Rozdział XIX

6.8K 125 22
                                    

LAURA
„Lauro, kochanie, jestem tu...  jestem tu też dla Was! Będę zawsze przy Was  i waszej mamie i już nigdy Was nie opuszczę... Moja mała ...”  - słyszę Cię Massimo, ale nie mogę nic zrobić,  czuje jak mnie dotykasz, ale ja nie mogę Cię dotknąć. Wiem, że zawsze będziesz przy mnie i Stelli! Nie musisz mnie o tym zapewniać. Znam Cię i wiem to.
Czuje się? W sumie niewiele czuje , z pewnością nie ból który poczułam  po tym jak Kolorowy chłopak strzelił do Massimo, a trafił we mnie. Wiem, że jego już nie ma, nie bardzo jednak wiem jak się z tą wiadomością czuje. Kochałam go i chciałam by żył, ale on nie chciał. Nie opuścił broni , nie potrafił się poświęcić, Don tak. Nigdy bym się nie spodziewała takiego obrotu spraw. To kolejna sytuacja w której nigdy nie chciałam się znaleźć. Kochałam ich obu, każdego na swój sposób. Jeden różnił się od drugiego niewyobrażalnie. Nacho był delikatny i nauczył mnie czuć. Kochałam go i jest częścią mnie, mimo wszystko. Gdybym powiedziała Massimo, że nic dla mnie nie znaczył czas spędzony z Kanaryjczykiem byłabym straszna kłamczuchą.  Nie chce nią być, chcę być z nim szczera, chcę by nasza przyszłość nie skończyła się tak szybko jak się znów zaczęła. Pragnę by być z nim, już na zawsze. Kocham go, to taki typ miłości, który pali od środka. Pragnę go za każdym razem gdy go widzę. Mam w oczach łzy gdy widzę go z córka. Dostrzegam jego starania, wiem jak mu ciężko odnaleźć się w tej nowej sytuacji. Za to wszystko kocham go jeszcze mocniej.
Nie wiem ile czasu minęło, czuje jak zapadam w sen, czasami czuje obecność Massimo, czasami Olo. Słyszę głosy, ale sama nie mogę odpowiedzieć. To naprawdę straszne czuć i słyszeć, ale nie móc w żaden sposób reagować.
Kolejny raz budzę się, czuje ciężar dłoni Czarnego na moim brzuchu, słyszę głosy.
- Panie Torricielli proszę się uspokoić, to może troszkę potrwać – słyszę przyjemny głos.
- Ile jeszcze to ma trwać? – czuje jak Don się niecierpliwi.
Staram się ruszyć czymkolwiek, ale nie mogę,  staram się otworzyć oczy, mówię, ale nikt nie słyszy. Powtarzam sobie cały czas – Laura jesteś silna!
Nie wiem ile czasu mija, głosy ucichły. Znów zostałam sama. Staram się z całych sił otworzyć oczy i zobaczyć co się dzieje. W końcu chyba mi się udaje,  widzę światło.
- Massssssssi... – staram się wymówić jego imię, ale to dla mnie prawie niewykonalne.
To jednak wystarczy by ktoś szybko chwycił moją dłoń.
- Nic nie mów Lauro, jestem tu cały czas.
Teraz widzę go lepiej. Widzę i słyszę jak woła pielęgniarki i lekarza. Za chwilę pomieszczenie wypełnia się ludźmi. Sprawdzają coś, mierzą mi ciśnienie, świecą w oczy małą latarką,  próbuje zamknąć powieki, gdy znów słyszę głos mężczyzny.
- Don Massimo, jutro Pani Laura będzie w lepszym stanie, teraz jednak podam jej środki usypiające – Czarny nie odpowiada, czuje tylko jak jego dłoń znów spoczywa na mojej. Potem czuje ukucie i znów ten błogi stan.
