13

2K 154 11
                                    

Niektóre rzeczy, których spodziewamy się najmniej przychodzą nagle. Atakują nas, gdy jesteśmy całkowicie bezbronni, narażeni na najmniejsze zranienie. Jesteśmy wtedy jak róża, która traci płatki przy mocniejszym powiewie wiosennego wiatru. Kwiat ten bowiem ma tak wiele znaczeń. Tom Riddle wiedział, że słabości nie były czymś na co mógł sobie pozwolić. Był człowiekiem bez duszy, pragnącym wyłącznie osiągnięcia swoich celów. Wydawało mu się to normalne, w końcu zawsze musiał walczyć o przetrwanie. Dlategi liczył się tylko on. Aż do tamtego dnia, gdy pojawiła się przepowiednia, która ich połączyła i splotła ich losy na zawsze. Gdy spojrzał na niego, wiedział już, że był jego. Był mrocznym księciem i zdał sobie z tego sprawę, gdy pierwszy raz spojrzał w jego oczy. W chłopcu było coś wyjątkowego, a zdawał sobie z tego sprawę z każdym dniem, gdy obserwował jak dorastał. Otoczony czarną magią nadal posiadał czyste, nieskalane serce. Wtedy jeszcze nie wiedział, że jego broń przeciw jasnej stronie okaże się być czymś, co może być dla niego zagrożeniem.

Chciał, nie, on musiał go złamać. Pozbyć się dobra jakie miał, zafascynować go czarną magią, która na stałe odbierała czystość. Czarny Pan mruknął lekko, gdy przez myśl przechodziły mu równe sceneriusze. Te bardziej i mniej bolesne. Czas się kurczył, być może niedługo dzieciak będzie musiał zasilić jego armię. Nawet w tak młodym wieku posiadał w sobie potężną magię, której potencjału nie mógł zmarnować. Minęło już tyle lat, chłopak był coraz silniejszy, napełniał go dumą. Był jego największym osiągnięciem. Spadkobiercą, który będzie wraz z nim władał Anglią. Musiał zacząć działać. Musiał wiele zaryzykować, ale był świadom, że będzie to go wiele kosztować. Mimo tego co się w przyszłości stanie jednego był pewien — nie pozwoli Charlesowi odejść ani nikt mu go nie odbierze. Jeśli prawda nie wyzwoli w nim chęci zemsty, pragnienia zadania cierpienia i nienawiści, Tom Riddle był pewny, że nic innego nie poskutkuje. Jasna strona też na pewno nie pozostawi tego bez odzewu.

— Wzywałeś panie? — Wielkie, toporne drzwi otworzyły się, ukazując Lucjusza Malfoy'a. Jego sylwetka skłoniła się w niskim ukłonie, a długie, blond włosy opadły na zimną posadzkę jego rezydencji.

— Nadszedł czas — zapowiedział spokojnie. — Wezwij Severusa, prawdziwa walka właśnie się rozpoczyna.

⁺˚*・༓☾              ☽༓・*˚⁺

— Mój syn... Harry żyje? — Jego głos łamał się, gdy wypowiadał te słowa. Cała nadzieja jaką miał do tej pory w sercu, możliwość, że on przeżył, którą starał się uśpić głęboko w swoim umyśle zaatakowała go gwałtownie. Nie towarzyszyła mu ulga ani szczęście i chociaż powodowało to u niego wyrzuty sumienia, dobrze znał tego powód. Gdy wreszcie zakończył żałobę, zaczął iść dalej jego dziecko okazuje się być żywe, jego serce biło, może gdzieś daleko, a może tuż pod jego nosem, ale jednak. Ich Harry żył. Patrzył na Dumbledore'a oczami pełnymi niewiary, niebędąc w stanie uwierzyć w to co słyszy. Tuż za nim stał Severus Snape na którego skrzywionej twarzy pojawił się jeszcze większy grymas niż zazwyczaj.

