51. Kou

79 19 2
                                    

Wielki szyld sklepu ,, Kolory warzyw " wcale mnie nie obchodził. Cały czas myślałem, o tym co się stało. Pomylił się, ale tak czy siak, wyszło to z jego ust. Zarumieniłem się mocniej.

Weszliśmy do sklepu. Był on jedyny w odległości parunastu kilometrów, ponieważ pensjonat znajdował się w samym środku pięknego lasu. Wnętrze nie było wielkie, lecz przytulne. Starannie poukładane produkty i nieskazitelna czystość pasowały do obrazu właścicielki, która chwilę później pojawiła się za ladą. Miała krótko i równo przycięte włosy, a cała ona wydawała się idealnie symetryczna. Uśmiechnęła się lekko i tak.... Perfekcyjne? (Oczywiście nie bardziej niż Saki zawsze).
-Witam, w czym mogę wam pomóc?- zapytała.
-My po jedzenie- wyszczerzył się Saki, a ja parsknąłem śmiechem, widząc uratowanie na jego twarzy.
-No co? Taka prawda! Duuużo jedzenia. Muszę mieć jakieś zapasy. Jak mam wytrwać między śniadaniem i obiadem, a potem do kolacji?-
-Ja nic nie mówię- starałem się powstrzymać śmiech.
-Pasujecie do siebie- powiedziała kobieta, a ja spojrzałem się na nią. Przypomniałem sobie o tym, że moje i Sakiego palce dalej się splatają. Szybko go puściłem i znowu spaliłem buraka.
-Oh..- wydał z siebie Saki, gdy również zrozumiał, o co chodzi.
-My...- wyjąkałem.
-Nie...- skończył Saki.
-Przecież żartuje- kobieta wybuchnęła śmiechem- To, co wam podać?-

Wracając, do pensjonatu śmieliśmy się i żartowaliśmy. Jednak gdy tylko zapadła cisza, moje myśli wracały do przeszłości.

Gdy pierwszy raz go pokochałem, było lato. Może dlatego zawsze kojarzył mi się z ciepłem. Cała jego osoba zawsze promieniowała. W jego obecności czułem się tak, jakby odganiał część mojego mroku. Wiecie, jak to było?

Dawno temu, była dwójka przyjaciół. Nierozłącznych. Stali ramię w ramię, idąc krok, w krok. Przez śnieg, deszcz, wiatr, czy sztorm. Tej dwójce nic nie było straszne. Dogadywali się bez słów. Znali każdą swoją myśl.
A potem jeden z nich zniknął z życia drugiego, jakby ktoś nożyczkami przeciął ich więź. Minęły lata, nim ich drogi na nowo się połączyły. Jakby ktoś na nowo, związał czerwoną nić przeznaczenia tej dwójki.

-Kou? Wszystko dobrze?- wyrwało mnie z zamyślenia. Spojrzałem na niego zdziwiony.
-Nie- pokręciłem głową. -Po prostu...- zawiesiłem się.
-Hej, wiesz, że mi zawsze możesz powiedzieć.- W tym właśnie problem. Pomyślałem.
-Ja...- Wziąłem głęboki oddech- Tak sobie myślę..- spojrzałem w niebo.- Kiedyś, bardzo kogoś kochałem. Nie wyobrażałem sobie bez niej życia, żadnej minuty, sekundy. Była dla mnie wszystkim, aż pewnego dnia, nasze drogi się rozeszły. Przez długi czas marzyłem, by jeszcze raz, chociaż jeden, stanąć z nią twarzą w twarz, powiedzieć, że przepraszam, że bardzo tęsknię, aż...-
-Aż...- zaczął Saki z powagą w głowie.
-Jakiś czas temu się spotkaliśmy. Właśnie wtedy zrozumiałem, że byłem samolubny. Już raz skrzywdziłem tę osobę, a co jeśli zrobię to znowu- zacisnąłem dłoń w pięść.
-Ej- powiedział Saki i poczułem, jak obejmuje mnie ramieniem-Kou, jesteś moim najlepszym przyjacielem. Wiesz, że cię kocham, posłuchaj. Wyjaśnij tej osobie.,jak jest. Na pewno zrozumie. Znam cię Kou, nikogo byś celowo nie skrzywdził-
-Naprawdę tak myślisz?- Gdybym teraz mu powiedział, czy coś by to zmieniło? Kocham cię jak przyjaciela... Brzmiało to tak pięknie, jednak niemożliwie. Wziąłem wdech i wyszczerzyłem się w sztucznym uśmiechu.
-Też cię kocham, stary- powiedziałem to prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz w życiu.
-Chodź, w pensjonacie zrobię ci herbatę. Pewnie zmarzłeś-
-Dzięki-

Gdy weszliśmy do pensjonatu otoczyło mnie przyjemne ciepło i dopiero dotarło do mnie, jak bardzo było mi zimno.

Dawno TemuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz