Żar

129 10 2
                                    

Wrócili z powrotem do zamku, kiedy już kolejny dzień budził się do życia.

Nie udało im się uratować wszystkich. Amanda nie była w stanie wskrzesić do życia tych, którzy zginęli w czasie walki z elfami, nim ona przybyła na pole bitwy. Na szczęście jednak ofiar nie było dużo, zwłaszcza że elfy traciły siły równocześnie jak słabła Eirini. Pokonane i zdziesiątkowane zostały zakute w żelazne kajdany i łańcuchy, a następnie poprowadzone do zamku przez ludzi Gowana oraz magów, gdzie miały zostać zamknięte w lochach razem z ich królową.

Uzdrawianie rannych zajęło Amandzie cały wieczór. Skończyła dopiero, gdy księżyc był już wysoko na niebie. Pomogła nawet dwóm rannym wilkorom, których sierść lśniła w blasku księżyca pod wpływem jej magii. Syciły się nią, ale nie pasożytowały się na niej jak elfy.

Zarówno Edwar, jak i Darius nalegali, żeby przenocować w wiosce. Widzieli, że Amandę ogarnia coraz większe zmęczenie, a każde kolejne uzdrowienie wymagało od niej rozkaz więcej wysiłku. Jednak ona nie chciała o tym słyszeć. Odczuwała pewien niepokój na myśl, że zamek jest pusty i niestrzeżony, a przebywa w nim Eirini. Wprawdzie była zamknięta w lochu, skuta i pozbawiona mocy, ale Amanda wolała nie przebywać poza zamkiem zbyt długo. Dlatego gdy tylko uleczyła ostatnią osobą, poprosiła Dariusa, żeby wrócili do zamku.

Takim oto sposobem znaleźli się w zamku jeszcze przed świtem, razem z Edwarem, Gowanem, Corey'em, Danai oraz kilkoma jeszcze poddanymi, których do zamku przewiozły wilkory na swoich grzbietach.

– Te bestie są szybsze niż wszystko inne na czym dane było mi jeździć w całym swoim życiu – sapnął Edwar, wchodząc z przyjaciółmi do sali tronowej. – I niby takie puchate, a wcale nie są wygodne – narzekał dalej, choć tak naprawdę udało mu się nawet zdrzemnąć na szerokim cielsku Ionhara.

Gowan położył dłoń na ramieniu syna, gdy stanęli u podnóża schodów, prowadzących na szczyt, gdzie znajdował się tron i spojrzał na niego, uśmiechając się przy tym pobłażliwie, a następnie ruchem głowy wskazał Amandę.

Królewna powoli wspinała się po schodach, a za nią kroczył Darius. Amanda nareszcie poczuła ulgę. Wreszcie mogła przebyć te schody nie czując na sobie pełnego nienawiści spojrzenia Eirini. Nie czuła się już zagrożona. Z jej barów spadł ogromny ciężar.

Zamek znów żył i emanował magią, a promienie wschodzącego słońca rozświetlały salę tronową, dając prawdziwy świetlny pokaz.

Obok Edwara przystanęli Corey i Danai. Młody mag opierał się o laskę, która powierzyła mu Amanda. Cała czwórka przyglądała się jak, królewna obchodzi tron, delikatnie muskając go palcami. Następnie ostrożnie, jakby bojąc się, że rozsypie się w drobny pył, Amanda usiadła na nim. Magia wezbrała w niej jeszcze mocniej niż do tej pory. Przemknęła przez jej ciało niczym fala tsunami, ale zamiast zniszczenia pozostawiła po sobie błogi spokój.

Przepowiednia się wypełniła.

Pierwszy na kolano padł Gowan, za nim Edwar i pozostali. Nawet Darius.

– Wstańcie, proszę. – Głos Amandy rozniósł się echem po sali.

Podniosła się gwałtownie, chcąc dać im wyraźnie do zrozumienia, że nie muszą klęczeć przed nią. Jednak w tym samym momencie poczuła, jak ogarnia ją niemoc i ciemność. Zakręciło się w jej głowie i upadłaby na posadzkę, gdyby nie refleks Dariusa. Doskoczył do Amandy w ostatniej chwili i przytrzymał, podczas gdy pozostali zerwali się na równe nogi. Edwar wbiegł kilka stopni w kierunku tronu.

– Co z nią? – zapytał rycerz z wyraźna nutą lęku w głosie.

Darius wsunął rękę pod kolana Amandy i uniósł ją. Przyjrzał się uważnie jej twarzy ukrytej w jego ramieniu.

Amanda ✔Where stories live. Discover now