18

2.1K 131 34
                                    

Gdy wrócił do Hogwartu, Draco prawie wyrywał sobie włosy z głowy. Dwutygodniowa nieobecność podczas której chłopak miał dojść do siebie była dla niego ciężka — czuł się samotny. Nawet jeśli wokół kręciła się Pansy, Hermiona czy Blaise, uświadomił sobie, że to co skleiało ich grupę w całość był właśnie Charles. Może dlatego tak bardzo wyczekiwał jego powrotu. A może zwyczajnie zdążył się w trakcie trzech lat nauki przywiązać do swojego kuzyna, który zdecydowanie odmienił jego życie. Więc gdy dostarczony przez Severusa do zamku chłopak pojawił się przed nim, nie mógł się powstrzymać od wskoczenia na niego. Upadek był nieunikniony i oboje polecieli na twardą posadzkę, obijając sobie tyłki.

Charles spojrzał na niego złowrogo, gdy szybko wstał, otrzepując swoją szatę ze wszystkich stron. Jego spojrzenie zmiękło jednak, gdy spojrzał na czystą, dziecięcą radość w oczach blondyna. Draco przez ostatnie miesiące znacząco urósł. Właściwie przerósł Charlesa o głowę, chociaż on sam mógł się pochwalić dość wysokim jak na swój wiek wzrostem. Oprócz tego nie zmieniło się w nim za wiele. Nadal był tak samo rozpieszczony i nie umiał respektować niczyjej przestrzeni osobistej. Podał mu rękę, żeby pomóc mu się podnieść, jednak zamiast stanąć przed nim znowu wylądował w jego objęciach. Malfoy przyglądał mu się uważnie z każdej strony, sprawdzając czy wszystko jest już w porządku. Nie zapomniał o tym jak potwornie wyglądał chłopak, gdy musiał wyjechać.

— Wróciłeś! Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Jak ręka? Skoro wróciłeś to pewnie czujesz się lepiej... — Widząc, że słowotok się nasila zatkał mu usta dłonią i zaśmiał się.

— Jest w porządku, mówiłem ci, że sobie poradzę. — Rzeczywiście mówił. Jednak umknęło mu to gdzieś między omdleniami średnio co kilka minut. Draco pokiwał głową i dopiero wtedy odsunął się od niego. Charles przyjrzał mu się, zauważając worki pod oczami chłopaka. Sam nie spał najlepiej, rozmyślał o ostatnich słowach, które Czarny Pan mu powiedział.

Bał się tego co może przynieść mu jutro. Nie chciał być chroniony, to on miał być tym, który ochroni innych. Miał teraz wokół siebie ważnych ludzi, którzy nie mogli zostać skrzywdzeni. Lestrange musiał stać się potężniejszy. Nieważne jaką cenę przyjdzie mu za to zapłacić. Dobrze wiedział, że nie nauczy się walczyć w Hogwarcie. Potrzebował czegoś lepszego niż to, co oferowały mu szkolne zajęcia. Wiedział dokładnie czego, a raczej kogo było mu trzeba. Po to żeby bronić najbliższych gotowy był ukłonić się przed Czarnym Panem i prosić o nauki. To było ważniejsze niż jego nadszarpnięty honor. Pogładził palcem pierścień. Nie zdjął go od tamtej pory nawet raz, sam nie rozumiał czemu. Jego piękno jednak było niezaprzeczalne.

— Co to? — spytał zaciekawiony Draco, oglądając go ze wszystkich stron. Zabrał dłoń z widoku, chowając ją w poły szaty i uderzył go łokciem między żebra.

— Prezent, nie bądź taki ciekawski. — Zaśmiał się ze zbolałej miny, którą zrobił blondyn. — Draco, cokolwiek by się nie działo, uważaj na siebie, w porządku? — zaczął wyjątkowo jak na niego poważnie. — Potrzebuję cię w swoim życiu, jesteś dla mnie ważny, więc gdy prawdziwa wojna się zacznie trzymaj się od niej z daleka.

— Wojna? O czym ty mówisz?

— Po prostu mnie posłuchaj — przerwał mu i uśmiechnął się lekko.

⁺˚*・༓☾              ☽༓・*˚⁺

Jak obiecał, kilka dni później napisał list do samego Toma Riddle. Jego prośba była dość nietypowa i jak się spodziewał wywołała zadowolony uśmieszek na twarzy starszego z nich. Podobny przywitał go, gdy ledwo tydzień po odpowiedzi pojawił się w jego komnatach.  Wykrzywił usta w grymasie i zgodnie z poleceniem położył rożdżkę na niedaleko leżącym biurku, gdzie porozrzucane były różne dokumenty. Nie przyglądał się nim za bardzo, aby nie został ukarany za wścibstwo. Zdenerwowanie Czarnego Pana już na początku treningu nie było mądrym pomysłem.

— Nauka mrocznej magii jest czymś więcej niż nauczeniem się samego zaklęcia. Musisz chcieć zadać ból, skrzywdzić, zabić. Musisz być bezwzględny. Sekunda wahania podczas walki może przesądzić o przegranej. Czy jesteś odpowiednio silny, aby zabić, Charlesie? — syknął przy jego uchu, kładąc ręce na jego ramionach. Zbliżył się jeszcze bardziej, owiewając ciepłym powietrzem twarz chłopaka. — Nie, śmierć jest zbyt łatwa. Czy będziesz w stanie sprawiać cierpienie? Patrzeć na krew, ból i łzy? Czy może cię to przerośnie? — Lestrange wyczuł rzucone wyzwanie w jego głosie. Przymknął oczy i zebrał w sobie całą pewność siebie jaką w tamtym momencie posiadał. Nie czuł strachu w obecności najmroczniejszego czarodzieja ich czasów, wręcz przeciwnie. Czuł obawę jedynie przed niepowodzeniem. Nie lubił przegrywać, a szczególnie z Tomem, który za cel wziął sobie upokorzenie go w każdy możliwy sposób.

— Może powinieneś się przekonać. — Spojrzał w jego oczy, które zaczęły się mienić czerwienią. Charles miał wrażenie, że brąz zawsze zamieniał się w szkarłat. Zupełnie jakby przesiąkł krwią swoich ofiar. Tom Riddle wyglądał dość niewinnie jak na mordercę i Czarnego Pana. Nie za długie brązowe loki i jasna, porcelanowa cera komponowały się z chłodną posturą i zimnem, którym emanował. Zastanawiał się czy podobnie wyglądał przed swoimi śmierciożercami. Czy taki obojętny wyraz twarzy przyjmował, gdy torturował kolejnych ludzi. Skrzywił się na myśl o tym, ale otrząsnął się niedługo po tym, gdy różdżka została przyłożona do jego gardła. — Co...

— Straciłeś czujność, zapewne byłbyś już martwy — odpowiedział spokojnie. Odsunął się i spojrzał na niego surowo. — Jeśli chcesz, żebym cię uczył, wymagam pełnej gotowości. Mroczny Książę nie może dać się zaskoczyć w żadnym momencie. Każdy może zechcieć skrócić cię o głowę.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 17, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Obsessions • TomarryWhere stories live. Discover now