Urodziny

261 29 25
                                    

Zamek – wybudowany na wzniesieniu, otoczony fosą i gęstym lasem. Górował nad płaskim terenem. Wyglądał dostojnie, ale i samotnie. Wysokie i strzeliste wieże nadawały mu surowego wyglądu. Jednocześnie mieniły się w słońcu dzięki szklanym ścianom.

W najwyższej wieży, na jednej z górnych kondygnacji, przy jednej z takich szklanych ścian stała postać. Z początku niewyraźnie majaczyła z oddali pomiędzy kolejnym przebłyskami promieni odbijających się od gładkiej powierzchni. Jednak z każdą kolejną chwilą stawała się wyraźniejsza, a jej rysy ostrzejsze. Była wysoka, smukła, ubrana w długą, ciemną suknię. Kobieta stała bokiem do szyby. Jedną ręką obejmowała się w pasie. Drugą, zgiętą podpierała swój podbródek. Wyglądała na zamyśloną. Jej długie włosy, upięte wysoko odkrywały zgrabną szyję i spiczaste ucho. Włosy miały kolor żywego ognia.

Kobieta otworzyła przymknięte oczy. Odwróciła głowę i spojrzała chłodno przez szybę prosto na Amandę.

Dziewczyna podniosła się do siadu. Zamrugała kilka razy, próbując przyzwyczaić wzrok do półmroku panującego w izbie. Choć noc należała do chłodniejszych, to ona była jednak cała spocona. Śniło jej się coś. Nie mogła sobie przypomnieć, co to było. Niby nie koszmar, ale czuła wewnętrzny niepokój.

Westchnęła ciężko. W całej tej podróży najbardziej doskwierał jej brak codziennej kąpieli. Od przejścia rzeki, ani razu nie natknęli się na żadne źródełko bądź jezioro. Liczyła na to, że choć tutaj uda się jej porządnie umyć przy studni obok chaty, ale i to nie było jej dane. Pilnowana ciągle przez Dariusa bądź Edwra nie mogła pozwolić sobie na dokładne odświeżenie. Prędzej umrze z braku higieny, niż zabiją ją elfy.

Rozejrzała się po izbie. Edwar siedział na sienniku, oparty o ścianę, z założonymi rękami na piersi. Drzemał. Pewnie zasnął, próbując udowodnić Dariusowi, że wcale nie jest zmęczony i że może trzymać wartę. Anioła nie było w chacie. Za to przy stole siedział Corey. Pochylony nad księga zaklęć oświetloną słabym płomieniem świecy, przeglądał kolejne stronice.

Amanda odsunęła pościel. Przyjemnie było spać dla odmiany w  łóżku, zamiast na twardej ziemi przy ogniu. Dotknęła bosymi stopami desek. Na ramiona zarzuciła pelerynę Edwara. Bezszelestnie podeszła do Corey'a. Położyła dłoń na ramieniu młodzieńca, w wyniku czego drgnął. Spojrzał na nią zaskoczony i posłał jej szeroki uśmiech.

– Nie możesz spać, Pani? – spytał.

– Miałam dziwny sen. – Odwzajemniła uśmiech i usiadła przy stole na drugim krzesełku. – I proszę, mów do mnie Amanda.

– Darius robi obchód wokół chaty, gdybyś go szukała.

Amanda przytaknęła, po czym przyjrzała się księdze zaklęć.

– Co robisz? – Ruchem głowy wskazała tomisko leżące przed chłopakiem.

– Przeglądam księgę. Próbuję zapamiętać z niej, jak najwięcej, skoro zamierzacie zabrać ją ze sobą.

– Można się z niej nauczyć magii? – Amanda przyciągnęła lekko książkę w swoją stronę. Przejechała palcem po literach zapisanych na jednej ze stronic. Części słów zapisanych piękną kaligrafią nawet nie rozumiała.

– Niezupełnie. Zawiera różne zaklęcia, które pomagają okiełznać magię. Są tu też przepisy na eliksiry oraz opis ziołolecznictwa. – Głos Corey'a był spokojny i głęboki.

– Jak to jest, czarować? – Amanda spojrzała na chłopaka. Gdy się uśmiechał, wokół jego ust pojawiały się delikatne bruzdy. Oczy miał jasne i duże. Amanda stwierdziła, że jeszcze rok może dwa, trochę zmężnieje i będzie bardzo przystojny.

Amanda ✔Where stories live. Discover now