60 - Antyczne moce

377 27 9
                                    

Przed Salem i [T/I] stał Larry, lub coś, co go przypominało. Wyglądał jak człowiek, jednak był bardziej przeźroczysty i zlewający się z otoczeniem, a spadające krople deszczu przenikały przez niego, jakby nikt tam nie stał. [T/I] zakryła dłońmi usta, będąc w szoku, a Sally, wpatrywał się w postać, z szeroko otwartymi oczyma.

- Jak to?! - pytał niebiesko-włosy. - Przecież jesteś w szpitalu! Czy... Czy Ty...

- Nie panikuj, wciąż żyję. - uprzedził go Larry. - Chyba zapadłem w jakąś śpiączkę, czy coś...

- W takim razie, co Ty tutaj robisz? - spytała cicho [T/I]. - Skoro śpisz, to jak się tutaj znalazłeś?

- Sam nie do końca to rozumiem. - Larry wzruszył ramionami. - W jednej chwili, jestem zamknięty we własnej podświadomości, słyszę głos Rosenberg i bum! Oto jestem.

Tłumaczenie bruneta miało sens, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że pani Rosenberg obiecała sprowadzić pomoc z drugiej strony. Widocznie, pozwoliła świadomości Larry'ego na przybranie postaci i opuszczenie ciała, by ten, mógł być ich oczyma po drugiej stronie. 

- Myślę, że Rose nam jakoś pomaga. - kontynuował wysoki chłopak. - Cieszę się, że tu jestem. Tak długo tkwiłem we własnym umyśle...

- Przecież minęło raptem kilka godzin od czasu kiedy Ty... Ty... Ty dupku! - wykrzyknął Sal, a jego głos zaczął się łamać. - Jak mogłeś to zrobić?! Dlaczego chciałeś nas zostawić?! Zostawić mnie! Dlaczego?!

Zapadła cisza, którą przerywały jednie odgłosy kapiącego deszczu i świstu wiatru. Larry wpatrywał się w swojego brata, który z wielkim trudem powstrzymywał napływające łzy. Długowłosy spuścił wzrok, nie chcąc dłużej patrzeć na jego pogłębiający się smutek. Czuł się okropnie, tak samo, jak przed swoją próbą samobójczą.

- Wybacz mi stary. Ty też [T/I]. - westchnął cicho Larry. - Ale teraz nie mamy na to czasu. Rose powiedziała, że kult powrócił i musimy ich powstrzymać tej nocy. Nie będzie to łatwe zadanie.

Sal zdawał się nie słyszeć przeprosin przyjaciela.

- Nie mogę uwierzyć, że chciałeś się zabić... - mówił, jakby do siebie. - Nie mogę uwierzyć, że to dzieje się naprawdę...

Larry podszedł do Salego i położył dłoń na jego ramieniu. Przez ciało niebiesko-włosego przepłynęła dziwna energia, jakby świadomość bliskości przyjaciela. Chłopak spojrzał w górę, spotykając wzrok swojego brata. Na jego twarzy było widać niewielki uśmiech, który koił nieco jego skołatane nerwy.

- No dalej Sally. Pozbądźmy się tych szmaciarzy na zawsze.

Po tych słowach, duch Larry'ego rozpłynął się. Sal wyciągnął dłoń w jego stronę, chcąc go zatrzymać, jednak nic już nie mógł zrobić. On i [T/I], zostali sami. Sally spuścił wzrok, chcąc pozbierać swoje myśli. Larry miał racje, teraz ważne było powstrzymanie kultu.

[T/I] podeszła do chłopaka i przytuliła go, chcąc pomóc mu się uspokoić. Niebiesko-włosy spojrzał na nią i po krótkiej chwili odwzajemnił uścisk. Cieszył się, że pozostała przy nim osoba, którą szczerze kochał. Dzięki jej obecności, nie czuł się całkowicie bezsilny.

[T/I] wtulała się w Sala, kiedy to jej wzrok powędrował na drugi koniec dachu.

- Sal, co to takiego? - spytała.

Chłopak odsunął się od partnerki i spojrzał tam, gdzie wpatrywała się [T/I]. W wielkiej dziurze, tkwił wysoki, kamienny filar, na którym był wyryty okrąg, z tajemniczymi symbolami.

- To nie może wróżyć nic dobrego... - rzekł Sal.



Świat, w którym znalazł się Larry, różnił się od tego, w którym do tej pory żył. Dominowały tu ciemne barwy, jakby wyssano z nich całą ich esencję. Z nieba, leciały krople czarnej smoły, które leniwie spływały po tajemniczym filarze. Symbole na nim zawarte świeciły się jasno, jednak brunet nie wiedział, co miał z tym zrobić.

Gdy Mnie Potrzebujesz ~ Sally x ReaderTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang