić.

- Okropne. - Skrzywiłam się lekko. Nie wiem dlaczego, ale poczułam straszne wyrzuty sumienia. - Nie powinieneś umierać. Mama prędzej czy później pewnie i tak by wpadła.

- Oj Az - Mężczyzna zaśmiał się lekko. - To nie takie proste. By obdarzyć wilkołaka mocą, zmarli muszą odprawić rytuał. Najlepiej przodkowie a najbliżej spokrewniony wilkołak jest jego kluczem. To nie mogli być twoi rodzice więc padło na mnie. - Wzruszył obojętnie ramionami. - Jednak nie przejmuj się tym. Miałem dobre życie. Doczekałem się miłości swego życia i wspaniałych dzieci. A pod koniec życia byłem alfą na emeryturze bawiącym wnuki. Wymarzony koniec. A twoi rodzice mieli już siódemkę dzieci i więcej nie planowali.

- Ta, godzę się z tym, że jestem wpadka. - Podeszłam do dziadka i spojrzałam mu w oczy. - Co mam zrobić?

- Twoja krew jest lekarstwem. Musisz napoić nią chore wilkołaki.

- Co?! - Zrobiłam dwa kroki w tył. - Mają pić moja krew jak wampiry?

- Twoja krew jest specyficzna. Ma właściwości lecznicze i tak. Wilkołaki muszą ją wypić.

- A co będzie ze mną? - Spojrzałam na niego przerażona.

- Nie mogę Ci tego zdradzić. Musisz już iść. - Blondyn podszedł do mnie. - I pamiętaj, że życie jest za krótkie, by odmawiać sobie szczęścia. - Położył dłoń na moim policzku, ostatni raz się do mnie uśmiechając. Ponownie poczułam się okropnie senna. Oczy same mi się zamykały. Przez chwilę walczyłam ze zmęczeniem, jednak w końcu przerwałam tę walkę. Zamknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam znowu byłam w spalonym domu.

Przekleństwo Sipho: Wilkołaki Where stories live. Discover now