Konfrontacja

166 12 6
                                    

Stali u podnóża wielkich schodów zbudowanych z białego kamienia, gdzie doprowadził ich oddział strażników, krótko po tym, jak przekroczyli mury zamku. Więźniom kazano stanąć w jednym rzędzie. Po lewej stronie Amandy znajdował się Edwar, po prawej Corey, a obok niego przystanął Darius. Każdy z nich zakuty w kajdany. Natomiast dziewczyna z całych sił ściskała swój kostur, starając się znaleźć w nim oparcie.

Kamienne schody zajmowały jedną trzecią sali tronowej, wokół której zgromadziły się elfy, zajmując przestrzeń między marmurowymi kolumnami, oplątanymi przez zwiędłą roślinność.

Wśród elfów Amanda dostrzegła dowódcę oddziału, który ich pojmał, choć miała problem w ich rozróżnianiu. Wszyscy wydawali się jej podobni, zwłaszcza, że uroda mężczyzn była równie delikatna, co kobiet.

W sali znajdowali się również ludzie – niewolnicy i służący, kobiety, mężczyźni, a nawet dzieci, niektórzy z nich mieli ciężkie, skórzane obroże u szyi przypięte do srebrnych łańcuchów. Amandzie bardzo nie podobał się ten widok.

Na szczycie schodów znajdował się piękny kryształowy tron, na którym zasiadał nikt inny, jak sama Eirini – królowa elfów. Podniosła się z tronu i Amanda mogła się przekonać, jaka jest wysoka i szczupła. Bił od niej blask, a włosy zdawały się płonąć żywym ogniem. A może to tylko sprawka promieni słońca wpadających przez strzeliste okna za jej plecami? Samym wyglądem wzbudzała strach. To nie była dobra królowa, o jakich Amanda słyszała w bajkach. Eirini uśmiechała się, ukazując swoje lśniące białe zęby. Amanda była ciekawa, czy jej również Edwar powiedziałby, że ma piękny uśmiech. Ten nie miał nic wspólnego z pogodą ducha. To był zły uśmiech, przebiegły i zdradliwy.

– Proszę, proszę. – Królowa zaczęła klaskać w dłonie. – Kogo to widzą moje piękne oczy. Mała czarownica z wielkim kijem. – Zaśmiała się i zaczęła powoli schodzić po schodach. Amanda skupiła na niej wzrok. Królowa ubrana była w błękitną suknię, okalającą jej piękne ciało. Ruchy miała kocie i, jak wszystkie elfy, poruszała się zwinnie i cicho.

Amanda była przerażona. Wiedziała, że będzie się musiała zmierzyć z królową, jednak nie sądziła, że stanie się to tak szybko. Niewiele się zdołała nauczyć. Nie wiedziała jaką moc ma kostur. Nic nie wiedziała.

– Mała czarownica z wielkim kijem i z pożałowania godną eskortą – dodała królowa, gdy już stanęła przed więźniami. – To ma być cała twoja armia? Z tymi kreaturami chcesz obalić moje rządy? – Znów się zaśmiała. – Młody czarownik, któremu jeszcze nie wyrósł zarost, nie mówiąc już o zdolnościach magicznych, i ze złamaną laską czarodzieja. Rycerz bez twarzy i bez honoru, który zamiast zostać w królestwie i zginąć za swojego króla, uciekł gdzie pieprz rośnie.

Amandę zastanowiło, skąd Eirini wie to wszystko o jej przyjaciołach. Jednak nie śmiała spytać.

– No i wreszcie twój upadły Anioł Stróż – wypowiadając te słowa, elfka stanęła blisko Dariusa.

Darius przekręcił lekko głowę, którą do tej pory cały czas trzymał skuloną, wpatrując się intensywnie w podłogę. Na krótką chwilę spojrzenia Amandy i Dariusa spotkały się, jednak on szybko opuścił głowę z powrotem. Amanda widziała, jak zaciska ze wściekłości szczękę oraz pięści. Gdyby nie ciężkie kajdany z wyrytymi runami na jego nadgarstkach, pewnie już rzuciłby się królowej do gardła.

– Na bogów! – krzyknęła Eirini wesoło. – Dariusie, ty mały diable. Nic nie powiedziałeś swojej ślicznej podopiecznej?

Królowa naparła dłonią na plecy Dariusa dokładnie w tym miejscu, gdzie znajdowała się blizna po jego skrzydle. Mężczyzna skrzywił twarz, ból zmusił go do uklęknięcia, a z jego ust wydobył się gardłowy warkot. Włosy opadły mu na twarz.

Amanda ✔Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu