🆇🆇

8.4K 409 71
                                    

Leniwie podniosłam się z łóżka. Już dzisiaj wrócę do domu, co niezmiernie mnie cieszy. Niby nie za bardzo go lubię, jednak jest lepszy jak to miejsce. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Chciałam po prostu wrócić do domu i zwierzyć się Semarze z własnej głupoty. Zrobiłam w życiu wiele głupot, jednak te z ostatniego czasu są zdecydowanie najgorsze. Nie wiem jakim prawem straciłam umiejętność logicznego myślenia w zaledwie kilka godzin. Jednak co się stało, to się już nie odstanie. A ja muszę żyć z głupotami których narobiłam.

Wczorajszy dzień spędziłam na pracy. Gdybym wróciła do domu, po nie robieniu niczego ojciec by mnie zabił. Więc poświęciłam na to cały dzień. Chociaż był to średni dzień na pracę. Alfa i jego żona darli się po sobie niemiłosiernie. I chociaż wstyd się przyznać to całkiem mnie to ucieszyło. Mimo że było już nieco zbyt późno. Sprawy nadmiernie się skomplikowały a ja pierwszy raz w życiu musiałam zachować się jak dorosła. Zagryźć zęby i iść do przodu. Nie ważne jak bardzo bolało.

Byłam sama sobie winna. Pokomplikowałam wszystko, kiedy przespałam się z betą. Jakby już Oxana nie była wystarczającym problemem. To ja jeszcze dorzuciłam do tego Kevila i wplątałam go w nasze problemy. Jednak zadawanie się ze mną nigdy nie kończy się zbyt dobrze.

Niechętnie zaczęłam zbierać swoje rzeczy do walizki. Jak na początku udawało mi się utrzymać tutaj porządek, to teraz panował kompletny rozgardiasz. Jak zresztą w całym moim życiu. Chciałam jak najszybciej wyjechać więc bez zbędnego ociągania spakowałam swoje rzeczy. Jeszcze zanim wyszłam sprawdziłam, czy mam wszystko i czy notatki są kompletne. Na szczęście były więc mogłam się zbierać.

Zaniosłam rzeczy do samochodu i udałam się na ostatni obiad w domu watahy. Usiadłam przy stole i w milczeniu zjadłam
posiłek. Reszta wilków rozmawiała w najlepsze jedynie ja, alfa, beta i luna siedzieliśmy w całkowitym milczeniu. Kiedy śniadanie dobiegło końca, opuściłam dom watahy. Teraz najcięższe zadania. Pożegnanie.

- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. - Wydusił Kevil, ściskając moją dłoń.

- Też na to liczę. - Słowa z trudem przechodziły mi przez gardło. To było trudne i to nawet bardzo.

- Dopięłaś swego. - Warknęła rudowłosa, podchodząc do mnie kiedy tylko beta odszedł. - Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolona. - Odeszła wyraźnie poirytowana.

Nie miałam pojęcia, o co może jej chodzić. W końcu nie dopięłam niczego. A wręcz przeciwnie, podejmując same błędne decyzje wszystko zniszczyłam. Liczyłam jednak, że pożegnanie alfy nieco mnie oświeci.

- Mam nadzieję, że odnajdziesz swoje szczęście Azano. - Alfą przytulił mnie mocno a ja bez chwili namysłu oddałam jego uścisk.

- Będę szukać do utraty tchu Curti. - Odsunęłam się od niego, posyłając w jego stronę słaby uśmiech. - Żegnaj alfo.

Curtis nic już nie powiedział, po prostu mnie puścił. Pogodził się z tym, że odchodzę. I ja też musiałam to zrobić. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Musiałam zapomnieć o całym tym bólu i przemyśleć co dalej. Nie mate i dzieci więc co? Może rzeczywiście zdecyduje się na te studia? W sumie to nie mam nic do stracenia, a może mi się spodoba. Nic nie jest wykluczone, a ja muszę próbować. Odnaleźć szczęście z dala od niego. Nawet jeśli teraz wydaje mi się to niemożliwe. A kto wie, może odnajdę coś do czego zostałam stworzona i wreszcie pogodzę się z rodzicami? Nic nie jest przesądzone, a ja mam już dość bycia piątym kołem u wozu. Wiecznym rodzinnym rozczarowaniem.

W drodze powrotnej miałam sporo czasu, by wszystko przemyśleć. Pogodzić się z pewnymi faktami i ustalić co będzie dalej. Bo coś być musiało. A nie mogłam reszty życia spędzić na nicnierobieniu. Chyba bym oszalała. Więc musiałam mieć plan. Taki, dzięki któremu naprawie część swoich błędów. No i przy okazji na coś się przydam.

Kiedy dotarłam na miejsce, wszystko miałam już obmyślane. Zgarnęłam papiery i weszłam do domu. Zdjęłam buty i przeszłam z przedsionka do sporego salonu.

- Byłem przekonany, że wrócisz dopiero wieczorem. - Tata podszedł do mnie szeroko się uśmiechając.

- Nie było po co dłużej zostawać. - Podałam mu teczkę. - Przekażesz to alfie? Ja jestem zmęczona i chce się już położyć.

- Oczywiście. - Z twarzy mojego ojca zniknął uśmiech. Teraz wyglądał jakby, chciał mnie przeszyć spojrzeniem. - Azano wszystko w porządku? - Spytał z troską w głosie.

- Tak. - Skłamałam, nie mogąc wyznać mu prawdy. - Jestem tylko zmęczona. To był bardzo ciężki tydzień. - Zmusiłam się do słabego uśmiechu.

- Rozumiem. - Tata położył dłoń na moim ramieniu. - Jestem z ciebie dumny. Dobrze się spisałaś.

- Dzięki tato. - Ominęła go, ruszając w stronę schodów.

- Może zjesz kolację? - Moja rodzicielka pojawiła się jakby znikąd. Zatrzymałam się gwałtownie i spojrzałam w jej stronę.

- Nie jestem głodna.

- Bzdura. - Skierowała się w stronę kuchni. - Jesteś jeszcze bledsza niż zwykle, a nie sądziłam, że to możliwe. Już widzę cię w kuchni.

Mimo niechęci udałam się do kuchni. Usiadłam przy stole, a mama położyła przede mną talerz. Straciłam mate, straciłam betę i straciłam watahę, do której się przywiązałam jako ich luna. Naprawdę ostatnim czego mi było trzeba to jedzenie.

- Coś zmajstrowałaś? - Mama usiadła naprzeciw mnie, a ja spojrzałam na nią pytająco. - Jesteś moją córką od ponad osiemnastu lat. Wiem, kiedy coś jest nie tak.

- Jestem zmęczona. Poza tym, kiedy byłam w sforze alfy Curtisa podjęłam decyzję.

- Jaką?

- Wyjadę i pójdę na studia. Dobrze mi to zrobi.

~Curtis~

Kiedy moja mate odjechała, wróciłem do domu watahy. Nie chciałem teraz jej o niczym mówić. Sprawa rozwodu jest zbyt świeża. No i aktualnie narobiło się z tego tytułu sporo problemów. Nie chciałem jej w to mieszać. Poza tym potrzebowała czasu, by móc wszystko na spokojnie przemyśleć. Zdecydować czego chce dalej od życia. I jeśli wtedy będzie gotowa mi wybaczyć, będę najszczęśliwszym wilkołakiem na tej planecie. A jeśli nie, zaakceptuje jej wybór.

- Przykro mi z powodu twojego rozwodu. - Kevil dogonił mnie i wyrwał z zamyślenia. - Jeśli chodzi o Azane.

- Koniec tematu. - Zatrzymałem się i spojrzałem na swojego betę. - Ja miałem żonę, a ona miała prawo wybrać ciebie. Najlepiej więc będzie, jeśli nie będziemy o tym rozmawiać. - Westchnąłem cicho. - Wiele ci zawdzięczam. I nie chce, by to co się wydarzyło nas poróżniło.

- Masz rację. - Beta wbił ręce do kieszeni spodni. - Zapomnienie będzie najlepszym rozwiązaniem.

- Bez dwóch zdań. Przeprowadź trening z watahą, ja muszę załatwić parę spraw w ramach rozwodu.

- Oczywiście alfo. - Kevil bez chwili zwłoki ruszył na plac treningowy.

Ja wróciłem do swojego gabinetu. Na biurku leżała złota obrączka. Kiedyś należała do Oxany. Złapałem ją i opuściłem gabinet. Udałem się nad jezioro, przy którym Az pocałowała mnie po raz pierwszy. Wziąłem obie obrączki i wyrzuciłem je do rzeki. Były złote, więc nie powinny nikomu przeszkodzić.

Spojrzałem w tafle wody i westchnąłem cicho. Teraz pozostało mi jedynie doprowadzić rozwód do końca i błagać Azane o wybaczenie. Tutaj pocałowałem ją po raz pierwszy i tutaj przysiągłem, że będzie moja. I to już bardzo niedługo.

Przekleństwo Sipho: Wilkołaki Where stories live. Discover now