46 - Kolacja

590 37 20
                                    

- Nie ma tu żadnych oznak aktywności kultu. - powiedział Todd.

Niewielka grupka, składająca się z Sala, Larry'ego, Todda, oraz [T/I], przemierzała zawiłe korytarze podziemnej, okultystycznej świątyni. I tak jak zauważył rudowłosy, tajemnicze miejsce od dawna było nieużywane. Świadczyło o tym stęchłe powietrze, kurz oraz gruzy kamieni, lezące w kątach komnat.

Nastolatkowie zeszli na dół, w celu upewnienia się, czy kult na pewno znikł. Zapowiedź nadchodzących nieszczęść, o których wspomniał w swym liście Jim Johnson, zaniepokoiła Sala. Jednak chłopak nie martwił się o siebie. Przeżył w swoim życiu tyle smutku, że nic nie byłoby w stanie zrobić na nim większego wrażenia. Zamiast tego, Sally obawiał się o [T/I]. 

Dziewczyna była dla niego wszystkim. Gdyby coś jej się stało, nie wybaczyłby tego sobie. Dlatego też, namówił swoich przyjaciół, by dogłębnie zbadać świątynie. Niebiesko-włosy miał nadzieję, że odnajdą coś, co zmieniłoby złowrogą zapowiedź ojca Larry'ego. Jednak ciemne komnaty były puste i nie używane od bardzo dawna. Nic nie udało się znaleźć.

Larry i Todd nie znali prawdziwego powodu, dla którego tu przybyli. Sal powiedział im, że chciał się upewnić, czy pozostali rezydenci są bezpieczni i czy okultyści im nie zagrażają. Jedynie [T/I] znała prawdę.

Nie powiedziała reszcie, o tajemniczym dzienniku Jima. Zwłaszcza Larry'emu. Nikt, poza nią i Salem nie znał prawdy o mężczyźnie, oraz o nieszczęściach, jakie miały nadejść. Jednak wszyscy wiedzieli, że od pewnego czasu, nastrój Sally'ego pogorszył się. Chłopak stał się bardziej cichy i niepewny. [T/I] czuła, że było to spowodowane ostatnim listem pana Johnsona. Za każdym razem, kiedy próbowała pocieszyć swojego chłopaka, lub porozmawiać z nim na ten temat, ten zbywał ją, albo szybko zmieniał temat. 

Próbował dawać poczucie, że wszystko z nim w porządku, ale [T/I] wiedziała, że tak nie było...

- Konsola coś pokazuje? - spytał Larry.

- Nie. - westchnął Sal, wpatrując się mały, zielony ekran swojego Super Gear Boy'a. - Zero paranormalnej aktywności.

- To chyba dobrze, prawda? - odezwała się cicho [T/I]. - Nie ma czym się martwić. Kult zniknął.

Sal jedynie powoli kiwnął głową i schował swoją konsolę. Odwrócił się w stronę przyjaciół. Każdy z nich, miał w posiadaniu inną rzecz. Larry trzymał zapalniczkę, którą zapalał każdą napotkaną pochodnię, by oświetlać sobie drogę. Todd miał zeszyt, w którym zapisywał różne rzeczy na temat świątyni. Natomiast [T/I], miała ze sobą swój polaroid, którym robiła zdjęcia wszystkim komnatą.

Nie mając nic innego do roboty, wszyscy zgodnie uznali, że najwyższy czas wracać. Robiło się już późno, a nikt nie chciał zostawać w świątyni na noc. Larry i Todd ruszyli przed siebie, podczas gdy Sal szedł z tyłu, razem z [T/I].

- Dobrze się czujesz? - spytał. - Powietrze tutaj nie jest najlepsze.

- Wszystko w porządku. - zapewniła [T/I]. - Niedawno byłam u doktora, powiedział, że mój stan uległ znacznej poprawie. Nie miałam duszności od bardzo dawna.

Sal objął swoją dziewczynę. Cieszył się, że z [T/I] było wszystko dobrze. Ta dobra wiadomość, pozwoliła mu na chwilę zapomnieć o swoich zmartwieniach. Jednak nie na długo.

Gdy nastolatkowie zbliżali się do starych, drewnianych schodów, Larry odwrócił się w stronę pary.

- Sal, pamiętasz, że dziś wieczorem spotykamy się u Ciebie na kolację?

- Och, racja. Tata i Lisa chcieli nam coś powiedzieć. - powiedział Sal, po czym zwrócił się do swojej dziewczyny. - Ojciec Ciebie też zaprasza.

