🆇🆅🅸🅸🅸

8.2K 398 60
                                    

Kiedy się obudziłam, dochodziło już południe. Nie przejęłam się tym aż nadto, w końcu założę się, że po pełni nikomu nie śpieszyło się, żeby wstać. Poza tym nigdy nie byłam rannym ptaszkiem. Nie spać do piątej, a potem spać do piętnastej, tak w skrócie wyglądał mój plan dnia. I, mimo że w końcu się obudziłam, nie miałam zamiaru wstawać. Leżałam w objęciach Kevila i przyznam, że było mi naprawdę dobrze. Beta był przyjemnie ciepły, a w jego objęciach czułam się niezwykle bezpieczna. Zazwyczaj nie szukałam takiego poczucia w objęciach mężczyzny, jednak teraz było mi to wyjątkowo potrzebne. Dlatego też leżałam wtulona w niego ani myśląc o tym, aby wstać.

O tym, że on w końcu się obudził uświadomiły mnie pocałunki składane na mojej szyi. Uśmiechnęłam się mimowolnie, odwracając przodem do niego. Oddałam kilka jego pocałunków, po czym spojrzałam mu w oczy. Ile bym dała, by budzić się tak codziennie. Mieć kogoś takiego jak Kevil. Jednak w takich momentach uświadamiałam sobie, że to niemożliwe. On kiedyś odnajdzie tę jedyną. I wtedy to ona będzie tą, z którą zapragnie spędzać pełnię. Nie ważne jak bardzo teraz się tego wypiera. Poza tym, jest betą mojego mate. Nie mogłabym szukać pocieszenia w jego objęciach do końca życia. Pewnie nie powinnam tego robić w ogóle. W końcu zachowałam się okropnie. Kiedyś byłam gotowa czekać na Curtisa, odepchnęłam beta, ale kiedy alfa mnie olał, przybiegłam do niego jak zbity szczeniak. Nie powinnam robić takich rzeczy. Bo przecież wiem, że jedno słowo Curtisa a mu ulegnę. Nie mogłam robić tego Kevilowi. Był na no zbyt cudowny.

- Jak się czujesz? - Spytał z troską, przytulając mnie do siebie.

- Jest okej. - Wtuliłam się w jego tors świadoma, że robię to ostatni raz. Nie zamierzałam więcej przychodzić i błagać go o pocieszenie. To nie było w moim stylu. - Chyba powinnam już iść. - Przyznałam, wiedząc, że im dłużej zostanę, tym trudniej będzie mi odejść.

- Dobrze. - Beta wypuścił mnie ze swojego objęcia. - Kiedy wracasz do domu?

Podniosłam się z łóżka, przez chwilę próbując dojść do tego jak długo już tu jestem. I wtedy dotarła do mnie bolesna prawda, która zabijała resztki nadziei na związek. Spojrzałam na Kevila, który cały czas leżał na łóżku.

- Wyjeżdżam jutro wieczorem. - Przez chwilę patrzyłam na niego, oczekując jego reakcji. Ona była jednak dosyć nieznaczna.

- Rozumiem. - Wydusił, w końcu sam zbierając się z łóżka. - Może Curtis kiedyś zrozumie, co traci.

Spojrzałam na niego, nie dowierzając w to, że naprawdę wie. Wzięłam głęboki wdech, szukając usprawiedliwienia dla własnego czynu. Jednak nic tak naprawdę mnie nie usprawiedliwiało. Może Curtis miał rację?

- Od kiedy wiesz? -Przerwałam poszukiwanie ubrań, by usiąść na brzegi łóżka i spojrzeć na niego.

- Od początku. - Przyznał, uśmiechając się słabo. - Jestem jedyną osobą, której Curtis powiedział. Tylko mi ufał na tyle, by powiedzieć o swojej mate, którą odnalazł w klubie. A ona okazała się córką jednego z jego sprzymierzeńców. I, mimo że wiedziałam to i tak się w tobie zauroczyłem. Szaleństwo, co?

Niewiele myśląc, połączyłam nasze usta. Po raz ostatni. Może w ramach pożegnania a może chciałam przekonać się, czy nie wolę zostać. Bo tak do końca nie byłam pewna czy mam po co wracać do domu.

- Może gdyby to wszystko rozegrało się nieco inaczej. - Rzuciłam, łącząc nasze czoła.

