Rozdział III

8.2K 122 2
                                    

LAURA
Prawie nie spałam w nocy, opuchnięte oczy szczypią mnie, chce mi się rzygać. Patrzę na drugą część łóżka, poduszka jest idealnie ułożona, pościel po jego stronie nie tknięta, nie przyszedł. Złość wyzbiera się we mnie. Założę dziś cokolwiek - myślę. Wrzucam zwykłe szorty di jeans i podkoszulek na ramiączka. Przeczesuje troszkę włosy. W lustrze widzę okropna wersję siebie. Jest dziesiąta. Maria już dawno zabrała Stellę do przedszkola. Muszę pobiegać, muszę coś zrobić, cokolwiek. Wychodzę z sypialni, mijam pokoik, idąc dalej słyszę ruch w gabinecie Łysego, zwalniam troszkę, o nie nie - dziś nie będę się starać z Tobą rozmawiać, masz oficjalnie przejebane - myślę sobie i znów idę przez dom szybkim krokiem.


Biegam już od piętnastu minut , krew mnie zalewa i wszystko się we mnie gotuje. Dlaczego tak się zachowuje? Czy to moja wina? Po dłuższej chwili przychodzi mi na myśl jedna niedorzeczna rzecz , może to Don? Może się mści? Z nim zawsze wszystko jest możliwe, ale teraz? Po co? Nie - dużo się wydarzyło, ale jest zbyt dumny by używać tanich zagrywek. Postawiam wrócić do domu i skonfrontować się z mężem, może nie powinnam się wtrącać w jego interesy, ale chyba mam prawo widzieć co go gryzie.


Pod domem stoi zaparkowany samochód, to pewnie ten gość o którym mówił mi wczoraj. Ciekawe kto to, auto jest piękne i jakoś kompletnie tu nie pasuje, pasuje za to do wizerunku Massimo. Serce staje mi w piersi, powoli wchodzę do domu i kieruje się mu gabinetowi, słucham o czym rozmawia Nacho i kilka innych osób. Z pewnością słyszę więcej niż 2 osoby. Mówią o jakimś zleceniu, juz chce odejść i nie być przewrażliwioną żoną, która podsłuchuje rozmowy męża, gdy słyszę ten glos, o Boże - serce wali mi mocniej, a ja nie zważając na konsekwencje wchodzę do gabinetu.


- Lauro! Co Ty tu robisz? - mówi w pośpiechu.


- To chyba też mój dom!!! - krzyczę cała się trzęsąc, odwracam się w stronę znajomego głosu, przede mną stoi Don Massimo. Nogi mam jak z waty - Co on tu robi?! - wrzeszczę już w tej chwili , patrzę w głąb, przeraża mnie ten widok, to Anna. Znienawidzona przeze mnie ex mojego byłego męża, patrzę znów na wysokiego Sycylijczyka, to nie on. W tych oczach brak tego co było takie ewidentne w tamtych , to jego brat, to Adriano.


- Witaj Lauro, taka miła niespodzianka - mówi lafirynda, a jej słowa ociekają sarkazmem który już poznałam.


- Dla mnie to nie jest miła niespodzianka - z odrazą odpowiadam kipiąc z nerw.


- Lauro porozmawiamy potem, a teraz musisz stąd wyjść - w głosie Kolorowego brak koloru, słyszę rozkaz i chociaż nogi mam jak wmurowane w podłogę, wychodzę, nie dla niego, a zwyczajnie ponieważ nie wyobrażam sobie przebywania z tymi ludźmi.


Łapę kluczyki od auta, nie mogę tu zostać. Wsiadam i jadę, sama wiem dokąd. Muszę uciekać od tych twarzy, to ludzie o których zapomniałam już dawno, dlaczego wracają? Czego chcą od Łysego? A przede wszystkim czemu on przyjmuje ich w naszym domu? Łzy zbierają mi się pod powiekami. W komórce wybieram numer Marii , dzwonię i uprzedzam ją, że dziś to ja zabiorę Stellę z przedszkola. Potem żegnam się i rozłączam. Już miałam zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że wpadnę z Gwiazdeczką wcześniej niż to było zaplanowane, ale zadzwonił mój telefon. To była klinika, niezwłocznie mnie wzywali. Było dopiero południe, miałam jeszcze półtorej godziny żeby odebrać małą. Dam radę - pomyślałam. Kiedy dotarłam był tłok, podałam moje nazwisko w rejestracji i usiadłam w poczekalni. Naprawdę się zdziwiłam kiedy chwilę potem podeszła do mnie kobieta z recepcji i zaprowadziła do doktora. W gabinecie przywitał mnie lekarz.


- Juan Lopez, miło mi Pani Lauro - był to przyjemny Hiszpan po pięćdziesiątce, miał ciepły wyraz twarzy i przypominał mi mojego ojca


- Witam Pana, Panie doktorze - uśmiechnęłam się do niego ciepło.


- Pani Lauro, kazałem tu Panią wezwać w niecierpiącej zwłoki sprawie - zaczął rzeczowo, a ja przestałam oddychać - niezwłocznie trzeba zacząć hemodializę Pani Biel i modlić się o to by przeszczep nie był konieczny - wierzcie mi na słowo, ja dalej nie oddychałam. Nie mogłam złapać tchu, ale w końcu wydusiłam z siebie.


- Ja miałam przeszczep serca jakieś sześć lat temu czy mój organizm da radę!! - już teraz płakałam, to były niekontrolowane łzy.


- Pani Lauro, proszę się uspokoić - zawołał pielęgniarkę, która pojawiła się natychmiast, poprosił ją szklankę wody dla mnie, ta za chwilę wróciła. Kupiłam łyk chłodnej wody, uspokoiłam się? Z pewnością nie, ale przecież to nie była wina lekarza, on tylko musiał mnie zawiadomić o wynikach. Spojrzałam na niego, dając mu do zrozumienia, że może kontynuować.


- Widzi Pani, to smutne co muszę powiedzieć - urwał, by za chwilę powiedzieć coś, co czego z pewnością się bałam i czego nie chciałam widzieć - mówiąc o zaczęciu hemodializy, nie miałem na myśli Pani, a Pani córkę Stellę Matos.


Zrobiło mi się słabo i chciało mi się rzygać. Nie czułam własnego ciała, jeśli ktoś zapyta mnie o to jak się czuje w tej chwili, to mogę szczerze opowiedzieć - umarłam.


365 możliwości.حيث تعيش القصص. اكتشف الآن