- Dzwoniłeś do Petera?- spytał po raz setny Kamil.
- Dzwoniłem, nie odbiera- powiedział, również po raz setny, Wellinger.
Siedziałam pod ścianą, opierając głowę o ramię Maćka Kota.
- Ann, nie płacz...- pocieszał mnie skoczek.- Zobaczysz, będzie dobrze...
- Ty ślepy jesteś...? Nie widziałeś, co tam się stało...? Nie oglądałeś ze mną powtórek i nie czytałeś artykułów...? Zapomniałeś już o tym, co mówią wszyscy...?- wyszlochałam.
Płakałam. Płakałam, bo bałam się o Domena. Strasznie się bałam. A jeszcze jakiś czas temu byłam dla niego taka okrutna... Gdy uderzył o zeskok byłam pewna, że zginął. Że zabił się na miejscu. Razem z Maćkiem oglądaliśmy powtórki tego upadku. Komentatorzy w pewnym momencie ucichli, tak samo jak ludzie na skoczni. Jestem pewna, że każdy myślał o jednym.
- Może powinniśmy tam jechać?- spytał Schlierenzauer.
Nagle Dawid, przeglądający coś w telefonie, powiedział po Polsku:
- Kamil... podejdź tutaj...
Mój brat po chwili był biały jak kreda. Nie wytrzymałam. Wyrwałam Kubackiemu smartfona i zaczęłam czytać. Po chwili ryczałam jak bóbr. Po przeczytaniu tych kilku słów poczułam pustkę. Zrobiło mi się gorąco. Spojrzałam jeszcze na Maćka. Z jego oczu popłynęły dwie, wielkie łzy.
- Może to nie jest prawda... ciągle powstają jakieś fakenewsy...- mówił Dawid, jednak tak, jakby sam nie wierzył w swoje słowa.
- Kamil, o co chodzi?- spytał zaniepokojony naszym zachowaniem Freitag.
- W internecie piszą, że... że Domen...- głos mu się załamał.- Piszą, że nie udało się uratować Domena...
Zapadła cisza.
![](https://img.wattpad.com/cover/208445887-288-k200063.jpg)
YOU ARE READING
Straceni |Domen Prevc|
FanfictionNie doceniałam niczego i nikogo. Wyśmiewałam go. Ignorowałam go, gdy mnie potrzebował. Doceniłam go, gdy go straciłam.