Budzę się, ból głowy jest niesamowity, przeszywający mnie na wskroś. Otwieram oczy i pierwszą osobą jaką widzę jest mała Stella.
- Mamusiu!!! – to słowo ukaja każdy mój ból – Tatusiu! Mamusia się obudziła! – maleńkie dłonie głaszczą moje włosy.
- Lauro jak się czujesz – słyszę głos Czarnego, a potem wyrasta obok naszej córki. Jest nieogolony, ale jak zawsze wygląda świetnie .
- Boli mnie głowa ... wszystko mnie boli... – zaczynają boleć mnie nawet włosy. Sama nie wiem czemu tak się dzieje, ale tak jest.
- Mała, to minie... zabiorę Cię dziś do domu – mówi rzeczowo Massimo.
- Czy Stella może iść zjeść lody? – nie chce by moja córka wychodziła, ale w tej chwili są pytania na które szybko muszę znać odpowiedzi.
Don nie odpowiada, wychodzi. Po chwili wraca z nim Maria i woła małą, która posłusznie idzie razem z nią. Odprowadzam je wzrokiem, po czym znów spoglądam na niego. Dopiero teraz widzę jego zmęczenie. Oh, mój mężczyzna, trwał tu przy mnie,  wiem to.
- Lauro o wszystkim porozmawiamy w swoim czasie , musisz się poczuć lepiej – Don , te słowa wypowiada Don.
- Musisz mi powiedzieć  wszystko teraz ! A przynajmniej tę  jedną rzecz... – wie, że nie może mnie w tej chwili oszukać,  odzywa się po chwili zastanowienia.
- Lauro on nie żyje, po tym jak przestrzelił Ci udo, Domenico wpakował w niego cały magazynek –  jego zimny głos przyprawia mnie o dreszcze. Chyba widzi to, bo siada na brzegu łóżka i kontynuuje – Lauro posłuchaj mnie , Ty najlepiej wiesz, co się stało. Matos nie chciał opuścić broni... – łzy zaczynają władać moim  ciałem – Lauro nie zabiłbym go, gdyby nie zrobił Ci krzywdy,  wiesz o tym doskonale...
Nie wiem co czuje, nie chciałam by życie Nacho skończyło się w ten sposób. Z każdą sekunda płacze coraz mocniej, Czarny przytula mnie do siebie. Nie odpycham go, ponieważ wiem jak było. To ja prosiłam Kolorowego by odłożył broń, nie zrobił tego  chociaż wiedział jaki będzie koniec. To pewnie i tak by się stało, ale świadomość, że nie chciał zrobić tego dla mnie, sprawia mi ból.
- Wiem, ale teraz chce zostać sama, Massimo. Proszę zawołaj lekarza – mówię szlochając.
- Lauro... Nie myśl , że jest mi łatwo. Nie powiem Ci jednak iż mi przykro, bo tak nie jest – jego oczy są bez wyrazu – ten świat rządzi się takimi prawami, ja jako pierwszy mogłem i powinienem był go zabić, już kiedy postanowiłaś z nim być. Nie zrobiłem tego, tylko dla Ciebie – jego słowa są jak szpilki, a on dalej chce je we mnie wbijać – pozwoliłem Ci żyć i nawet jeśli początkowo nie uszanowałem Twojego wyboru ,z czasem musiałem się z nim pogodzić – nie mogę dłużej słuchać,  zakrywam uszy, niestety dalej słyszę co mówi – Marcelo przylatując na Sycylię dał mi , a także Tobie dowód tego, że nie potrafi przegrywać. Reszta należy do Ciebie Lauro.
- Po prostu wyjdź... – mówię do niego, chociaż sama nie wiem czemu, to nie jego wina , ma rację.  Nacho miał wybór, ale ja jestem teraz pełna goryczy i nie umiem myśleć racjonalnie. Czarny patrzy na mnie dalej pustym wzrokiem, potem mnie puszcza i dodaje.
- Niczym nie zasłużyłem na to, starałem się zmienić i być dobry dla Ciebie i Stelli, nie mogę jednak tolerować tego jak mnie traktujesz Lauro. Zdaje sobie sprawę, że wolałbyś, bym to ja był na jego miejscu – jest zimny i smutny i wiem, że skrzywdziłam go kolejny raz, ale on nie rozumie. Ja już podjęłam decyzję,  chce być z nim. Po prostu ciężko jest stracić ważną dla Ciebie osobę.
- Massimo.. przepraszam...- dukam.
- Nie przepraszaj Lauro, ja jestem zmęczony, a Ty jesteś w ciąży...  – jestem zszokowana tym co powiedział, nie moge wydusić z siebie słowa – To za wiele nawet dla mnie... Nasze dzieci i Ty, jesteście dla mnie wszystkim..  – westchnął – ale nie mam siły walczyć z Tobą dłużej...
- Nasze dzieci?
- Tak nasze dzieci, jesteś w ciąży Lauro w szóstym tygodniu, oczekujesz bliźniąt – staram się spokojnie przyswoić to co do mnie mówi – to nasze dzieci, mało brakowało by Twój zmarły ex mąż pozbawił mnie kolejny raz mojego potomstwa – kiedy to mówi widzę jak szczęki mu chodzą, jest naprawdę, ale to naprawdę wkurwiony.
- o Boże, nie widziałam, że jestem w ciąży! To wspaniałe! – popadam z jednej skrajności w drugą, teraz jestem najszczęśliwsza na świecie, potrzebuje Czarnego – Massimo! Przepraszam! – prawie wyrywam welfron, gdy próbuje wstać – przepraszam! Kocham Cię! Chodź do mnie! – krzyczę, ale on patrzy smutnym, pustym wzrokiem. Odwraca się i rusza do drzwi, nie wiem co mam zrobić, panikuje. Czarny staje przy drzwiach i nie odwracając się do mnie mówi.
- Nie martw się Lauro, gdy dzieci się urodzą, będziesz mogła odejść – wciąga głośno powietrze –  z nas dwojga to ja powszechnie jestem uważany za potwora, ale w tej chwili zastanawiam się nad tym czy nie starasz się być lepsza ode mnie  - mówiąc to otwiera drzwi i znika, a moje serce rozpada się na milion kawałków.
O Boże! Nie, nie, nie... To nie tak, nie rozumie mnie.  Kocham go, nie zmieniłam zdania tylko dlatego, że wiem o dzieciach. Zostałbym z nim nawet gdybym nie była w ciąży. Mój Czarny czuje się urażony... zraniony... ma rację,  ale ze mnie idiotka. Śmierć Kanaryjczyka to dla mnie straszny cios, chciałam być sama by się z tym pogodzić. Czarny nie jest drugim wyborem, żaden z nich nie jest. Obaj wnieśli w moje życie mrok, ale i radość. Jednak to Don ostatecznie wygrał i byłabym z nim, a teraz myśli , że jest drugim wyborem. To straszne.
- Pani Lauro, będzie Pani spała po tych tabletkach. Musi Pani odpocząć – lekarz którego słyszałam wcześniej mówi do mnie, to dobrze, że mi leki pomogą mi zasnąć. Czekałam na powrót Dona, czekałam, ale on nie wrócił, więc lepiej bym zasnęła. Bo sama nie mam do siebie siły.
Budzę się i jest już ciemno. Łóżko na którym leżę, to nie to samo łóżko, w którym leżałam gdy zasypiałam. To jest wygodne. Podświadomie wiem gdzie jestem. Unoszę dłoń szukając włącznika i odnajduje go. Jak mogłoby być inaczej? Przecież doskonale wiem gdzie się znajduje. Światło rozświetla moją wielką sypialnię. Naszą, sypialnie. Jestem jednak całkiem sama, nie ma go tu. Dalej gniewa się na mnie. Wiem to. W sumie nie dziwię mu się, znam siebie i wiem jak ja czułabym się na jego miejscu. Unoszę mój telefon jest dziesiąta. Wiem gdzie jest, muszę do niego iść, muszę go przeprosić!
Chciałam wstać, ale moja noga była usztywniona i właśnie w tej chwili zrozumiałam, że jestem uwięziona! Muszę czekać na Massimo, albo kogokolwiek innego kto tu przyjdzie. Byłam zdruzgotana, kilka razy chciałam zadzwonić do Czarnego, ale nie mogłam, sama nie wiem czemu.. wstydziłam się? Możliwe. Leżałam w nicości, rozmyślając o tym wszystkim. Położyłam dłoń na brzuchu i miałam ochotę płakać. Tym razem jednak chciałam płakać ze szczęścia. Bliźniaki- myślałam. Bóg chyba naprawdę stworzył mnie dla Dona. Nie wiem ile czasu minęło, gdy tak patrzyłam w sufit, wiem jednak, że usłyszałam dźwięk naciskanej klamki i otwieranych drzwi. Poderwałam się szybko chcąc jak najszybciej zobaczyć Czarnego. Niestety, to był tylko Domenico. Widząc go ,pozwalam samej sobie, opaść znów na poduszki.
- Lauro, przepraszam. Myślałem, że śpisz, miałem Cię obudzić i tak... – mówi troskliwie, plącząc się – Musisz wziąć leki – podaje mi dwie tabletki i szklankę wody. Automatycznie posyłam tabletki i wodę do żołądka. Potem nie mogę już czekać.
- Gdzie Don? – podświadomie wiem co zaraz odpowie mi mój przyjaciel.
- Wyjechał, miał dużo spraw do załatwienia – ja przestaje oddychać, a on patrzy na mnie badawczo.
- Nie wyjechałby bez pożegnania ze mną,  wyjechał bo jest na mnie zły ! – podnoszę głos na Domenico, chociaż to nie jego wina. To tylko moja wina – odpowiedź mi!
- Już kiedyś mówiłem Ci Lauro, że Don Massimo mi się nie tłumaczy. Powiedział po prostu, że wyjeżdża i zostawił Ci list – mówi to podając mi złożony kawałek kartki – Odpocznij, rano lekarz zmieni Cię opatrunek, Dobranoc – chwilę potem już go nie ma.
Bez zastanowienia i czekania dłużej rozkładam kartkę, wiedzę odręczne pismo Dona, nie ma tego wiele, ale to co jest tam napisane sprawia ból.

„Lauro, kiedyś poprosiłem Cię o 365dni, Ty mi je dałaś. Teraz masz 365 możliwości, żeby ułożyć swoje życie tak, jak tego pragniesz. Cokolwiek zdecydujesz, zawsze będę Cię kochał. Nie potrafię jednak, dzielić się Tobą. Pragnę Cię na wyłączność, pragnę Twojego serca i duszy, nie tylko ciała. Straciłem Cię i nie czuje bym w pełni odzyskał. Cokolwiek postanowisz, nic nie będzie Ci grozić. Ani Tobie, ani naszym dzieciom. – M.”

O Boże! Nie, błagam Massimo, nie rób mi tego. Kocham Cię. Jak możesz uważać inaczej? Przez kilka głupich słów? To tylko słowa... a może jednak słowa to zbyt wiele... sama już nie wiem. Witam z bólem serca, niechciane łzy. Znów Cię zniszczyłam Don- myślę. Dlaczego taka jestem? Sama siebie nie rozumiem. Czuje się potwornie, czuje jak tracę kontrolę nad wszystkim. Tracę kontrolę nad swoim życiem i temu wszystkiemu jestem winna jak zawsze ja sama. Mam niesamowity talent do skomplikowania najprostszej sytuacji. 


365 możliwości.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz