🆅🅸🅸

9.3K 438 34
                                    

Wraz z betą zeszliśmy do jadalni. Ta okazała się być, nie mniej imponująca niż reszta domu. Wielka i bardzo wszechstronna. W samym pomieszczeniu zasiadła grupa wilków. Kiedy przekroczyłam próg jadalni, wszyscy jak jeden mąż spojrzeli w moim kierunku. Poczułam się przez to trochę niezręcznie, jednak nie będę narzekać. Niby jestem córką Alfy, jednak nigdy nie byłam tą w centrum uwagi. Zazwyczaj to moje rodzeństwo wkradało się na pierwszy plan. Ja zazwyczaj pozostawałam w cieniu. Nigdy mi to nadmiernie nie przeszkadzało. Nie czułam potrzeby bycia w centrum uwagi i teraz też wolałabym w niej nie być. Jednak co zrobisz. Przyjechałam tutaj na swego rodzaju kontrolę i jestem córką Alfy, więc będę przyciągała uwagę. Nie ważne jak bardzo tego nie chce.

- Usiądź przy alfie. - Wyszeptał Kevil prosto do mojego ucha, dyskretnie wskazując wolne miejsce obok Alfy.

Uśmiechnęłam się do niego lekko w ramach podziękowania i ruszyłam na swoje miejsce. W międzyczasie, pewnie mało dyskretnie zdołałam przyjrzeć się Curtisowi. Wyglądał na mało zadowolonego. I sama nie wiem, czy przez to, że mam usiąść obok czy dlatego, że przyszłam z Kevilem. Ten facet jest dla mnie zagadką. I zresztą ciężko, żeby nie był skoro w zasadzie znam jego imię, wiem jak wygląda i to tyle. No tak, to raczej podchodzi pod znajomość, a nie pod miłość. Przeklęty, uparty alfa i jego idealna żona. Bo żonie oczywiście też się przyjrzałam.

Ona, ubrana w idealnie dopasowaną czarną sukienkę z idealnie ułożonymi włosami. Od razu sprawiała wrażenie zadbanej kobiety z klasą. Uśmiechała się do mnie miło, co zabijało we mnie niczym nie uzasadnioną chęć mordu.

On, ubrany w idealnie dopasowany czarny garnitur z włosami w lekkim nieładzie. Od razu sprawiał wrażenie faceta z klasą. Uśmiechał się do mnie zadziornie, a ja na zmianę chciałam go zabić i przelecieć. Cholerna wilcza natura.

Oboje wyglądali jak wyrwani z zupełnie innej bajki. Idealna para rodem z amerykańskiego serialu. Nigdy się nie kłócą a ich seks jest zawsze idealny. Chociaż wyczuwałam w tym wszystkim jakąś sztuczność. W końcu nigdy nie jest tak idealne. Co najlepiej pokazuje to, że za tym zapewne absurdalnie drogim garniturem kryje się największy dupek jakiego znam.

- Zanim zaczniemy posiłek - Rozmowy w momencie ucichły a wzrok wszystkich powędrował w kierunku Alfy. - Jak zapewne wiecie, omawiamy pakty pokojowe z naszymi sąsiadami. Tak więc, zgodnie z tradycją alfa Zawen posłał do nas swoją najmłodszą siostrę Azane - Wzrok wszystkich ponownie przeniósł się na mnie, przez co znowu poczułam się nieco niezręcznie. - Traktujcie ją z szacunkiem należnym jej pozycji. - Ton jego głosu wskazywał bardziej na rozkaz jak prośbę. - A teraz życzę wam udanej kolacji.

Z ulgą stwierdziłam, że to koniec przemówień. Czyli na dzisiaj koniec tego cyrku. A przynajmniej taką miałam nadzieję.

- Może oprowadzę cię jutro po terenie watahy. - Zaproponowała Oxana, a mnie zaczęło skręcać od środka.

- Bardzo chętnie. - Zmusiłam się do w miarę naturalnego uśmiechu.

- Cudownie - Kobieta wydała się bardzo podekscytowana. - Będziesz zachwycona, to ci już mogę obiecać.

- W to nie śmiem wątpić. - Wzięłam łyka wina. Przynajmniej alkohol tutaj serwują. Swoją drogą ciekawe czy zawsze panuje tutaj tak oficjalna atmosfera, czy to tylko zważywszy na mnie.

