59 - Zaczęło się

409 30 10
                                    

Sal siedział przy oknie w domku na drzewie, zapatrzony w ciemne, zachmurzone niebo. Burza wciąż szalała na zewnątrz, rozjaśniając teren wokół, a krople deszczu ścigały się ze sobą nawzajem spływając po szybie, pozostawiając po sobie maleńkie strużki wody. Chłopak zdążył już opanować swoje nerwy. Zastanawiał się, dlaczego Larry, zamiast porozmawiać z nim, wybrał śmierć. W końcu, byli braćmi i Sally zawsze był gotów pomóc brunetowi, bez znaczenia, jaki był jego problem. Czy Larry w ogóle pomyślał, jaki ból mógłby wyrządzić przyjacielowi, gdyby jego próba samobójcza powiodła się?

Niebiesko-włosy, z cichym westchnieniem odepchnął od siebie ponure myśli. Larry był bezpieczny w szpitalu, pod fachową opieką. 

"To dobrze. Wciąż mogę mu przyłożyć...", pomyślał.

Nagle, usłyszał odgłos wchodzenia po drewnianych drabinkach. Odwrócił się w stronę wejścia do domku, a jego oczom ukazał się Todd. Jego rude włosy były mokre od deszczu, a twarz przyozdabiał delikatny zarost. Styl ubioru nie zmienił się znacząco. W ciągu tych ostatnich lat, chłopak jedynie przybrał trochę na wadze.

Sal podszedł do przyjaciela i pomógł mu wstać na nogi. Dysząc ciężko, Todd przywitał się, po czym zwrócił się ponownie do wejścia domku, gdzie wspinała się za nim kolejna osoba. Po chwili, dołączyła się do nich [T/I], która na swoich plecach, nosiła futerał. Widząc swoją dziewczynę, Sal podszedł do niej i zamknął ją w nagłym uścisku.

- [T/I]... - zaczął cicho.

Dziewczyna wtuliła się w niego, gładząc dłonią jego długie, niebieskie włosy. Jej dotyk był kojący. Było to coś, czego Sal potrzebował teraz najbardziej. Bliskości drugiej osoby, która zrozumie jego ból i pomoże mu przez niego przejść.

- Wybacz małe opóźnienie. - powiedział Todd. - Ale musiałem coś jeszcze zrobić.

- Co takiego? - spytał Sal.

Todd spojrzał na [T/I], a ta, lekko zakłopotana, odsunęła się od swojego chłopaka i położyła na ziemi ciemny futerał. Otworzyła go, a w środku, znajdowała się elektryczna gitara. Była całkowicie zmodyfikowana. Miała na sobie wiele dziwnych elementów, które łączyły małe kabelki. Sal wziął swój instrument w dłonie.

- Nie chciałam by zmókł, więc schowałam go do futerału. - powiedziała [T/I].

Sal kiwnął głową, po czym zawiesił pas gitary na ramieniu. 

- Wprowadziłem niewielkie poprawki, abyś przypadkowo, nie spowodował eksplozji. - tłumaczył Todd. - Teraz powinna być bezpieczna w osiemdziesięciu procentach.

- Pocieszające. - rzekł Sal.

- A co stało się z Larrym? - spytała zmartwiona [T/I]. - Żyje?

- Tak. Dzięki Tobie. - powiedział Sal. - Gdyby nie Ty, pewnie już by go tu nie było...

Dziewczynę przeszły ciarki, na myśl o tym, co mogłoby się stać z ich przyjacielem. Cieszyła się, że Larry był bezpieczny. Tymczasem Sal, zaczął zastanawiać się, czy odciąganie [T/I] od ich spraw, było dobrym pomysłem. Było oczywiste, że dziewczyna radziła sobie z tym wszystkim dobrze, a jej wsparcie było nieocenione. Chłopak poczuł się źle z tym, że nie pozwolił jej na pomoc, że nie pozwolił pomóc sobie... 

Widząc jego pogorszony nastrój, [T/I] podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu. Ich wzrok spotkał się ze sobą. Sal widział w jej oczach miłość i troskę. 

- Wybacz mi [T/I]... - westchnął. - Przez ten cały czas, myślałem, że chcę Cię chronić, lecz tak naprawdę, po prostu nie chciałem obciążać Cię problemami. Moimi problemami... Chyba nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo Cię potrzebuję...

Gdy Mnie Potrzebujesz ~ Sally x ReaderWhere stories live. Discover now