Rozdział V

7.7K 111 2
                                    

LAURA
Jadąc po Stellę płakałam, ledwo byłam w stanie zobaczyć drogę. W mojej głowie dalej słyszałam słowa lekarza:


„Pani córka, będzie musiała przyjeżdżać tu co drugi dzień na kilku godzinny zabieg hemodializy"


„Teoretycznie Pani Lauro po otrzymaniu takiej dawki mocznika zdrowy organizm nie powinien już żyć"


„Nawet ja, jako lekarz dalej nie wierzę, że pozornie zdrowe dziecko może mieć tak zatruty organizm"


„Dziś zostawię Panią wraz z rodziną, ale jutro trzeba będzie założyć jak najszybciej cennik do hemodializy"


„Nie mamy możliwości zrobienia biopsji, ponieważ nerki Pani córki uległy znacznemu zniszczeniu"


„Potrzebny będzie przeszczep rodzinny, tylko w taki sposób możemy pomóc małej, oczywiście zdaje sobie Pani sprawę z tego, że Pani stan zdrowia całkowicie wyklucza Panią z kręgu osób które mogą oddać organ małej"


Miałam dwadzieścia dwa nie odebrane połączenia od Kolorowego, niewiele interesował mnie w tej chwili on czy jego poranne spotkanie. Wszystko straciło sens. Moja ukochana córka, moja Gwiazdeczka od jutra miała cierpieć przez nie wiadomo ile czasu, możliwe, że przez całe życie, a ja nie mogłam jej w żaden sposób pomóc. Nie mogłam wziąć tego bólu i troski na siebie, umarłam tysiąc razy tego południa.


Weszłam po nią do przedszkola, nie wiem jak pokonałam ten odcinek na własnych nogach, bo szczerze mówiąc nie czułam mojego ciała. Ujrzawszy mnie na jej twarzyczce pojawił się cudowny śmiech, a potem obdarowała mnie najsłodszym buziakiem jaki tylko mama może sobie wyobrazić. Mocno przywarłam do niej tuląc ją z całych sił.


- Kocham Cię Stello - powiedziałam dławiąc się własnymi łzami.


Wzięła moja twarz w swoje małe rączki.


- Ja Ciebie też kocham mamusiu - powiedziała szczerze , po czym ruszyliśmy na zewnątrz.


W dwadzieścia minut dotarłam do domu gdzie czekała mnie rozmowa, na którą nie miałam sił , była jednak nieunikniona.


- Idź do pokoju Stello, pobaw się troszkę, albo pooglądaj telewizję, mama musi porozmawiać z tatą, a potem naszykuje coś dobrego na obiad. Co Ty na to? - niepewnie uśmiechnęłam się do niej, udając w najgorszy z możliwych sposobów wewnętrzny spokój. Energicznie przytaknęła głowa, a potem znikła i chwilę potem usłyszałam głosy dochodzące z tv.


Stałam tak dłuższą chwilę nie wiedząc co ze sobą zrobić, aż w końcu ruszyłam do gabinetu Nacho. Stałam przed drzwiami wpatrując się w nie, już miałam zamiar je otworzyć, gdy to on zrobił to za mnie.


- Lauro? Co robisz? Jesteś blada ... - złapał mnie za dłoń i wciągnął do pomieszczenia.


- Nic mi nie jest, musimy porozmawiać - zaczęłam.


Chciałam już zacząć mówić o Stelli i o tym co ją spotkało. Musiałam zilustrować przed nim to co nas czeka w najbliższym czasie, ale on zaczął więc postanowiłam poczekać.


- Dziewczynko dzwoniłem i dzwoniłem, a Ty nie odbierałaś - wyraz twarzy miał nijaki - nie możesz zachowywać się tak jak tego ranka.


Żartował? Prawda? Nie wierzę. Co to w ogóle ma znaczyć. Powtórzyłam jego słowa, a gniew wybierał się we mnie.


- Nie mogę zachowywać się w ten sposób?


- Do cholery jasnej, Lauro! Nie możesz! To nie jest zabawa, a interesy. To coś co Cię nie dotyczy!! - Nacho nigdy na mnie nie krzyczał, tak jak czynił to w tej chwili. W przypływie gniewu ostatecznego wstałam i ja również zaczęłam krzyczeć.

365 możliwości.Where stories live. Discover now