- Najlepiej jednak chciałbym omówić z tobą jedną sprawę. - Wtrącił Curtis, krojąc schabowego. - To nie powinno czekać.

- W tym wypadku wpadnę do ciebie o... - Zrobiłam przerwę, przez chwilę udając, że się zastanawiam. - Myślę, że siódma będzie w sam raz.

Nienawidziłam wstawać tak wcześnie. Jednak by go powkurzać jestem gotowa się poświęcić. Poza tym, perspektywa wyrwania go z łóżka gdzie leży ten ideał kobiety przywraca mi chęci do życia.

- Oczywiście. - Posłał w moją stronę uśmiech. - Będę na ciebie czekał Azano.

Ton jego głosu sprawił, że przeszedł mnie dreszcz. Nie wiem, czy robi to celowo czy nie. Jednak jeśli robi to po to by mnie zdenerwować to gratuluję. Udało mu się.

- Spokojnie, nie naczekasz się. Jestem punktualna. - Skłamałam, skupiając się na kolacji.

Punktualność w rzeczywistości nigdy nie była moją mocną stroną. W zasadzie to nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam na czas w szkole czy na jakimkolwiek spotkaniu. Jestem nierozgarnięta i wiecznie się spóźniam. Taka już jestem i tyle. I coś czuję, że i w tym temacie Oxana jest ode mnie lepsza. Nawet imię ma jakieś takie lepsze.

- Powiedz Azano, jak długo u nas zostaniesz? - Sposób, w jaki wypowiada moje imię sprawia, że mam dreszcze. Robi to w sposób tak idealny, jak jeszcze nikt nigdy przed nim.

- Myślę, że tydzień wystarczy mi, bym oceniła ciebie jako alfę i panujące tutaj zasady. - Przyznaje, że myśl, iż to ja mam go ocenić była w pewien sposób pocieszająca. - Chyba że wydarzy się coś, przez co będę musiała zostać.

- Rozumiem. - Wydusił najwyraźniej nie znajdując pomysłu, na bardziej ambitną odpowiedź. - Więc, jak na razie oceniasz mnie jako alfę? - Spytał, wbijając we mnie zieleń swoich tęczówek.

- Dobrze, mimo że to jak mnie potraktowałeś po przyjeździe nieco mnie uraziło.

Jego mina w tym momencie była bezcenna. Chociaż, reszta watahy wyglądała jeszcze lepiej. Gdybym mogła pojechałabym mu jeszcze bardziej. No, ale już nie będę robiła dramatów.

- Oczywiście... - Zaczął, próbując wybrnąć z sytuacji. Najwyraźniej nie spodziewał się, że się tego uczepię. - Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. To rzeczywiście było nie na miejscu.

- Nie gniewam się. W końcu żona jest ode mnie ważniejsza. - Przyznałam, uśmiechając się niewinnie.

W tym momencie już zupełnie nie wiedział co odpowiedzieć. Skupił się więc na kieliszku wina, unikając kontaktu wzrokowego. Muszę przyznać, że całkiem bawi mnie to co się tutaj wyprawia.

- Ja też powinnam przeprosić. - Wtrąciła pani idealna, chcąc wspomóc męża. - Nie jestem tutaj w końcu bez winy. Nie powinnam zajmować męża kiedy przyjechaliśmy. W końcu tobie należała się jego uwaga.

W tym momencie poczułam się tak, jakbym zrozumiała aluzje. Przez co zrobiło mi się cholernie głupio. Chociaż pewnie zupełnie niepotrzebnie.

- Wybaczcie, ale chyba pójdę się położyć. To był długi dzień. - Podniosłam się z krzesła. Chciałam się ulotnić zanim powiem coś głupiego.

- Może cię odprowadzę? - Zaproponował beta, zanim jednak wstał od stołu ja zareagowałam.

- Nie trzeba. Dam radę trafić a ty powinieneś dokończyć kolację. - Zdobyłam się na kolejny uśmiech tego dnia. - I tak dziękuję.

Opuściłam jadalnie w trybie natychmiastowym. Chciałam już dzisiaj zostać kompletnie sama i poukładać sobie mętlik, który w tej chwili miałam w głowie. No i przy okazji chciałam się wyspać. W końcu nie po to proponowałam spotkanie tak wcześnie, żeby się na nie spóźnić. Sama strzeliłabym sobie w kolano. A to była ostatnia rzecz jakiej mi było trzeba.

Przekleństwo Sipho: Wilkołaki Where stories live. Discover now