🆇

8.7K 426 22
                                    

Rano obudził mnie budzik. Nie było tak wcześnie jak wczoraj, więc znalazłam w sobie motywację by podnieść się z łóżka nieco szybciej. Mimo wczorajszej rozmowy z Oxaną miałam dzisiaj wyjątkowo dobry humor. W końcu za dwa dni pełnia. A im do niej bliżej tym mam lepszy humor. Taki okres tylko, że na odwrót. Ach te moje porównania o poranku.

Przeszłam do łazienki by się ogarnąć. Wzięłam ciepły prysznic, po czym ubrałam na siebie legginsy i czarny top. O dziesiątej każdego dnia wataha ma trening. A ja mam wyjątkowo chęć wziąć w nim udział. Chociaż rzadko biorę udział w treningach grupowych. Jednak jest to okazja, by dobrze ocenić kilka aspektów watahy. No i przy okazji pokazać jak pracuje ciało przed mate. W końcu jakoś muszę odciągnąć jego uwagę od żony. Od której tak w ogóle mam lepsze ciało. Tak, jestem dzisiaj wyjątkowo skromna.

Zeszłam na śniadanie, gdzie spotkałam resztę watahy. Przy stole toczyły się żywe rozmowy. Co jakiś czas wilkołaki wybuchały śmiechem, na co ja nie umiałam się nie uśmiechnąć. Tym razem nie wzbudziłam tak wielkiej sensacji. Nie byłam już tą nową wilczycą. Chyba już wszyscy zdążyli mi się uważnie przyjrzeć i mnie obgadać. Nie byłam więc już świeżym tematem. W końcu zajęłam swoje miejsce. Alfa jak zawsze był ubrany w garnitur. Czyżby on nie ćwiczył? Co za leń. I tak oto dostaje ode mnie minusika do oceny.

- Nie będziesz uczestniczyć w treningu? - Spytałam szeroko się uśmiechając. Co wnioskując po jego żonie działa na moją korzyść.

- Niestety mam dzisiaj sporo pracy. - Oświadczył, zaczynając śniadanie. - Kevil poprowadzi dzisiejszy trening. - Dodał, spoglądając na betę.

- Rozumiem. - Stwierdziłam, spoglądając na jedzenie. - Tak młody alfa ma pewnie sporo pracy.

- Nie mogę zaprzeczyć. - Posłał uśmiech w moją stronę, co nieco mnie zaskoczyło. - Jednak ty w tym roku pewnie też miałaś jej sporo.

- Co?... A matura. Tak, faktycznie miałam sporo nauki.

Tak, to było słodkie kłamstwo. Tak naprawdę nie uczyłam się zbyt wiele. I szczerze mówiąc, miałam więcej szczęścia jak wiedzy na samej maturze. Pytania wyjątkowo mi leżały no i wilki zapamiętują lepiej niż ludzie. Tak więc nauka szła mi całkiem nieźle. Chociaż jak to mawia moja mama, gdybym uczyła się nieco więcej, pewnie szło by mi jeszcze lepiej.

- Zastanawiałaś się już co planujesz po maturze? - Oderwał się od posiłku, skupiając całą uwagę właśnie na mnie. - Teraz nie ma twoich rodziców, więc liczę na szczerą odpowiedź.

Spojrzałam na niego nieco zaskoczona. Faktycznie, z uwagi na rodziców ostatnio byłam nie do końca szczera.

- Szczerze to nie mam pojęcia. - Przyznałam, spoglądając na niego. - Nie mam planów. To znaczy, jeszcze nie tak dawno miałam, ale pewne dwie istoty mi je zniszczyły. - Stwierdziłam, czym zdarłam uśmiech z jego twarzy. Byłam chyba mało subtelna.

- Rozumiem. - Rzucił krótko, wracając do posiłku.

Po śniadaniu wszyscy udali się na plac treningowy. No dobra, wszyscy oprócz alfy i o dziwo, luny. Ona też ma minusa za olewanie treningów. Wbrew temu co jej się wydaje nie jest księżniczką, której wszystko się należy i jest zwolniona ze wszystkich obowiązków.

