Rozdział XXIX

9.3K 212 129
                                    

LAURA.
Kiedy w końcu przestałam się gniewać na Dona, zrozumiałam, że nawet przez chwilę nie zastanowiliśmy się nad tym, jak nazwać nasze dzieci. Kompletnie oszalałam. Rodząc Stellę, miałam wszystko zaplanowane, oczywiście jak to ja, nawet nie zapytałam czy Kolorowemu podoba się imię. Wybrałam i już. Teraz jednak szczęście było podwójne, a Massimo nie był jak Nacho, ugodowy. Mój  mąż lubił decydować, ostatnie słowo musiało być jego.
- Luca zostaje – W tej kwestii nie było dyskusji. Zmartwiło mnie to, że twarz Czarnego była kompletnie wyprana z emocji – co się stało? – od razu zapytałam.
- Lauro, nie wiem czy to dobry pomysł... – niepewność nie leżała w naturze mojego męża więc zdziwiłam się.
- Dlaczego? – tylko na to pytanie, było mnie stać.
- Luca miał nazywać się nasz zmarły syn... Domenico chyba by mnie uszczęśliwić, nazwał tak swojego syna. Każdego dnia bez Ciebie... patrząc na małego Lucę, myślałem o tym, że to powinien być... nasz syn... – był szczerze poruszony, ale ja i tak już postanowiłam.
- Posłuchaj Massimo, ten maleńki chłopczyk – wskazałem palcem na małe zawiniątko – będzie się nazywał Luca, jak Twój dziadek – starałam się by mój głos brzmiał pewnie, chociaż gdy myślałam teraz o straconym synu i wszystkim co się potem stało, miałam ochotę płakać – zawsze miał się tak nazywać. Tym razem nie będziesz patrzył na niego z boku, będziesz go wychowywał, bo to Twój syn... – ujęłam jego dłonie i zajrzałam w jego oczy – będziesz go wychowywał ze mną i nikt już nigdy Ci nas nie odbierze... – miał zaszklone oczy, kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć. Dodałam więc tylko – obiecuję...
- Dobrze Lauro – powiedział krótko. Czekałam na coś więcej, niestety był nieobecny.
- A dziewczynka? Ja już jedną naszą córkę nazwałam jak chciałam... – powiedziałam figlarnie – teraz Twoja kolej Don. Przez chwilę się zastanawiałam czy wróci do mnie.
- Anna zatem... – powiedział wyrwany z zamyślenia. Widząc mój wyraz twarzy, dodał szybko – moja mama nazywała się Anna. Jeśli Ci się nie podoba....
- Podoba, kochanie... – przerwałam mu szybko i uspokoiłam się. Widziałam w jego twarzy zmieszanie. Wiedziałam, że to dla niego ważne.
- Anna Klara? – zapytał niepewnie, chcąc pewnie kolejny raz mnie uszczęśliwić. Popatrzyłam na niego i zaprzeczyłam  jednym ruchem głowy. Klara absolutnie nie, myślałam. Kocham moją mamę, ale miałam inny pomysł.
- Anna Sole – powiedziałam cicho.
- Anna Sole? – Czarny powtórzył. Wyglądało to tak jakby sprawdzał, jak brzmi to na języku.  
- Tak kochanie Anna Sole, Anna jak Twoja mama. Sole, oznacza w Twoim języku słońce... – rzuciłam mu nieśmiały uśmiech – mamy już naszą gwiazdeczkę... Teraz będzie i słoneczko. Co Ty na to?
- Podoba mi się – pierwszy raz dziś uśmiechnął się do mnie szczerze. Bez namysłu złapałam go za rękę i pociągnęłam w moja stronę. Szybko zrozumiał o co mi chodzi. Pozwolił swoim ustom znaleźć moje. Pocałunek był namiętny, a język Czarnego wyprawiał ze mną niepojęte rzeczy. Kompletnie straciłam dla niego głowę.
- Chce Was zabrać do domu maleńka, nie mogę się doczekać kiedy w końcu rozpocznie się to na co czekałem całe życie – przerwał pocałunek i oparł swoje czoło o moje.
- A więc jeszcze się nie zaczęło? – powiedziałem udając obrażoną.
- Zaczęło mała – przytulił mnie mocno do swojej piersi - ale dopiero teraz, uświadamiam sobie co to znaczy...

Przez sześć kolejnych miesięcy ja i Don spotykaliśmy się głównie w sypialni. Dużo pracował i czasami wyjeżdżał. Nie przeszkadzało mi to, bo nie zostawił mnie samej, na dłużej niż dwa dni.  Byłam pochłonięta trójką naszych dzieci i moimi nowymi kolekcjami. W końcu wróciłam do tego co kochałam i chciałam odciążyć Olo, Domenico i moją matkę. Dużo mi pomogli i byłam im wdzięczna, ale teraz to ja musiałam wreszcie sprowadzić mój harmonogram na odpowiednie tory.
Bycie mamą to nie łatwe zadanie, bycie mamą bliźniaków tak różnych od siebie i zazdrosnej Stelli, to prawnie niewykonalne. Czasami płakałam z bezsilności, albo zwyczajnie wyżywałam się na Czarnym. Nie było prostego wytłumaczenia na moje zachowanie i nikt nie wiedział kiedy wybuchnę. To po prostu się działo. Pierwsza awantura z Donem była najgorsza. Wiem dziś, że miał rację, ale i tak nigdy się do tego nie przyznam. Chodziło o dzieci. Massimo chciał, żeby ich pokój był obok naszego, ja uparłam się, żeby mieć oboje przy sobie. Dlatego też zleciłam by łóżeczka znajdowały się w sypialni. Tak też oczywiście się stało, Stella źle to zniosła. Dlatego, Czarny pozwolił jej sypiać z nami, żeby było sprawiedliwie. Było nas pięcioro w sypialni i wiem, że mój mąż ciężko to znosił, nawet jeśli kochał nasze dzieci z całego serca. Prywatność, czy intymność kompletnie znikły z naszego życia. Po kilku tygodniach Massimo przestał szukać mojej bliskości w naszym łóżku, zwyczajnie dlatego, że gdy tylko starał się mnie dotknąć któreś z bliźniaków się budziło, albo Stella miała koszmary. Mnie to śmieszyło, mojego męża wyprowadzało z równowagi. Zazwyczaj następnego ranka schodziłam do biblioteki, tylko po to by Don w końcu mnie przytulił, bez naszych czujnych dzieci.

365 możliwości.On viuen les histories. Descobreix ara