- Wiem, jak bardzo jest to nierealne. - Przyznał odsuwając się ode mnie. - Godziłem się na to, kiedy się zauroczyłem i kiedy spędziłem z tobą noc.

Wstał z łóżka i zaczął się ubierać. Ja zrobiłam to samo. Panowała między nami niezręczna cisza, której nie umiałam, a może nawet nie chciałam przerwać? Kiedy już się ubrałam, ruszyłam do wyjścia. Zanim jednak opuściłam jego pokój, zatrzymałam się i spojrzałam na niego.

- Dlaczego akurat tobie? - Spytałam z pretensją w głosie. Gdyby nie wiedział, może wszystko byłoby łatwiejsze.

- Bo byłem jednym z nielicznych, którzy się za nim wstawili kiedy został alfą. - Pokonał dzielącą nas odległość. - Zawsze powtarzam mu, że powinien kierować się głosem własnego rozsądku, a nie tym co mówi wataha. On jednak nigdy nie słucha. - Stwierdził, rozbawiony odgarniając kosmyk moich włosów za ucho. - Gdyby nie alfa byłabyś w stanie mnie pokochać?

- Uwielbiam cię Kevil… - Spojrzałam mu w oczy, chociaż przysięgłam więcej tego nie robić. - Jednak to by było zbyt trudne. Przez resztę życia funkcjonować koło Alfy i jego żony. Nie jestem tak silna, by to znieść. I nie dość silna, by znieść moment odnalezienia mate przez ciebie. Nie umiałabym zrobić drugiej kobiecie tego, co zrobiła mi Oxana.

- Jeśli kiedyś stanę pod drzwiami twojego domu. - Zaczął, łapiąc mnie za rękę. - To wiedz, że moja mate okazała się beznadziejna i przyszedłem po twoją rękę.

- Mocne słowa jak na jedną wspólną noc. - Stwierdziłam z rozbawieniem, przytulając go mocno.

- Czasem jedna wspólna noc wystarczy. - Odwzajemnił mój uścisk, puszczając mnie po chwili. - Może uda mi się nie zapomnieć.

- Na to liczę rozpuszczony jedynaku.

Odsunęłam się od niego, posyłając w jego stronę ostatni uśmiech. Pokonałam dystans dzielący mnie od drzwi i je otworzyłam. Przy wychodzeniu mało co nie wpadłam na alfę. On zmierzył mnie uważnym spojrzeniem. Widziałam, jak zaciąga się powietrzem. Najpewniej zwietrzył ode mnie betę.

- Hej - Wydusiłam, omijając go w pośpiechu.

Nie dałam mu czasu na odpowiedź. Po chwili zniknęłam za drzwiami swojej sypialni. Poczułam dziwne ukłucie w sercu. I sama nie wiem, czy było ono spowodowane przez betę czy przez alfę. Wszystko cholernie się pokomplikowało. I to z mojej winy. Zacisnęłam pięści wściekła na samą siebie. Zawsze podejmowałam decyzję w napływie silnych emocji tylko po to, aby ich później żałować. Chyba nigdy się nie nauczę, że tak się robić nie powinno. Zacisnęłam powieki, by powstrzymać łzy napływające mi do oczu. Było mi cholernie wstyd. I nie przez alfę tylko przez betę. Wykorzystałam go i byłam tego w pełni świadoma.

Mimo to, jakoś musiałam żyć dalej. Zwłaszcza, że wkrótce wracam do domu. A w zasadzie to nie zrobiłam nic co miałam zrobić. Jedynie pracuje na miłość Curtisa lub nienawiść Kevila. Powrót do domu jest nieunikniony, a pracę wykonać musiałam. Więc chyba najlepiej będzie, jeśli resztę dni przesiedzę pisząc o rzeczach, na których znam się jak na miłości. Czyli prawie w ogóle. Może nie był to najlepszy sposób na spędzenie dnia, jednak ja musiałam jakoś spożytkować ten czas. Przy okazji nie myśląc o alfie ani becie, no a już tym bardziej o lunie. Dlaczego ja zawsze musiałam być taka głupia? I jeszcze dziwię się, że reszta rodziny nie traktuje mnie poważnie. Po tym wszystkim sama nie umiem traktować się poważnie.

Przekleństwo Sipho: Wilkołaki Where stories live. Discover now