Rozdział XII

8.8K 154 10
                                    

LAURA

„Jesteś bezpieczna mała. Nic Wam już nie grozi..." przy Tobie nigdy nic mi nie groziło , teraz to wiem.

Budzę się, głowa jest ciężka, czy to sen? Unoszę się na łokciu, gdzie ja jestem? Czuję się tak jakbym wróciła wstecz o jakieś sześć lat. Ta sama sypialnia. Jestem na Sycylii, dzięki Bogu! Wstaje z łóżka, nie widzę Stelli, gdzie ona jest? Dalej jestem ubrana w kwiatowy kombinezon. Muszę szybko siusiu. Spędzam w łazience jakieś dwadzieścia minut, udaje mi się nawet wziąć prysznic i co teraz, skąd wezmę bieliznę? Olo! Ona mi pożyczy. Już mam do niej biec gdy patrzę na garderobę, wszystko jest takie same, są tu moje ubrania. Czarny? Trzymałeś to dla mnie? Kolejny raz serce mi pęka. Wybieram komplet koronkowej czarnej bielizny i zakładam przewiewną sukienkę w której naprawdę mi do twarzy, dokładam do tego sandałki i jestem gotowa . Wchodzę do sypialni i spotykam w niej mojego dawnego oprawcę.

- Witaj Lauro, jak się dziś czujesz?

- Dobrze, Dziękuję, również za te ubrania - gestem wskazuje mu to co mam na sobie, ciekawość bierze górę i pytam bo otwarcie - dlaczego trzymasz dalej wszystkie te rzeczy w Twojej sypialni?

- To była, jest i będzie nasza sypialnia Mała, dla mnie nic się nie zmienia. Powiedziałem Ci już kiedyś, będę z Tobą, albo z żadną inną - jego otwartość mnie rozbraja.

- Gdzie jest Stella?

- Wstała wcześnie rano, pokazałem jej dom i wszystko to należy do niej, potem strasznie ucieszyła się na widok kuzyna i bawią się razem w ogrodzie, pod czujnym okiem Twojej matki, ojca i Olgi, która oczekuje Cię z lawiną pytań - przy ostatnim zdaniu uśmiech w się współczująco.

- Dziękuję Ci Massimo, nie znam słów, którymi mogę opisać Twoja dobroć w stosunku do mnie ...

- Nie martw się mała, musisz coś zjeść jesteś strasznie chuda - jego czarne oczy przeszywają mnie na wylot, nie mogę ruszyć się z miejsca - w południe przyjedzie lekarz.

- Trzeba zrobić DNA - mówię pospiesznie.

- Dlaczego - wydaje się bardzo zdziwiony.

- Myślałam, że wolisz być pewien...

- Lauro, ja jestem tego pewien, spędziłem cały ranek z moja córka i wiem, że nią jest. Jeśli jednak tego chcesz to wykonamy je. Będę miał wtedy możliwość szybkiego nadania jej mojego nazwiska.

- Dobrze... - zmieniam temat i pytam - Ty gdzie dziś spałeś?

- Patrzyłem cała noc na moja córkę i jej matkę, mała - puszcza mi oko wychodząc z sypialni, a mnie robi się słabo.

Kiedy wczoraj dojeżdżałam na prywatną płytę lotniska nie wiedziałam co myśleć i czego mogę się spodziewać. Patrząc na niego, jedna rzecz jakiej chciałam to by mnie przytulił. Tak też uczynił, a ja czułam się w jego ramionach jak w domu. To co czuje jest takie pogmatwane, na wyspach został Nacho i sprawy do rozwiązania. Jestem tu dla Stelli. Chce żeby była zdrowa, bo kocham ja całym sercem.

Schodzę na dół i pospiesznie kieruje się do ogrodu gdzie siedzą dosłownie wszyscy. Nawet Czarny. Jestem tym szczerze zszokowana. Kiedy Stella mnie zauważa, biegnąc do mnie, krzyczy:

- Mamusiu, mamusiu tatuś pokazał mi dziś cały ten dom i powiedział mi, że teraz tutaj mieszkam! Będę miała swój pokój i wszystko inne!! - daje jej buzi w czoło i posyłam najbardziej wymowne na świecie spojrzenie „tatusiowi", który szczerzy się do mnie wraz z Domenico. Potem mu wyjaśnię co oznacza wychowywać dzieci, bo raczej nie ma o tym pojęcia.

365 możliwości.Where stories live. Discover now