Z dedykacją dla tych wszystkich, którzy siedzą na e-lekcjach
Letnie Grand Prix zmierzało ku końcowi, a ja razem z Maćkiem zachodziliśmy w głowę jak porozmawiać z Hoferem. Samo dostanie się do dyrektora PŚ nie było wcale takie proste. Pare razy kontaktowaliśmy się z Domenem i wspólnie obmyślaliśmy plan, jednak zazwyczaj rozmowę kończyliśmy stwierdzeniem: nie, to raczej nie przejdzie. Dodatkowo najmłodszy z braci uświadomił nam, że będziemy musieli porozmawiać jeszcze z Goranem Janusem. Kiedy powiedzieliśmy o tym Peterowi, początkowo patrzył na nas ze zdziwniem, aż w końcu rzucił wiązankę siarczystych przekleństw. Gdy skończył, stwierdził, że w tym będą musieli nam pomóc, bo ich trener jest niezrównoważonym psychicznie człowiekiem (dodam, że po tych słowach popłakaliśmy się z Maćkiem ze śmiechu).
- Dzień dobry, my mamy do pana jedną sprawę- mówił Kot.- Jest to ściśle tajna akcja i nie ma pan prawa...
- Stop- przerwałam przyjacielowi.- Po pierwsze, patrz się mi prosto w oczy. Po drugie, nie mów rozkazująco- instruowałam go.- Już zapomniałeś, idioto?
Od kilkunastu minut ćwiczyliśmy. Rozmowa z Hoferem musiała przebiec idealnie, każdy szczegół miał być dopracowany. Pominę fakt, że dopiero chwilę temu zorientowaliśmy się, że Walter nie mówi po polsku i cały nasz scenariusz rozmowy będziemy musieli przetłumaczyć na angielski.
- Dzień dobry, my mamy do pana jedną sprawę...
- Źle- skrzywiłam się z niezadowoleniem.- Musisz jeszcze się zapytać, czy możemy wejść.
Mój rówieśnik spojrzał na mnie ze złością.
- Może ty to powiesz, co?- zapytał.
- Czekam.
Skoczek westchnął głośno.
- Dzień dobry, możemy wejść?
- Tak, zapraszam- odpowiedziałam, udając głos Hofera.
- My mamy do pana jedną sprawę. To dla nas bardzo ważne i nikt nie może się o tym dowiedzieć.
- No i pięknie, przywitanie wariant pierwszy gotowe!- zawołałam z zachwytem.- Teraz drugi.
- Dzień dobry, możemy wejść?- spytał Maciek.
- Nie, jestem zajęty.
- Dobrze, przepraszamy.
Spojrzałam na Kota z podziwem.
- No, no, szybko się uczysz- stwierdziłam.- Wariant trzeci.
Mój towarzysz westchnął ciężko. Mijały kolejne minuty, a my ćwiczyliśmy kolejne elementy rozmowy.
- Informacja, wariant pierwszy!
- Wariant dwudziesty!
- Prośba, wariant czwarty!
- Wariant ósmy!
- Wariant dwudziesty piąty!
- Pożegnanie, wariant drugi!
- Wariant szósty!
- Wariant piętnasty!
- Koniec!- krzyknął Maciek i rzucił się na trawę.- Odbiło ci, czy co? Po co tu przyszliśmy, mogliśmy to trenować w hotelu!
Spojrzałam na niego z uśmiechem na twarzy.
- Życie wymaga poświęceń, Maciuś. Tam mogliby nas podsłuchać i uznać, że jesteśmy niezrównoważeni psychicznie.
Moje ostatnie słowa wywołały u nas śmiech. Usiadłam obok przyjaciela i wspólnie podziwialiśmy piękny krajobraz. Co jak co, ale zawody w Polsce to najlepsze co spotyka człowieka w życiu. Najwspanialsze są dni wolne, kiedy możemy pójść w nasze piękne góry, tak jak teraz. Znajdowaliśmy się w naszym miejscu. Miejscu, którego odwiedzanie było nie do końca legalne i niebezpieczne.
- Musimy zabrać tu Domena- stwierdziłam.
Maciek spuścił wzrok i przez pewien czas nic nie mówił.
- Zawody w Zakopanem są zimą- zauważył.
- My nie damy rady?- objęłam go ramieniem.- Pamiętasz, jak prawie tam spadłeś?- pokazałam przed siebie.
- To wszystko przez tą twoją wstążkę- powiedział, patrząc na mnie.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie sytuacji sprzed lat. Byliśmy wtedy małymi dziećmi, nie chodziliśmy nawet do szkoły. Uwielbialiśmy wymykać się z domu i łazić po górach. Nasi rodzice zawsze bardzo się o nas bali, jednak my byliśmy wychowani w górach i potrafiliśmy radzić sobie w każdej sytuacji.
- Życie jest piękne- powiedział Maciek i położył się trawie.
![](https://img.wattpad.com/cover/208445887-288-k200063.jpg)
YOU ARE READING
Straceni |Domen Prevc|
FanfictionNie doceniałam niczego i nikogo. Wyśmiewałam go. Ignorowałam go, gdy mnie potrzebował. Doceniłam go, gdy go straciłam.