6

3.2K 244 39
                                    

Pansy Parkinson zwróciła na niego uwagę już w pierwszych tygodniach. Wyróżniał się z tłumu nie tylko swoim nazwiskiem; jako pierwsze i jedyne dziecko rodu Lestrange oraz potomek Blacków mógł poszczycić się czystą krwią i pozycją wśród reszty ślizgonów, ale również swoją inteligencją — zdobywanie punktów dla domu węży przychodziło mu z niebywałą łatwością. Obserwowała go podczas każdej lekcji, zajmując miejsce tuż za nim. Początkowo jak każdy spodziewała się rywalizacji między nim, a Hermioną Granger, brudną i przemądrzałą szlamą. Oboje dążyli do bycia najlepszymi, a jednak to Charles jako jedyny zareagował, gdy dziewczyna rozpłakała się po zniszczeniu jej eliksiru, gdy Ron Weasley przypadkowo dorzucił gałązki waleriany do jej kociołka. Gryfońska lojalność i odwaga powinna odezwać się, gdy Severus Snape ośmieszył jedenastolatkę przed całą klasą. Właśnie wtedy zobaczyła ten nieprzyjemny, chłodny wyraz twarzy na twarzy niskiego chłopca, który po chwili zamienił się w zdawkowy uśmieszek. Jego oczy jednak mówiły wtedy coś innego. Jego dłoń początkowo zacisnęła się na szacie Dracona, który zdziwiony spojrzał na niego.

Znała Malfoya od urodzenia — ich rodziny przyjaźniły się od zawsze. Dlatego też wiedziała jak rozpieszczony blondyn był. Miał wszystko czego zapragnął, a jednocześnie nie miał nigdy przyjaciół. Był zdystansowany od innych, czując swoją wyższość nad nimi. Tak został wychowany przez Lucjusza — był to główny powód jej zainteresowania Lestrage'm. Zastanawiało ją co takiego wyjątkowego było w tym chłopcu, że Draco uznawał go za równego sobie i łaknął jego uwagi. Liczył się z jego zdaniem bardziej niż z innych, chociaż z tego co wiedziała znał go krótko.

— Profesorze Snape — zaczął Charles, wstając od swojej ławki. Wzrok innych spoczął na nim, na co chłopak odrobinę się skrzywił. Nadal nie znosił być w centrum uwagi, działanie z boku zdecydowanie mu wystarczało, ale musiał to znieść. Jego plan był ważniejszy niż osobiste preferencje — dostał tak wielką szansę, żeby zaistnieć, że nie mógł jej zmarnować. To on miał przewodniczyć Czarnemu Panu w murach szkoły, nieważne jak mężczyzna był dla niego niezrozumiały — to było ważne dla jego rodziny, a on był zobowiązany do chronienia jej, nie wątpił, że jego matka i ojciec zostaliby ukarani za jego niekompetencję. — Nie było to winą Hermiony, jestem przekonany, że to był zwykły wypadek, dodatkowo spowodowany przez jej kolegę. Jeśli nie byłoby to problemem mogę pomóc uwarzyć jej eliksir ponownie, ponieważ ukończyłem już swój. Gdybym zorientował się wcześniej prawdopodobnie mógłbym temu zapobiec, więc oo części to moja wina. Pomoc Hermionie będzie w takim wypadku sprawiedliwa, czyż nie, profesorze?

Spotkał się spojrzeniem z tym należącym do Severusa, a jego umysł i serce miało ochotę zacząć krzyczeć. Ten wzrok — zimna złość, którą widział na twarzy Lily, gdy na piątym roku wyzwał ją w najgorszy możliwy sposób, gdy ona próbowała mu pomóc. Chciał się odezwać, zbesztać swojego ucznia za bezczelność, ale nie był w stanie. Zgodził się krótkim kiwnięciem głową, wciąż patrząc na chłopca. Wspomnienia, których tak próbował się pozbyć od lat zaatakowały go z podwójną siłą. Podparł się ręką biurka, czując, że za chwilę opadnie na kolana. Nie mógł pozwolić sobie na chwilę słabości, szczególnie nie teraz.

