O oddzielnym kręgu piekielnym...

16 1 19
                                    

...akurat bez związku z "Lucyferem".

Jak wiecie lub nie, jestem rozszerzeńcem chemii. I to raczej z obowiązku niż z własnej woli, co nie zmienia faktu, że ten obowiązek sama na siebie narzuciłam. Nie lubię chemii, nigdy jej nie lubiłam, mimo to zaciskam zęby i wytrzymuję te pięć godzin tygodniowo. Zdalne nauczanie nijak tego nie zmienia, lekcje wiele się nie różnią od tych stacjonarnych, nie muszę tylko wspinać się po wąskich stromych schodach na nasz szkolny Mount Everest. Dalej pamiętam pierwszą licealną chemię. W sumie pamiętam ją może i nieco lepiej niż pierwszą historię, co jest poniekąd zrozumiałe, bo na historii siedziałam cokolwiek ogłuszona, maskując swój daleki od pełnej przytomności stan umysłu słowotokiem na temat przyczyn wybuchu pierwszej wojny światowej. I wspomnienia z tejże pierwszej chemii do najprzyjemniejszych nie należą...

Jest kilku takich facetów, którzy moim zdaniem zasługują na swój własny oddzielny krąg w Piekle, gdzie są po wieki torturowani w odmętach żrących kwasów i promieniotwórczych pierwiastków, jednak ich męki nie dorównują torturom, jakie z ich powodu od lat muszą znosić uczniowie.

I zanim zarzucicie mi, że może po prostu jestem z góry uprzedzona do naukowców: wcale nie! Mendel to moje bubu. Uwielbiam jego prawa. Genetyka to jedna z moich ulubionych części biologii, a krzyżówki genetyczne mogłabym robić bez przerwy. Im trudniejsze, tym więcej zabawy. Efekt letalny, kodominacja, niepełna dominacja, epistaza, geny dopełniające się i kumulatywne... Kto nigdy nie przewidywał sierści kotów perskich albo potomstwa drobiu, ten nie wie, co to życie.

Porzucając mój mały raj i powracając do tematu gości skutecznie zatruwających mi życie:

AVOGADRO. On przede wszystkim! Jeśli to nazwisko kojarzy Wam się wyłącznie z owocem awokado, to bardzo Wam zazdroszczę. Oznacza to, że albo nie mieliście nigdy do czynienia ze stechiometrią, albo mieliście, ale Wasz umysł to wyparł. A uwierzcie, jest co wypierać. Mole... Mole... I to nie takie zwyczajne, pożerające książki czy ciuchy... Oj, nieee... Te mole są złowrogie. Wżerają się w mózg, wyjadają serce... Lęgną się w Tobie, pochłaniając Cię od środka...

No bo serio! 6,02*10^23!!! Naprawdę?! Jakim oszołomem trzeba być, żeby w ogóle wpaść na taką kombinację liczb?! Co to w ogóle jest?! TO JEST JEDEN MOL!!! Liczba Avogadra... Jak ja nienawidzę tego faceta... O Boże. Zatruł mi życie. Zamęczył mnie. Rozdeptał mnie. Mole... nie byłam na to gotowa. Ale może lepiej bym je zniosła psychicznie, gdyby były jakąś ładną, bezpieczną, okrągłą porcyjką. A nie absurdalną notacją wykładniczą! Avogadro naprawdę powinien smażyć się w Piekle, za to, co zrobił całym pokoleniom młodych, ambitnych, niewinnych ludzi...

CLAPEYRON.

Pozdro dla kumatych

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Pozdro dla kumatych. Jeśli znasz ten ból, to musimy trzymać się razem. W kupie nawet w psychiatryku raźniej.

Clapeyron... To nazwisko nieodparcie kojarzy mi się z klapsem, wymierzanym mi raz po raz przez los. I nie ma to bynajmniej nic wspólnego z klapsem, którym grożono mi za nieznajomość daty upadku Akki. To uczucie, kiedy choć raz podczas stukania tej zakichanej stechiometrii uradujesz się, że coś jest proste, bo przecież jeden mol każdego gazu do 22,4 dm3... i wtedy, z zaskoczenia, Clapeyron z zaświatów wyprowadza prawy sierpowy, uświadamiając ci istnienie, a raczej właśnie nieistnienie, gazu doskonałego. W takiej sytuacji doskonałą może być jedynie rozpacz... Warunki nienormalne stają się najgorszym wyrokiem, ale i tak dzielnie trzeba mnożyć ciśnienie przez objętość, by uzyskać iloczyn liczby moli, temperatury i kolejnej nieprawdopodobnej stałej. Może to brzmi w miarę łatwo, ale mi w równaniu Clapeyrona prawie zawsze coś nie wychodziło. Najczęściej nie potrafiłam dobrać objętości

LEWIS. Teoria Brønsteda - Lowry'ego to świętość, ale Lewis... Lewis to zło wcielone. No bo kurna... Arrheniusa wprowadza się w gimnazjum. Banał. Brønsted wnosi w zagadnienie kwasów, zasad i soli nową świeżość... Tutaj o wszystkim decyduje kation wodorowy, a ten sam związek może być zarówno kwasem, jak i zasadą. To fascynujące! Ale Lewis... Lewis oznacza rysowanie wiązań, wolnych par elektronowych... Czego ostatni raz ktoś na porządnie uczył mnie w pierwszej klasie gimnazjum.

Są też mniejsi winowajcy... Taki np. Dalton od niepodzielności atomu, z którego teorii chemica na okrągło nas pytała na początku drugiej klasy. Musieliśmy wykuć się na blachę jego praw, mając jednocześnie na uwadze, że obecnie wiemy już przecież, że nie są słuszne. Pauli wbijał do głowy, że "w atomie lub jonie nie mogą istnieć dwa elektrony o jednakowych stanach kwantowych", co oczywiście skutkowało próbą odróżnienia liczb kwantowych, ze szczególnym uwzględnieniem magnetycznej spinowej. Pilnie trzymając się reguły Hunda, zapełnialiśmy elektronami jak największą liczbę poziomów orbitalnych, a potem przyszła wielka zła hybrydyzacja, którą babka straszyła nas od pierwszej lekcji i na naszych oczach to wszystko rozwaliła. Dalej nie rozumiem tej hybrydyzacji... A Heisenberg? Skoro nie można określić jednocześnie położenia i pędu cząstki to... to moja bujna wyobraźnia już tego nie obejmuje.

W sumie to poniekąd smutne, że genialne naukowe odkrycia tych ludzi wielu uczniom kojarzą się wyłącznie z mękami. Taka prawda. Niektórym z nich jestem w stanie wybaczyć - ale nie mam ani odrobiny litości dla Avogadra!

Paprotka WyznajeWhere stories live. Discover now