Ustawiliśmy się w rzędzie. Beta stanął na wprost nas. Przyglądałam mu się przez chwilę uważnie, kiedy z jego ust padło pierwsze polecenie. Bez gadania padłam na ziemię i zaczęłam robić brzuszki. Potem były pompki, rozciąganie i parę innych sztuczek. W końcu beta zarządził sparing w parach. No i ja oczywiście zostałam bez pary. Nikt nie miał dosyć jaj, by zmierzyć się z nową. Bo jeszcze rozpieszczona córka alfy go zleje. Koniec świata.

- Chyba jesteś na mnie skazana. - Beta podszedł do mnie podnosząc gardę.

- Nie obraź się, ale skopie ci dupę. - Również podniosłam gardę, uśmiechając się cwaniacko.

Mierzę go zabójczym wzrokiem. Ten z nadludzką szybkością wymierza we mnie ciosy. Ja z trudem blokuję uderzenia. O kontratak nie ma nawet mowy.

W końcu Kevil popełnia błąd. Wymierza kopnięcie. Ja łapię jego nogę i obracam nim o trzysta sześćdziesiąt stopni. On pada na ziemię, jednak szybko się podnosi.

Jako że mam dosyć obrywania postanawiam zaatakować. Staram się uderzyć go w głowę ten jednak chwyta moją rękę. Wykręca ją do tyłu, ja jednak wykonuję skok w tył unikając bólu.

Wilkołak składa dłoń w pięść i wymierza cios w moją twarz. Łapię jego pięść przed swoją twarzą. Na jego twarzy maluję się zaskoczenie. Chyba nie spodziewał się po mnie aż takiej siły. Po chwili bezowocnego siłownia się kopie mnie w udo a ja, by nie stracić równowagi, cofam się. W odpowiedzi on schodzi do parteru i podcina mnie. Już mam paść na ziemię, kiedy ten ujmuje mnie za nadgarstki i przyciąga do siebie.

Nasze spojrzenia spotkają się. Przez chwilę nie jestem w stanie nic zrobić. Patrzę jedynie w jego błękitne oczy.

Brunet wykorzystuje moją chwilę słabości. Obraca mnie plecami do siebie i przyciąga, po czym oplata moją szyję swoim ramieniem. Tak, że mam dostęp do tlenu.

- Masz już dosyć? - Spytał złośliwie.

- Ja, nigdy. - Rzuciłam, nie zamierzając się poddawać.

Odbiłam się nogami i uniosłam je ku górze. Jasnooki stracił równowagę i padł na ziemię. Ja wylądowałam na nim.

- Masz już dosyć? - Spytałam złośliwie.

- Szczerze to tak. - Rzucił zrezygnowany, próbując mnie z siebie zrzucić.

Podniosłam się z ziemi i podałam mu rękę. On ją złapał a ja pomogłam mu się podnieść. Uśmiechnęłam się do niego niewinnie, na co ten parsknął śmiechem.

- Co cię tak bawi? - Spytałam po chwili ciekawa o co mu chodzi. W końcu chyba nie miał powodu by się śmiać.

- Niby taka niewinna a przywalić potrafi. - Odgarnął niesforny kosmyk włosów z mojej twarzy.

- Jeszcze nie raz cię zaskoczę. - Stwierdziłam, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. - Jestem mniej stereotypową córką alfy, niż może Ci się wydawać.

- Tak mówisz? Więc różnisz się od swoich sióstr... O ile je masz. - Dodał po chwili. Kevil niewiele o mnie wiedział.

- Mam trzy siostry i czterech braci. Nie jestem do nikogo z nich podobna. Przynajmniej jeśli chodzi o charakter.

- Duża alfia rodzinka. - Stwierdził rozbawiony. - Masz jakieś plany na wieczór? - Tym pytaniem kompletnie mnie zaskoczył, jednak nie zamierzałam dać tego po sobie poznać.

- Pewnie będę siedzieć i się nudzić. - Oświadczyłam, nerwowo przestępując z nogi na nogę.

- Więc może wpadniesz do mnie? Zajmę Ci ten wieczór, żebyś się nie nudziła.

- Z miłą chęcią. - Uśmiechnęłam się szeroko, a kiedy ten zaproponował mi ramię, ja z wielką przyjemnością je przyjęłam.

- Koniec treningu. - Oświadczył, kierując się ze mną w stronę domu watahy.

Przekleństwo Sipho: Wilkołaki Where stories live. Discover now