Epilog.

6.8K 167 66
                                    

3 LATA POZNIEJ...

LAURA
- Czy Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, że sama Anna Wintour złożyła Ci propozycję okładki? - głos Olo przebija się przez moje myśli.
- Tak, wiem. Jeszcze nie zdecydowałam co i kiedy z tym zrobimy - odpowiadam jej, patrząc na nasze dzieci, które pluskają się w morzu pod czujnym okiem Domenico.
- Na prawdę uważam, że powinnaś czuć się zaszczycona Lauro! - aż nadto czuje zdecydowane zdegustowanie mojej matki, względem mojej obojętności - taka szansa może się już nie powtórzyć, to wielki zaszczyt.
- Wiem mamo, ale nie bardzo mam ochotę myśleć o tym na wakacjach i to właśnie powiedziałam Annie... - spoglądam na nią spod okularów - zresztą naprawdę sądzę, że to Domenico jako główny projektant powinien dostąpić tego zaszczytu. Czuje się tak, jakbym to okradała.
- On tak nie uważa suko! - prostuje moja najlepsza przyjaciółka.
Wiem, że mój szwagier tak nie uważa. To wspaniały człowiek. W ciągu ostatnich dwóch lat, nasza marka stała się rozpoznawalna do tego stopnia, że bez problemu moglibyśmy konkurować z Versace, albo Dolce&Gabbana. Nasze ubrania nosiły gwiazdy Hollywood i osobistości. Byłam dumna z tego wszystkiego, ale sukces nie należał do mnie, a do brata mojego męża. I choć kierowałam firmą i to ja podejmowałam najważniejsze decyzje, wolałam żyć w mojej bańce. Moje aspiracje zawodowe dalej miały znaczenie i byłam szczęśliwa, ale moje priorytety były zupełnie inne od tych z przed kilku lat. W tej właśnie chwili patrzyłam na nie. Stella która z dnia na dzień coraz bardziej przypominała ojca, dowodziła swoim młodszym rodzeństwem tak, by Domenico nie musiał martwić się o to, że coś im się stanie w wodzie. Nad wyraz rozsądna i opanowana, potrafiąca zachować zimną krew, taka właśnie stała się Gwiazdeczka. Patrząc na nią, dochodziłam często do wniosku, że to ona stanie się kolejnym Donem. Massimo nigdy nie potwierdził, że myśli podobnie, ale ja to wiem. Widzę to w każdym jego spojrzeniu.
- Wiem, że nie! Po prostu naprawdę nie mam ochoty o tym dziś myśleć. Porozmawiamy o tym jutro... dobrze?
- Kurwa Lari... - zaczyna Olo, jednak jedno moje spojrzenie pozwala jej zrozumieć, że na dziś dosyć dyskusji o pracy i okładce Vogue - Dobrze! Kurwa dobrze! - poirytowana wyrzuca ręce w powietrze. Mam ochotę ją uspokoić, ale Luca łapie mnie za dłoń.
- Mama! Stel nie da się bawić, psuje wszystko - słodki zrozpaczony głos mojego synka sprawia, że kompletnie zapominam o wszystkim. To właśnie cały on. Nie mógłby być lepszy niż jest. Fizycznie jest wierną kopią swojego taty. Jego czarne oczy, są identyczne jak u mojego Czarnego. Z trójki moich dzieci, to właśnie Luca szuka zawsze pomocy u mamy.
- Twoja siostra musi o was dbać - odpowiadam mu i biorę go na kolana. Widzę, że nie jest zbyt zadowolony z mojej odpowiedzi więc szybko dodaje - możemy razem zbudować zamek i zwolnić Stellę z warty, chcesz? - pytam, chociaż znam odpowiedź.
- Tak! - krzyczy radośnie , a potem wyrywa mi się i biegnie w stronę Anny Sole która znajduje się na brzegu.
- Przepraszam wszystkich, muszę zbudować zamek - wstaje z leżanki uśmiechając się do wszystkich - to naprawdę ważny projekt!
- Nie potrzebna Ci czasem para rąk? Mogłabym zdziałać cuda, buduje zamki od urodzenia - chwali się Amelia.
- Tak, każde para rąk się przyda! - odpowiada jej, a potem zwracam się do Olo - przestań sączyć szampana, podnieś dupę! Nasze dzieci nas potrzebują - Olga odpowiada śmiechem, ale i tak wstaje. Ruszamy we trzy w stronę brzegu, zostawiając moją matkę i ojca.
- Myślę Lari, że najlepiej będzie jak każda zbuduje swój zamek... jestem pewna, że dostaniesz po dupie... - podpuszcza mnie Olo, a Amelia parska. Obie wiedzą , że kocham wyzwania.
