Rozdział VII

7.2K 133 12
                                    

MASSIMO
Wracając z klubu, zadzwoniłem do Mario, odebrał po pierwszym dzwonku.


- To dziś, szykuj się - powiedziałem rzeczowo, wiedział o co chodzi.


Rozłączyłem się szybko i szykowałem się na przedstawienie. Domenico czekał w domu z pełnym raportem. Prawie wyskoczyłem z auta widząc podjazd. Ten wieczór miał okazać się w końcu przyjemny, czekałem na to prawie tydzień i to było naprawdę za długo. W klubie chciałem sobie umilić czas, niestety - nie wyszło, od cudownie niewinnej blondynki o niebieskich oczach dostałem najgorszą laskę na świecie, chyba lepiej było zabawić się własną ręką, oszczędziłbym jej i sobie rozczarowania, a tak, na dodatek musiałem znosić jej łzy. Nic mnie nie zadowala, ale za chwilę będę miał coś o czym marzę od dawna, o tak- pomyślałem. Szybkim krokiem wszedłem do biblioteki, czekał na mnie drink i Domenico siedzący na kanapie.


- Witaj Don, wszystko jest gotowe. Oczekujemy tylko Mario i możemy przystąpić do działania - pragnął tego tak samo jak ja, a przy okazji był z siebie dumny, ja też byłem z niego dumny, ale nie potrafiłem mówić nikomu takich rzeczy, więc zachowałem to dla siebie. - zaplanowałam wszystko w piwniczce, to najlepsze miejsce w domu , akustycznie jest idealne.


- Tak zgadzam się z Tobą, to idealne miejsce - uśmiechnęłam się do niego. Mój telefon zawibrował - To Mario, możemy iść - ruszyłam do drzwi.


On też ruszył za mną. W drzwiach biblioteki usłyszałam jego głos, odwróciłem się.


- Don... - mój wyraz twarzy, dał mu do zrozumienia iż czekam na to co chce mi powiedzieć - Laura dzwoniła do Oli dziś.


- Coś się stało? - zapytałem od razu, bez tchu.


- Nie Massimo, Laura zapytała o Ciebie i kazała Ci uważać na siebie, to co zdziwiło Ole to ... - przerwał i patrzył na mnie.


- To? - byłem bardziej poruszony tym co Ona powiedziała, niż tym co miało się wydarzyć w piwniczce za chwilę.


- Nie rozmawiasz z nią od bardzo dawna , a jednak chciała by Olo przekazała mi te wiadomość, ponieważ wiedziała ...


- Wiedziała, że mi powiesz?


- Tak, to ostrzeżenie Don, to więcej niż pewne. Laura coś odkryła, albo Matos jej powiedział, którykolwiek ze scenariuszy jest prawdziwy, Ona chce żebyś żył - powiedział Domenico z widocznym entuzjazmem.


- Dziękuję bracie - uśmiechając się wyszedłem z biblioteki, w holu stał Mario, gdy byłem wystarczająco blisko, zapytał.


- Gotowy?


- Ja urodziłem się gotowy - moja odpowiedź ociekała wyższością - ale na to co się wydarzy czekałem od wielu lat... - ruszyliśmy we trzech do pomieszczeń pod ziemią. Patrzyłem na Domenico, był zadowolony. Czekał na to od bardzo dawna.


W piwnicy czuć było wilgoć i wino, Paul przywitał nas i skierował do odpowiedniego pomieszczenia, sam pozostał na swoim miejscu. Pozwoliłem iść przodem Mario i Domenico, weszli do podziemnego pokoju pełnego wykwintnych butelek wina, na koniec i ja. Zamknąłem stare drzwi. Czas zacząć przedstawienie.


- Witaj bracie - oparłam się o zamknięte przeze mnie wcześniej drzwi.


Mój brat, moja krew, mój bliźniak siedział przede mną.


- Don Massimo... - jego dąrzący głos zdradzał mi jak bardzo się boi - dlaczego tu jestem?


- Bracie, wiesz dokładnie dlaczego tu jesteś. Dam Ci jednak szansę - patrzyłem na niego, tak jakbym patrzył na moje odbicie w lustrze - wyjaśnij mi co robiłeś na Wyspach Kanadyjskich?


- Wybraliśmy się na urlop z Anną - szepnął.


- Zła odpowiedz - rzuciłem od niechcenia i skinąłem głowa do Domanico. Wyciągnął broń i bez mrugnięcia okiem, strzelił w kolano Adriano. Mój brat wył z bólu i przeklinał w naszym ojczystym języku, potem zwrócił się do mnie.


- Jestem Twoim bratem!! - krzyczał.


- Wyjaśnij mi co robiłeś na Wyspach Kanadyjskich? - beznamiętnie powtórzyłam jak z automatu. Adriano opuścił głowę i ciężko dyszał.


- To Anna, Massimo ma jakąś obsesję na Twoim punkcie, spotkaliśmy się z Matosem, żeby zlecić mu Twoją egzekucję... - w tej chwili usłyszałem strzał, a za chwilę ryk bliźniaka, spojrzałem na Domenico, zrobił niewinną minę.


- Co odpowiedział Matos? - to chyba była rzecz która interesowała mnie najbardziej, dlatego też kiedy mój bart się zastanawiał na wziąłem butelkę wina i zacząłem ja otwierać. Mario podał mi korkociąg i dwie minuty potem, nalewałem wspaniale wino do kieliszków dla wszystkich.


- Nie zdarzył, Massimo... Nie zdarzył odpowiedzieć, Twoja żona - poprawił się szybko, moje serce biło mocniej - Jego żona wpadła do gabinetu i była zszokowana nasza obecnością, kiedy wyszła nieźle wkurwiona, Anna zostawiła mu numer i powiedziała „arrivederci" - wziąłem kieliszek i podałem bratu, wziął go ode mnie drżąca dłonią i upił.


- Pamiętasz, to tutaj ojciec układał swoje najcenniejsze butelki wina - mówiąc to, podałem kieliszek wina Mario, a potem także, a Domenico - ojciec kochał wino, był dumny ze swojej kolekcji - wziąłem kieliszek do ręki i wzniosłem toast - Za Ciebie bracie i Twój brak wiary we mnie.


Patrzył na mnie przerażony, jego koniec był tuż tuż, wiedział to. Całe swoje życie było nic nie warte, był robakiem, którego trzeba było zdeptać. Chciał władzy, choć nie potrafiłby nad nią zapanować. Potrafił tylko używać nazwiska rodziny. Wybaczyłem mu zbyt wiele, tym razem nie mogłem. Patrzył mi w oczy, wiedział co go czeka. Postanowił zmienić taktykę. Najlepszą obroną jest ponoć atak.


- Wielki Don Massimo Torricielli, ukochany syn, wspaniałego ojca, który poświęca się na rzecz rodziny - śmiał się histerycznie - rodziny, której sam nie potrafi sobie założyć, ciekawe co by powiedział nasz tata widząc to wszystko - Nie robił na mnie wrażenia, ale wiedziałem co chce powiedzieć, a było na to za wcześnie, Domenico patrzył na mnie błagalnym wzrokiem, widziałem o co prosi. - widząc polską kurwę która zostawia jego ukochanego synusia dla Matosa!!!!


Zachowaj zimną krew, powtarzałem sobie, ale Domenico nie miał tyle samokontroli , strzelil Adriano prosto w głowę.


- Koniec imprezy - powiedziałem chyląc się nad ciałem brata i głaskając go po głowie dodałem - kochałem Cię Adriano - potem wyprostowałem się i ruszyłem do wyjścia, dałem znak Paulowi, ktoś musiał posprzątać.


W holu dałem znak Mario , zrozumiał. Chciałem być sam. Wszedłem do biblioteki i zasiadłem w fotelu.


Nie było mi przykro. Zdradził całą rodzinę wiele razy. Wybaczyłem mu nawet Olge, chociaż wiedziałem jak bardzo się mylę zostawiając go przy życiu. Nie wyciągnął wniosków.


Anna , została ona, musi umrzeć. Tylko tak będę mógł być spokojny. Zbyt wiele zostało wybaczone. Będziesz następną, gdziekolwiek jesteś znajdę Cię - obiecałem sobie.


Lauro, ostrzegłaś mnie i chociaż nic mi nie groziło, czuje się jak w ekstazie. Przysięgałem przed Bogiem kochać Cię i czcić do końca moich dni. Tak będzie zawsze, nikt i nic tego nie zmieni.




365 możliwości.Where stories live. Discover now