— Jesteś głuchy czy zwyczajnie głupi? Właśnie to powiedziałem. — Prowokacja biła z jego oczu, a jednak były one ciemniejsze niż zazwyczaj. Nie mógł powiedzieć, że został oddelegowany do przekazania im tego. Nie jeżeli mogłoby to w jakikolwiek zaszkodzić chłopakowi, który nadal pozostawał tuż pod ręką Czarnego Pana. Grał dobrego szpiega, robił to od lat, przyzwyczajony do walki wyłącznie o siebie. — Charles Lestrange to zmarły syn Lily.

— Wiedziałeś... Ty musiałeś wiedzieć wcześniej! Dlaczego...?! Dlaczego to przede mną ukrywałeś? Tu nie chodzi o nasze dziecięce popychanki, Snape, tu chodzi o czyjeś życie i...

— Tu codziennie chodzi o czyjeś życie — przerwał mu. — Trwa pieprzona wojna, codziennie umierają ludzie walcząc o wyższe wartości, których nawet nie rozumieją! On był jedynie kolejną ofiarą, ale proszę, widocznie Potterowie nawet umrzeć nie umieją dobrze — wypluł. Nie chciał wypowiedzieć tych słów, sprawiły one mu ból. Nie miał zamiaru reagować emocjonalnie, ale powiedział to zanim zdążył pomyśleć. Poczuł dobrze znajomą, ciepłą rękę na swoim barku.

— Spokojnie, moi drodzy. Najważniejsze, że mały Harry żyje i ma się dobrze. Severus napewno miał dobre intencje, oboje jesteście teraz zdenerwowani. — Pocieszył ich typowym dla siebie, ojcowskim uśmiechem. — Nie ma potrzeby się kłócić w takiej chwili, usiądźmy i pomyślmy co powinniśmy uczynić. — Wskazał im fotele, które były wcześniej przez nich zajmowane, a z których przed chwilą w trakcie swojego wybuchu wstali.

— Przepraszam, ja po prostu... To ostatnia rzecz, którą spodziewałem się usłyszeć. Proszę, opowiedz mi o nim, masz z nim dużo do czynienia.

Severus każdą inną prośbę Jamesa Pottera wyśmiałby, stojąc z nim twarzą w twarz. Teraz jednak widząc jego oczy, takie same jak jego, gdy domyślił się prawdy odchrząknął jedynie i zaczął powoli mówić: — To bardzo inteligentny i zdolny uczeń, bardzo słaby z eliksirów, jednak nadrabia to zapałem i zainteresowaniem. Często pobierał u mnie przez ostatnie trzy lata prywatne lekcje. Przyjaźni się z Draco, są właściwie jak rodzeństwo. Podobnie się kłócą, a gdy przestają nie da się ich od siebie odczepić. — Nawet nie zdał sobie sprawy, że lekki uśmiech wpłynął na jego twarz. — Kocha spędzać czas w bibliotece, jest zupełnie gryfoński, a jednak tak rozważny...

— Znasz mojego syna lepiej niż ja — zaprzestał jego słowom smętnym głosem i zaśmiał się żałośnie. — Mój mały Harry, ten sam, który zawsze płakał, gdy tylko Lily musiała zabrać go ode mnie na karmienie nie wie nawet kim jestem. Czy to nie ironiczne? Ty, który nigdy nie mogłeś mieć Lily masz jej dziecko tuż obok, możesz go widzieć, patrzeć jak dorasta. Cholerna karma — jego oczy były lekko zaczerwienione od emocji, a postawa zgarbiona. W dłoni ściskał z całej siły filiżankę herbaty zaproponowanej mu przez dyrektora na początku ich rozmowy.

— Jamesie...

— Pozwól mi go zobaczyć, błagam cię — Potter przerwał dyrektorowi, zanim ten zdążył ukończyć zdanie. — Severusie, za te wszystkie lata należą mi się tortury jakie tylko zapragniesz, ale pozwól mi zobaczyć mojego Harry'ego. Chocisz ten jeden raz.

Spodziewał się już odmowy, gdy po dłuższej ciszy głową Mistrza Eliksirów pokiwała się lekko.

— Teraz nazywa się Charles, nie zapominaj o tym.

Obsessions • TomarryWhere stories live. Discover now