— Róbcie co chcecie, ale jeśli nie skończycie eliksiru w dwadzieścia minut dostaniecie po trollu — warknął, siadając przy biurku. Większość uczniów kończyła już pracę, więc mógł pozwolić sobie na chwilę spoczynku. Sięgnął drżącą dłonią do referaty krukonów. Co jest, do cholery, z tym chłopakiem nie tak? — zastanawiał się, ściskając pióro w pięści. Przez moment miał wrażenie, że jego magia napierała na niego, poczuł wtedy jak powietrze gęstniało wokół niego i był przekonany, że nie było to wyłącznie złudzeniem. Powinien powiedzieć o tym Dumbledore'owi, ale nie chciał tego robić, jeszcze nie teraz. Najpierw musiał przekonać się czy to prawda, a wtedy zrobi wszystko by odzyskać jej syna, choćby miało kosztować go to życie.

Ignorował szmery w klasie i z szerokim uśmiechem i iskierkami w oczach podszedł do dziewczyny, która ocierała policzki z łez wierzchem dłoni. Nie rozumiała jaki interes w pomocy jej miał, ale dzięki niemu miała szansę jakoś uratować sytuację. Stanął przy biurku obok niej i wyciągnął spod stolika. Wyczyścił zaklęciem kociołek i zaczął w ciszy powtarzać napisany na tablicy przepis. Hermiona przyglądała mu się przez chwilę, ale nie zauważyła żadnych złych intencji czy fałszu wypisanego w jego oczach.

— Charles... Tak właściwie dlaczego mi pomagasz?

— Oh, a tak nie robią rywale? Nasza gra nie będzie wtedy aż tak zabawna, jeżeli nie będzie fair.

⁺˚*・༓☾              ☽༓・*˚⁺

Deszcz nie przestawał padać już od kilku dni. Jesień zagościła w Hogwarcie na dobre, gdy w zeszły poniedziałek ostatni liść bijącej wierzby zabarwił się ciepłymi kolorami. Wszystko szło po jego myśli — Granger zapalała do niego sympatią, jednocześnie odcinając się od swojego domu. Nie znalazła w nim przyjaźni i wsparcia, przyszło ono za to z najbardziej nieoczekiwanej strony. Początkowo martwił się o swój status wśród ślizgonów, ale nikt nie wracał do sytuacji, która wydarzyła się na eliksirach. Draco naprawdę nie był zadowolony, gdy do ich towarzystwa dołączyła nie tylko szlama, ale także Parkinson. Sam fakt, że Charles dobrze się z nimi dogadywał i bez słowa sprzeciwu przyjął ich obecność, ba!, nawet się ucieszył, irytowało go.

— W końcu będę mógł porozmawiać z kimś kogo interesuje nauka — wytknął mu prosto w twarz, gdy siedzieli pewnego wieczora w bibliotece. Kończył swój referat z transmutacji, ze znużeniem przepisując informacje ze znalezionego, opasłego tomu. Spojrzał w kierunku kuzyna nieprzychylnym wzrokiem.

— Tak, bo historia goblinów z dziewiętnastego wieku jest szalenie pociągająca — przewrócił oczami, ale i tak zajrzał przez ramię Charlesowi do otwartej przez niego książki. Poczuł jego delikatny zapach i ciepło bijące od jego ciała. Oparł głowę na nim i przymknął oczy. Nigdy nie okazywali sobie zbytnio bliskości, a jeśli już inicjował ją Draco. Oboje musieli przyzwyczaić się do obecności drugiej osoby w swoim życiu.

— Spadaj, jesteś za ciężki — mruknął łagodnym głosem, zaczesując palcami włosy do tyłu. Kosmyki łaskotały blondyna w szyję.

— Gdybym to ci przeszkadzało potraktowałbyś mnie jakąś paskudną klątwą.

— Wszystko przed tobą Draco — skwitował z uśmiechem, kręcąc niedowierzająco głową. Znalazł przyjaciół, których zawsze tak bardzo mu brakowało. Wieczorów jak ten było coraz więcej.

Obsessions • TomarryWhere stories live. Discover now