10

2.8K 186 75
                                    

To drugi dodany dzisiaj rozdział, upewnij się, że przeczytałeś pierwszy!

⁺˚*・༓☾              ☽༓・*˚⁺

— Czy mógłbyś mi do cholery wytłumaczyć co się z tobą dzieje?! — Głos Dracona wyrwał go z letargu, gdy po raz kolejny zignorował skierowane do niego słowa. Spojrzał na jego twarz bez wyrazu i wzruszył ramionami. Nie miał siły na kłótnie, nie teraz, kiedy był tak blisko rozpadnięcia się. W duchu prosił go, żeby zostawił go w spokoju, żeby dał mu pobyć samemu z własnymi myślami. Jego ciało trzęsło się mimowolnie, zauważył to, gdy spojrzał na swoje dłonie. Ataki paniki towarzyszyły mu często od tamtego południa. Miał wrażenie jakby całe jego życie było kłamstwem, a on nigdy nie istniał. Chciałby w to nie wierzyć, ale to wszystko brzmiało tak prawdopodobne. Jego magia, która aż tak ciągnęła do tej należącej do mężczyzny okazała się nie należeć do niego, a do Toma Riddle. Jak on cały. Zaśmiał się sarkastycznie. Nie miał życia przez tak długi czas, chorując latami, a gdy w końcu zyskał odrobinę wolności okazało się, że nie należał nigdy do siebie. Ze zawsze był i będzie już uwięziony w jego klatce. Miał ochotę wyć, krzyczeć, zrobić cokolwiek, żeby uwolnić się od niego. To nie był los jakiego chciał, nie był na to przygotowany. Wszystko spadło na niego nagle, a to przeważyło szalę. Czuł, że jego psychika załamała się pod słowami Voldemorta. Pustym spojrzeniem omiótł draco i zaprzeczył skinieniem głowy.

— Nic się nie dzieje, nie rozumiem o co co chodzi. — Jego głos był zachrypnięty. Odchrząknął i okrył się bardziej puchatym kocem, który otulał jego delikatną skórę. Sińce pod oczami, które spowodowane były nieprzespanymi nocami najbardziej martwiły Dracona.

— Nie jesz, nie śpisz, nie chcesz ze mną porozmawiać. To zrozumiałe, że się o ciebie martwię! — podniósł głos. — Może i uważasz mnie za głupiego, ale doskonale wiem, że coś zaszło między tobą i Czarnym Panem. Przecież wiesz, że możesz na mnie liczyć w każdej sprawie. Naprawdę po tylu miesiącach wciąż mi nie ufasz? — mówił coraz ciszej, a złość w jego tonie zastąpił smutek. Zwykły, ludzki strach o przyjaciela, emocja o której odczuwanie nikt w Hogwarcie nie posadziłby aroganckiego Malfoya.

— Zastanawiałeś się czasami co robisz na tym świecie? Kim tak właściwie jesteś? — zaczął powoli, widząc jednak zdziwienie na twarzy kuzyna dodał: — Sądzisz, że przeznaczenie na tym świecie istnieje?

— Zaczynasz gadać jak Pomyluna — zauważył. — Nie wierzę w przeznaczenie, sami decydujemy kim jesteśmy i czym się staniemy. — Zmrużył lekko oczy przez co na jego nosie pojawiła się malutka zmarszczka. — A nawet jeśli przeznaczenie istnieje... To chyba nie bez powodu, no nie? — mruknął ostatecznie. Liczył, że jego słowa chociaż trochę rozchmurzą Charlesa. Ostatecznie pochylił się nad nim i przytulił go. Było to dziwne dla nich obu — nadal nie przyzwyczaili się się do swojego dotyku, ale Draco podejrzewał, że to właśnie wsparcie było teraz najbardziej potrzebne Lestrange'owi. Cokolwiek się stało, było to jego obowiązkiem jako jego przyjaciel. — Więc nie ma się co martwić, nieważne co będzie chciało przeznaczenie, ja zawsze będę przy tobie.

— Dziękuję — uśmiechnął się lekko i odsunął się odrobinę od niego. Zastanawiał się nad tym i nawet jeśli jakimś sposobem był fragmentem duszy Toma Riddle był wciąż osobną jednostką. I jeżeli tego wymagało od niego przetrwanie — znajdzie sposób na zerwanie połączenia między nimi.

⁺˚*・༓☾              ☽༓・*˚⁺

Atmosfera przy śniadaniu była nerwowa, a napięcie wręcz wyczuwalne w powietrzu. Prorok codzienny spoczywał koło talerza, należącego do Voldemorta. Gazeta na pierwszej stronie umieszczone miała zdjęcie Albusa Dumbledora — a pod nim wielki nagłówek, który mówił o stanowczych krokach, jakie należało podjąć, by ministerstwo wciąż pozostało niezależne. Każdy kto znał Riddle'a wiedział, że kontrolował on każdy artykuł jaki miał się tam ukazać, a jednak nikt nie miał odwagi spytać dlaczego pozwolił na to, żeby wywiad z Dyrektorem Hogwartu ukazał się w tak chętnie czytanej gazecie, a dodatkowo na najbardziej rzucającej się a oczy stronie. Zachowanie samego zainteresowanego nie różniło się niczym od przeciętnych śniadań, jakie znosić musiał Charles od przyjazdu na przerwę zimową. Niezrażony ciszą panującą przy stole sięgnął po filiżankę z herbatą, upijając łyk gorzkiej cieczy.

Chłopiec wyglądał już lepiej — stwierdził. To dobrze, ponieważ powrót do szkoły zbliżał się wielkimi krokami, a on potrzebował, żeby Lestrange pozostawał całkowicie skupiony na nauce. Sam nie wiedział czemu powiedział mu o tym tak szybko, pierwotnie chciał poczekać z tym aż młodszy dojrzeje, wykaże się siłą i wiedzą, a jednak nie chciał już dłużej czekać. Ból, który widział na twarzy chłopca cieszył go, sprawiał mu satysfakcję fakt, że to on starł z jego twarzy obojętność, którą próbował ukazywać. Jego plany mogły poczekać. Nieważne jakie kroki Jasna Strona próbowała, zawsze był nad nimi górą. Charles był jego kartą przetargową, którego prawdziwa tożsamość po ujawnieniu pozwoliłaby na pociąganie za sznurki samym Dumbledorem. Nie skrzywdziłby syna swojego ucznia, wybrańca z przepowiedni, chłopca, którego śmierć opłakiwało tak wiele osób. Był przebiegły, zapewne w równym stopniu co on, ale to zachwiałoby jego wizerunkiem nadziei opozycji. Próbowaliby go odzyskać, a wtedy Charles Lestrange go zabije.

Uśmiechnął się do siebie pod nosem. Wtedy już nic nie będzie stało na jego drodze, a czarodziejska Anglia nareszcie będzie w dobrych rękach. Już nic nie mogło mu przeszkodzić, gdy trzymał w mocnych objęciach swój klucz do sukcesu. Chłopiec nie wiedział jeszcze co go czekało.

Jego książę zamyślony opierał głowę na dłoni. Wyglądał teraz tak niewinnie i zupełnie nie przypominał zabójczej broni jaką miał się stać.

⁺˚*・༓☾              ☽༓・*˚⁺

Rzucam wam taki króciutki rozdzialik w ramach mojego ostatniego braku weny. Teraz inspiracja wróciła i planuję opowiadanie zakończyć. Rozdziały będą krótsze, ale będą częściej. Myślę, że każdemu będzie to odpowiadać. Do następnego x

Obsessions • TomarryWhere stories live. Discover now