- Będzie Wam naprawdę wstyd jak zobaczycie co jestem w stanie zbudować - rzucam żartobliwym tonem - zaczynamy!
Budowanie zamków z piasku z trójką moich dzieci to naprawdę niesamowicie pobudzające zajęcie. Nie ma chwili bym nie podziwiała całej trójki. Uwielbiam spędzać z nimi czas i chyba naprawdę przeszłam wielka zmianę, ale prawda jest taka, że potrzebowałam jej. Potrzebowałam przestać czuć się i zachowywać jak naburmuszona nastolatka.
- Lauro! Twój zamek jest naprawdę gówniany! - Olga chce mi uświadomić coś o czym doskonale wiem, ale to przecież zabawa.
- Mi chociaż nie pomaga mąż! - krzyczę w jej stronę, jako odpowiedź dostaje fucka. Cała Olo , myślę. Zaczynam się śmiać i widzę , że Amelia robi to samo.
- Mamo! Ten zamek jest okropny - Gwiazdeczka patrzy na nasze dzieło swoim przenikliwym spojrzeniem.
- Wiem, ale czasami brzydkie rzeczy, są piękne w środku... - odpowiadam jej i widzę, że się nad tym zastanawia. Po dłuższej chwili na jej ślicznej twarzy wykwita uśmiech, a ja czuje silne ramię które obejmuje mnie w pasie.
- Dzień dobry mała... - szepcze mi do ucha, to sprawia, że dostaje gęsiej skórki - mnie się podoba Wasz zamek...
Nie ważne ile będziemy razem, nie ważne co zrobi. Zawsze wywołuje we mnie dreszcze.
Konkurs zamków kończy się moim fiaskiem, ponieważ moje dzieci mają swoistą obsesję na punkcie ojca. I nawet zamek, nie jest w stanie powstrzymać bliźniaków przed rzuceniem się na niego. To wspaniale podziwiać ich więź i to ja bardzo Don zmienił się podczas ostatnich 3 lat. Dalej jest sobą jeśli chodzi o to co robi, ale w naszym domu jest człowiekiem o istnienie którego nigdy bym go nie podejrzewała. Dzieci za nim szaleją i ja oczywiście tez.
- Papà!! - przekrzykują się na zmianę. I wiem, że nie ma w tej chwili możliwości bym i ja mogła się nim nacieszyć. Odpuszczam więc. Wstaje i strzepuje piach z kolan. Czuje spojrzenie Massimo , spoglądam w jego stronę i widzę, przepraszające, ale rozbawione oczy.
- Nic nie szkodzi maleńki, mamy mnóstwo czasu - mówię pół głosem.
- Tęskniłem - odpowiada bezgłośnie.
- Ja też!
- Kochanie, słyszałaś?! - mówi z niedowierzaniem, ale ja kompletnie nie wiem o czym. Więc unoszę brwi - babcia Klara mówiła, że ma lody!!!! - Zaczynam się śmiać, bo wiem co robi. Jak zawsze udaje mu się. Anna Sole i Luca zostawiają go w spokoju i biegną w stronę mojej matki. Oboje wiemy, że to tylko chwila, bo Klara nie ma lodów. Więc Czarny szybko bierze mnie w ramiona i wpija się w moje usta. To szybki i bardzo delikatny pocałunek, który sprawia, że chce go jeszcze więcej.
- Naprawdę Don, nie wiem jak możesz tak okłamywać własne dzieci... - mówię drżącym głosem.
- Mała, cel uświęca środki... Nie widziałem Cię od dwóch dni... musiałem szybko coś wymyśleć... - składa pocałunek na moim czole - jakoś mi to wybaczą... - składa kolejny na nosie , a potem słyszę krzyki i wiem, że oboje są w pobliżu. Rzucam mu pytające spojrzenie, on przytakuje.
- Wracają! - mówi z przerażeniem i wypuszcza mnie z ramion. Zaczyna biec w ich stronę i za chwilę cała trójka leży na piachu, śmiejąc się głośno. Wiem, że nie ma sensu im przeszkadzać, będą bawić się tak godzinami. Mijam Domenico, który zbliża się do mojego męża. Przysiadam się do Amelii e moich rodziców. Mówię im szybko, że mam ochotę na prysznic i opuszczam towarzystwo. W drodze do patio, odwracam się raz jeszcze żeby rzucić okiem na ludzi których kocham, a także na plażę, którą tak dobrze znam. Tak, to ta sama plaża, na której kiedyś Kolorowy uczył mnie surfować. To ta sama plaża, na której wyznawaliśmy sobie uczucia. Ta plaża, to coś co zostało mi po nim, on jest jej częścią. Wybaczyłam jemu, wybaczyłam Massimo, a przede wszystkim samej sobie. Tylko tak mogłam z powrotem usiąść tu i móc cieszyć się życiem.