- Dzięki. - rzekła [T/I]. - Miło będzie zjeść kolację w towarzystwie.

***

Trwały przygotowania do wieczornego posiłku. Sal, razem z [T/I] nakrywali do stołu, podczas gdy Henry przygotowywał jedzenie. Mężczyzna wyglądał na bardzo szczęśliwego. Był to widok, do którego Sally nie był przyzwyczajony, ale mimo wszystko, chłopak cieszył się, widząc ojca w takim nastroju.

Stół w jadali przyozdabiał biały obrus, wazon z kilkoma kwiatami, pięć talerzy oraz sztućce. Nie było to nic specjalnego, ale już sam widok zapowiadał naprawdę miłą kolację i jeszcze milszy wieczór.

Po chwili, Henry podszedł do ławy i postawił obok kwiatów gotowe dania. Były nimi makaron, oraz maleńkie pizze. Pachniały przepysznie i [T/I] nie mogła się już doczekać, kiedy będzie mogła je skosztować. 

Odwróciła się w stronę swojego chłopaka. Zauważyła, że Sal był nieobecny. Wpatrywał się pustym wzrokiem w stół, błądząc gdzieś umysłem i nie zważając na nic. [T/I] westchnęła cicho i łapiąc niebiesko-włosego za rękaw swetra, zaciągnęła go do jego pokoju.

Gdy znaleźli się w środku, dziewczyna zamknęła drzwi i zwróciła się w stronę Sally'ego. Nie była w stanie ukrywać swojego niepokoju.

- Sal, co się dzieje? - spytała zmartwiona. - Sam widziałeś, kultu już od dawna nie ma. Nie musisz się obawiać.

- Nie obawiam się. Ja tylko... - chłopak próbował znaleźć właściwe słowa, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. - Wybacz... Po prostu się zamyśliłem...

[T/I] zachichotała cicho i podeszła do Sala bliżej. Odpięła dolny pas jego protezy i uniosła ją lekko, odsłaniając jego usta. Pocałowała go delikatnie. Chłopak powoli odwzajemnił jej pocałunek, przy tym przyciągając ją bliżej siebie. Trwali tak kilka chwil, po czym odsunęli się od siebie, wciąż jednak tuląc się do siebie nawzajem. Sal uśmiechał się, a jego policzki przyozdabiał ledwo widoczny rumieniec.

- Nie musisz się martwić. - powiedziała cicho [T/I]. - Nie ukrywaj swoich problemów przede mną. Możesz ze mną o nich porozmawiać.

Zanim chłopak zdążył odpowiedzieć, usłyszeli radosne wołanie z salonu. Gdy para wyszła z pokoju, zauważyli, że Larry i Lisa już przybyli. Po krótkim przywitaniu, goście zajęli swoje miejsca przy stole i zabrali się do jedzenia.

Wszyscy zaczęli od makaronu, poza Larry'm, który położył na swoim talerzu trzy małe pizze. Jadalnie wypełniły odgłosy rozmów, śmiechu oraz frustracji Lisy, na zachowanie jej syna przy stole. Po kilku minutach, Henry poprosił o ciszę.

- Słuchajcie. - zaczął. - Mamy wam coś bardzo ważnego do powiedzenia.

- Wiecie już, że ja i Henry jesteśmy ze sobą blisko. - dołączyła się Lisa. - I po tych dwóch latach, pomyśleliśmy, że czas najwyższy coś zmienić.

Trójka nastolatków wpatrywała się w parę dorosłych, czekając na dalszy ciąg.

- Otóż, ja i Lisa zaręczyliśmy się. - powiedział niebiesko-włosy mężczyzna.

W mieszkaniu zapanowała chwila ciszy. Nikt nie był zaskoczony owym wyznaniem. Wszyscy wiedzieli, że tę dwójkę dorosłych łączyło coś szczególnego. Po jadalni rozległy się odgłosy oklasków. Lisa spojrzała na swojego partnera, szczęśliwa, że ich synowie zaakceptowali ten fakt. [T/I] czuła wielką radość dla tej pary. Po tym wszystkim co oboje przeszli, zasługiwali na nowe, radosne życie, obok ukochanej osoby.

- Sal, wiesz co to znaczy? - spytał Larry, kiedy oklaski ucichły. - Będziemy braćmi!

Gdy Mnie Potrzebujesz ~ Sally x ReaderWo Geschichten leben. Entdecke jetzt