Kanaryjczyk zawsze będzie częścią mnie. Nigdy o nim nie zapomnę, odnalazł mnie kiedy ja sama, na własne życzenie postanowiłam się zagubić. Pokochał mnie, zaopiekował się mną, a potem sam się zagubił. Był dobrym człowiekiem. Uratował mi życie i nauczył mnie kochać w momencie w którym ja i Czarny niszczyliśmy się nawzajem. Gdyby nie on, pewnie byśmy się pozabijali, pewnie zniszczylibyśmy siebie samych i wszystkich wokół. Jestem tego pewna. Czas spędzony z Kolorowym nigdy nie będzie czasem straconym. Ten czas i on, to wszystko przygotowało mnie na bycie kobietą, kobietą którą jestem dziś. Z pewnością nie jestem najlepsza na świecie i nigdy nie będę. Nie jestem najlepsza matką, czy żoną, ale staram się. Wiem, że to właśnie te starania czynią mnie kimś kim zawsze chciałam się stać. Jestem dziś kimś, kim pewnie nigdy bym się nie stała , gdyby nie spotkało mnie to wszytko. Nawet jeśli to złe, to wiem, że potrzebowałam przeżyć to wszystko, by nauczyć się żyć na nowo.


Skupiam wzrok na mężczyźnie, który jest całym moim życiem. Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie co stało się z nim od dnia w którym zażądał 365dni. Jest nowym członkiem. Jest dobrym człowiek. Wiem, że brzmi to dziwnie, biorąc pod uwagę to czym się zajmuje, ale tak właśnie jest. Jest dobry dla mnie. Jest wspaniały dla naszych dzieci. I kocham go. Bóg mi świadkiem, że kocham go całym sercem, chociaż ta miłość już zawsze będzie łączyć się ze strachem jaki odczuwam gdy myślę o jego działalności. Ostatnie trzy lata, nauczyły mnie cieszyć się każdą chwilą, bo nigdy nie wiadomo ile ich mamy. Myślę, że on tak jak ja, cieszy się każdą chwilą i nauczył się wiele od czasu kiedy sądził, że wszystko mu się należy i do wszystkiego ma prawo, tak po prostu. To była długa droga. Długa podróż, którą przeżyliśmy czasami osobno, ale wiem, że skończymy ją razem. Jakikolwiek będzie jej koniec, on jest przy mnie, a to samo w sobie jest wielkim darem.


Wzdycham podziwiając go jeszcze przez chwilę i znów zaczynam iść w stronę domu. Moja głowa jest pełna myśli, pełna planów i pełna pomysłów, na to co zrobię z moim Czarnym, kiedy już uda mu się uwolnić od naszych nieokiełznanych dzieci. Nie miałam go przez dwa dni, co było niemałą torturą. Teraz kiedy jest tutaj wiem, że sen to coś o czym może tylko pomarzyć.


W tej rodzinie jest tylko jeden Don i wbrew pozorom nie jest nim Massimo Torricielli, nawet jeśli tak właśnie mu się wydaje.

365 możliwości.Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu